Mortal Kombat 11: Aftermath Recenzja

Do jedensatej odsłony Mortal Kombat wracam regularnie, dlatego ucieszył mnie fakt, że gra dostanie fabularne rozszerzenie oraz kilka nowych postaci i aren. Jak się okazało, dodatkowa historia jest w Następstwach najmniej istotna…

Dodatek jest bezpośrednią kontynuacją głównego wątku. Zaraz po pokonaniu Kroniki Liu Kang chce wykorzystać moc klepsydry. Rytuał przerywa mu powracający z Nicości Shang Tsung, a u jego boku stoją Nightwolf oraz Fujin. Czarnoksiężnik ostrzega, że użycie Klepsydry może być fatalne w skutkach i proponuje inne rozwiązanie, w którym konieczny jest tymczasowy sojusz. Oczekiwać po Mortal Kombat, że zaoferuje porządną fabułę, to jak mieć nadzieję, że Uwe Boll nakręci dobry film. Mam niezły ubaw czytając niepochlebne komentarze pod adresem twórców smoczej serii, że opowieść jest miałka, bez polotu. W przypadku bijatyk zawsze należy brać poprawkę na fakt, że historia ma być jedynie tłem i wyjaśniać powody kolejnych starć. Tak też jest w Mortal Kombat 11 i samych Następstwach. Nie oczekuj więc zaskoczeń, nie licz na dobrą grę aktorską. Dobrzy nadal pozostają naiwniakami, a źli jak zawsze zdradzają. Stoczysz w sumie 27 starć podzielonych na pięć rozdziałów. Całość zajmie Ci przynajmniej kilka godzin, ale oczywiście wiele zależy od poziomu trudności, który wybierzesz na starcie. Cieszy fakt, że dodatek oferuje dwa różne zakończenia, w zależności od podjętej w finale opowieści decyzji.

Gdy przyjrzeć się Następstwom bliżej, okazuje się, największą wartością dodatku nie jest nowa fabuła, ale dodatkowa zawartość, którą oferuje. Na pierwszy ogień idą trzy nowe postacie. Powracają Fujin oraz Sheeva, ale znalazło się również miejsce dla nowego zawodnika – RoboCopa. O ile jako sama postać, jest on dla mnie kultowy, tak do smoczej serii nijak nie pasuje. Na szczęście nie pojawia się w historii, a więc występuje niejako gościnnie. Zagrałem nim kilka rund i na tym koniec. Bardzo natomiast ucieszyłem się z możliwości zagrania bogiem wiatru i królową Shokan. Oprócz zawodników, Następstwa oferują też trzy nowe areny, które doskonale znasz. Klassic Dead Pool, Soul Chamber opisywać nie trzeba. Natomiast jest też lokacja o nazwie Klasyka. Każdorazowo w tle wyświetlane są doskonale znane miłośnikom serii lokacje, skopiowane piksel w piksel. Czuć klimat retro. Jak cholera! Na tym jednak nie koniec, ponieważ dodano również nowe rodzaje wykończeń. Uwielbiane przeze mnie Stage Fatality oraz Frienship. W pierwszym wrzucisz oponenta do basenu z kwasem, czy nadziejesz na kolce sterczące z sufitu, a w drugim wykręcisz mu śmieszny numer, zamiast urywać głowę.

Jak widzisz, Aftermath oferuje sporo nowej zawartości, dzięki czemu żywotność „jedenastki” została przedłużona. Jedyne, co może niecoboleć, to cena. O ile kupując zestaw kompletny jest OK (dostajesz w nim podstawkę oraz wszystkie dodatki), tak samo DLC wyceniono nieco za wysoko. Czy polecam Aftermath? Zdecydowanie tak, ponieważ oprócz dodatkowej fabuły, oferuje nowe postacie, areny i wykończenia.

Plusy

  • Nowa zawartość

Minusy

  • Cena
4

Dobry

Adam to ustatkowany gracz z krwi i kości. Mąż, ojciec, a także wieloletni miłośnik elektronicznej rozrywki w formie wszelakiej. Gry wideo traktuje jako coś znacznie powyżej zwykłego hobby, wynosząc je ponad inne pasje – muzykę i książkę – dostrzegając jednocześnie, jak wiele mają one wspólnego z innymi sferami jego zainteresowań.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*