Metal Slug Tactics Recenzja

Metal Slug to taka seria, którą wszyscy znają nawet, jak ktoś nie grał. A jak nie grał, to grał, tylko nie pamięta. Run and gun od arkadowych królów z SNK to prosta w obsłudze, trudna, intensywna rozgrywka akcji w naprawdę fenomenalnej oprawie. Koncept jest banalny: wybierasz jednego z członków oddziału żołnierzy wybitnie uzdolnionych w bieganiu w prawo i strzelaniu do wszystkiego, co się rusza. Biegnąc w prawo naparzasz do faszystów, obcych, mumii, zombie, yetich, krabów i czołgów, po drodze czasem ratując biednych więźniów. Pomysł tak prosty i urokliwy, że aż żal w nim mieszać. Ba, nawet nie ma co kombinować z wyglądem. Metal Slug to w końcu jedna z najbardziej ikonicznych stylistyk w historii gier – tego pixel artu z niczym nie pomylisz.

Tymczasem w 2021 zapowiedziano odświeżenie, którego nikt się nie spodziewał. Metal Slug Tactics jest bowiem przeniesieniem gry akcji w realia taktycznej, izometrycznej turówki. Wydawać by się mogło, że pomysł jest więcej niż karkołomny. Jednak za sterami tego projektu stali Francuzi z Dotemu. Ów wydawca w ostatniej dekadzie przywrócił do łask takie klasyki, jak Wonder Boy, Windjammers, Streets of Rage, Faraon czy „chodzone” bijatyki spod znaku Wojowniczych Żółwi Ninja. Stąd nawet pomysł tak karkołomny łechtał wyobraźnię.

Into the Metal Slug

Jak przenieść grę dynamiczną grę akcji w turowe realia i zachować klimat? Po pierwsze, nie zmieniając stylistyki. Metal Slug Tactics wygląda jak Metal Slug i jest przez to jedną z najpiękniejszych gier 2024, bo pixel art i animacje tej serii należą do jednych najpiękniejszych w historii. Po drugie, sięgając po inne inspiracje niż klasykę w postaci X-COM. Główną z nich jest Into the Breach, czyli legendarna już niezależna produkcja taktyczna, z czym twórcy zresztą się nie kryją. Podobnie jak tytuł duetu Subset Games, Tactics to „rogalikowa” gra turowa, gdzie główną rolę odgrywa pozycjonowanie. Wybierasz trzech śmiałków, ich zestaw oręża i zdolności, jeden z regionów, wykonujesz misje o różnych celach głównych i pobocznych, zdobywasz poziomy, lejesz bossa, jedziesz dalej.

O ile jednak w Into the Breach chodziło przede wszystkim o pozycjonowanie wroga – np. w przepaści czy w trasę nadchodzącego nalotu – spin-off Metal Sluga skupia się na odpowiednim umieszczaniu Twoich jednostek na mapie. Wszakże w serii chodzi o bieganie i strzelanie! Twoje postacie nie mają bowiem żadnych zdolności defensywnych i mało HP.

Ej, Metal Slug Tactics, to wygląda znajomo!

Żeby nie ginąć, muszą się przemieszczać. Im dalej poruszysz postać, tym więcej otrzymuje ona punktów uniku – ataki wrogów najpierw wyczerpią ich pulę, zanim zaczną zabierać zdrowie. Zasłony z kolei zawsze będą ograniczać otrzymane obrażenia o daną wartość, póki zasłona się trzyma. Pozycjonowanie jest też o tyle ważne, że generuje Adrenalinę – zasób, który wydajesz na zdolności specjalne – oraz pozwala wykonywać ataki zsynchronizowane. Jeśli podczas ataku przeciwnik znajduje się w zasięgu innej z Twoich postaci, ta zaatakuje go automatycznie, bez marnowania swojego ruchu.

Tak się robi taktykę w 2024

Każda Twoja tura polega więc na maksymalizowaniu zadanych obrażeń i pokonanego dystansu. Postać powinna pozostać w miejscu tylko po to, żeby komuś pomóc, nawet jeśli teoretycznie zajmuje dogodną pozycję. Nie widzisz bowiem, co zrobi podczas swojej tury przeciwnik. Zwykle więc lepiej oddać zdobyty przyczółek i skakać z kwiatka na kwiatek.

Na początku może być Ci się ciężko przyzwyczaić do tego formatu, bo wychodzi on trochę na przekór instynktom wytrenowanym przez lata turowych gier taktycznych. Jak to, nie można się zabunkrować i „kampić” frajerów? Jednak wystarczą sesja, dwie i zaczniesz już szusować po mapie, robiąc nie trzy ruchy, tylko dziewięć. Kiedy Metal Slug Tactics „kliknie”, to będziesz się czuć jak Śmierć, widząc te wszystkie synergie i chore sposoby na manipulowanie wroga.

Metal Slug nawet jak nie jest grą akcji robi wrażenie

Przykładowo, jeden z odblokowanych bohaterów, Trevor, ma zdolność teleportowania się do wroga i zadania mu obrażeń. Jeśli go nie zabije, dostaje darmową akcję, więc przy odpowiednich wiatrach Trevor może przygotować całą mapę dla kompanów. Grenadierka Eri miota oczywiście granatami o większym zasięgu, a po udanym pokonaniu wroga może się jeszcze poruszyć. Kiedy zaczynasz widzieć te wszystkie zależności i możliwości, to Metal Slug Tactics zaczyna smakować jak narkotyk. Jak też na narkotyki przystało – w pewnym momencie haj się kończy. Metal Slug Tactics jest naprawdę pomysłowym i mądrym spojrzeniem na formułę turowej taktyki, ale po drodze czegoś tutaj zabrakło.

Metal Slug Tactics pokazuje też, jak się nie robi taktyki w 2024

Koronnym problemem gry jest problem z balansem i to nietypowy, bo na Twoją korzyść. Typów przeciwników jest relatywnie mało, co nadrabiają przewagą liczebną, ale Twój wachlarz możliwości jest dużo szerszy niż ich. Wspomniana Eri jest podstawową postacią, a bardzo szybko zorientujesz się, że tak naprawdę możesz nią grać solo. Wystarczą Ci ze dwie sesje żeby pojąć, że wiele misji możesz zamknąć w dwóch turach i to nawet nie do końca jeszcze rozumiejąc grę. Z wyłączeniem pojedynczych typów zadań generalnie brakuje tutaj wyzwania.

Świetnym tego przykładem są bossowie: ogromne machiny z punktami życia dobijającymi setki. Niby są wielkie, silne, gra też utrudnia Ci robotę ograniczając Cię do jednego ataku synchronizacyjnego przeciwko nim na turę. Nie stwarzają jednak zagrożenia, bo unikanie ich ataków jest dość proste i prawdziwym zagrożeniem w trakcie walk z nimi są nieskończone zastępy towarzyszących im szeregowców. W efekcie czego te finałowe walki głównie nudzą, bo się przeciągają. Dość powiedzieć, że nigdy nie zginąłem na żadnym z bossów! Zdarzało mi się to w normalnych misjach, ale nie podczas starć, które teoretycznie powinny mnie wypocić.

Niestety, ten wielki mech tylko wygląda imponująco

Nie chodzi mi tutaj bynajmniej o fetyszyzowanie poziomu trudności, bo to w gruncie rzeczy fajnie, że Metal Slug Tactics mógłby być propozycją dla bardziej niedzielnych graczy. Rzecz w tym, że nawet na najwyższym poziomie trudności będziesz przez tę grę śmigać. To z kolei zaburza progresję, bo odblokowanie nowych bohaterów, zdolności czy zestawów uzbrojenia staje się szybko sztuką dla sztuki. Okazji do zdobycia nowych narzędzi dostajesz relatywnie mało, a kiedy już coś dostajesz – rzadko jest się czym jarać. Przy dobrej grze taktycznej powinieneś się czuć jak Erwin Rommel, gdy coś ugrasz. Przy Metal Slug Tactics czułem się dość szybko jakbym ogrywał 10-letnią bratanicę w Eurobiznes.

Metal Slug Tactics mogło jeszcze poczekać w piecu

Brak czasu widać też na poziomie technicznym, bo Tactics wyszło w dość skandalicznym stanie. Błąd goni tutaj błąd. Muzyka, choć przyjemna, szybko zmienia się w kakofonię. W wyniku błędu czasem nakładają się na siebie utwory, więc po skończeniu jednego regionu trzeba było wyłączyć głośniki. Czasem Twoja postać, gdy np. zmieni się w mumię i zginie, lubi wracać w popsutej wersji: będzie jej brakować rąk, z jakiegoś powodu będzie mieć inne zdolności. Do teraz boję się korzystać z funkcji całkowitego zresetowania misji. Kilkukrotnie sprawiła, że nagle z mapy zniknęły wszystkie postacie, bezpowrotnie, a mnie zostało porzucić misję. Przez solidnych kilka tygodni nie dało się też grać w regionie dżungli. Wydajność spadała tam do poziomu kilku klatek na sekundę, niezależnie od platformy.

Można wręcz odnieść wrażenie, że Metal Slug Tactics jest grą we wczesnym dostępie. Pełno tu błędów, twórcy co rusz poprawiają – wydawałoby się, że oczywiste – problemy z balansem, dodają też naprawdę podstawowe funkcjonalności. Tutorial jest mocno przeciętny i jeszcze zostanie doprecyzowany. Dopiero w patchu z 10 grudnia pojawiła się opcja porzucenia sesji i rozpoczęcia jej od nowa. Przy okazji tej łatki doszło do kuriozalnej sytuacji: twórcy ogłosili, że naprawili wspomniany błąd z nakładającą się muzyką… po czym na forach Steam dowiedzieli się od graczy, że on wciąż występuje.

Nie chcę się pastwić nad Leikir Studio i Dotemu, bo robienie gier to ciężki kawałek chleba. Szczególnie takiej jak Tactics: opartej na cyferkach, wielu zależnościach, często skomplikowanych i nieprzewidywalnych interakcjach. Domyślam się zresztą, że przez te trzy lata było o niej cicho nie bez powodu. Jednak fakty są takie, że ta gra potrzebowała jeszcze trochę czasu w piecu. Albo przynajmniej wydania we wczesnym dostępie, które pomogłoby studiu wygładzić kanty i w bardziej kontrolowanych warunkach dopracować grę.

Metal Slug Tactics oferuje też przyjemne wstawki pomiędzy misjami

Z tej gry dopiero będzie hit

Metal Slug Tactics jest tytułem wybitnie frustrującym, bo fundamentalnie jest to świetna gra. Wygląda ślicznie, pomysł na siebie ma naprawdę ciekawy i są tu papiery na „taktyka”, który zachwyci totalnych nowicjuszy i gatunkowych weteranów. Jest to też naprawdę fascynujący powrót kultowej marki co do której można było myśleć, że powiedziała już wszystko, co mogła. Nie da się jednak ukryć, że jest to produkcja mocno niedogotowana. Potrzebuje przynajmniej kilku łatek z balansem i wysprzątaniem problemów technicznych, zanim będzie można ją polecić.

Dlatego z wielkim bólem daję tróję, może trzy i pół, przynajmniej na razie. Być może za miesiąc, dwa moje narzekania się totalnie przedawnią, na co zresztą liczę. Na razie jednak polecam poczekać, niekoniecznie na wyprzedaż.

Plusy

  • oprawa wideo
  • pomysł i elastyczność gameplayu
  • przeniesienie formatu serii w realia taktyczne

Minusy

  • stan techniczny
  • balans i progresja
  • UI, funkcjonalności
3

Dostateczny

Dawniej student projektowania gier na Uniwersytecie Śląskim w Sosnowcu, przez chwilę nawet doktorant. Kurator gier wideo katowickiego festiwalu Ars Independent. Wierny fan twórczości Hideo Kojimy, Yoko Taro i Shigesato Itoiego. Podobno napisał kiedyś tekst, który miał mniej niż 13 000 słów, ale plotka ta pozostaje niepotwierdzona. Ustatkowany Gracz. Z twarzy.