Na mojej planszówkowej półce próżno szukać tytułów czysto kooperacyjnych. Wśród kilkudziesięciu już pudełek, które posiadam, na ten moment tylko This War of Mine wpisuje się w ten podgatunek gier bez prądu. Powodem nie jest bynajmniej moja niechęć do tego typu rozgrywki. To raczej efekt profilu znajomych z którymi ogrywam kolejne tytuły, a którzy to zdecydowanie bardziej wolą kiedy pierwsze skrzypce w grach odrywa rywalizacja. Mając więc na uwadze moje indywidualne preferencje z wielką przyjemnością sięgnąłem po Pandemic: Gorąca Strefa – Europa. Tym bardziej, że nie miałem jeszcze okazji zmierzyć się z klasycznym wydaniem Pandemic, czyli dobrze już znanym tytułem również wydawanym przez Rebel.
W wielkim skrócie Pandemic: Gorąca Strefa – Europa to okrojona, prostsza wersja wspomnianego klasyka. Prostsza, choć wcale nie łatwa, o czym za chwilę. Jak sama nazwa wskazuje obszarem rozgrywki jest tutaj Europa (w Pandemc to cały świat). Właśnie na mapie starego kontynentu walczymy o znalezienie leków na rozprzestrzeniające się wirusy.
Szybki, przyjemny „coop„
Przygotowanie stołu jest w tytule od Rebela bardzo szybkie. Łącznie z etapem zapoznawania się z zasadami zajmuje maksymalnie 20-30 min. Cały setup zamyka się w rozłożeniu planszy z mapą, startowym rozlokowaniu na niej kostek symbolizujących wirusy, przygotowaniu zestawu kart oraz rozdaniu graczom pionów i losowo przydzielonych postaci.
Potem trwa już tylko intensywna walka o zastopowanie rozprzestrzeniających się wirusów oraz jednoczesne starania o jak najszybsze wynalezienie leków na trzy panoszące się choroby.
Uważam, iż mechanika odwzorowująca procesy towarzyszące epidemiom i niejednokrotnie niemożliwym do przewidzenia zachowania wirusów jest najmocniejszą stroną opisywanej planszówki. Opiera się ona w głównej mierze na kartach, które są siłą napędową tytułu. Jest ich kilka kategorii: karty miast służące do poruszania się po mapie i wyszukiwania leków, karty zdarzeń urozmaicające rozgrywkę, karty mutacji i epidemii wpływające na trudność partii. Mamy też karty infekcji, będące notabene czystym złem, szczególnie w połączeniu z kartami epidemii. To one decydują w jakim mieście, jaki wirus i z jakim natężeniem aktualnie pojawi się na arenie działań.
Jestem przekonany, że każdy gracz lubiący przynajmniej odrobinę strategii od razu doceni powiązanie działania kart z poszczególnymi elementami rozgrywki. Nie chcę za bardzo wnikać w szczegóły związane z instrukcją, więc za przykład wezmę tylko karty epidemii. Które są według mnie wręcz kapitalnym pomysłem. Zawsze kiedy takową wylosujemy będziemy musieli wyciągnąć ostatnią kartę ze stosu infekcji. Następnie do widniejącego na niej miasta dołożyć kostkę wirusa odpowiedniego koloru. Na koniec przetasować wszystkie wcześniej odkryte karty infekcji i ułożyć je na wierzch wspomnianego stosu. Efekt jest taki, że w następnych turach wirusy będą się na pewno pojawiać w miastach, w których już wcześniej dokładaliśmy wspomniane kostki. Uwierzcie, wpływa to na zwiększenie intensywności emocji niesamowicie skutecznie.
W zespole siła
Aspekt zespołowości w Pandemic: Gorąca Strefa – Europa jest również ciekawie zaimplementowany. Jeżeli chodzi o dostępne postaci, do wyboru są: pilot, naukowiec, specjalistka ds. kwarantanny oraz pracownik izolatorium. Każda z nich posiada charakterystyczną dla siebie cechę, której właściwe wykorzystanie w grze może skutecznie przyczynić się do upragnionej wygranej.
Fakt, iż mamy do czynienia z różnymi postaciami momentalnie spotkał się z moją aprobatą. W rezultacie nie tylko otrzymujemy po prostu znacznie ciekawą rozgrywkę, ale zwiększa się też intensywność interakcji między graczami. Wydawca podkreśla, że w Pandemic: Gorąca Strefa Europa wygrywa się i przegrywa jako zespół. I rzeczywiście tak jest. Można oczywiście przesiedzieć rozgrywkę w minimalnym stopniu uczestnicząc w planowaniu wspólnych działań, jednak szybko okazuje się jak krótkowzroczne to podejście.
Pełnię wrażeń oraz ciekawą przygodę z pewnością zagwarantują więc osoby potrafiące wczuć się w role poszczególnych postaci, czyli członków ekipy walczącej z epidemią. Także umiejętne odnalezienie się w klimacie tytułu na pewno pozytywnie wpłynie na imersję. Co biorąc pod uwagę aktualną globalną sytuację nie powinno być chyba szczególnie trudne. Chcę też zaznaczyć, że według mnie gra Rebela najlepiej „działa” w wersji trzy osobowej. Przy dwóch osobach traci trochę na dynamice, a pełny stół (a więc 4 osoby) może powodować delikatny chaos.
Jest szybko, ale niekoniecznie łatwo
Dobrze jest też, aby przy stole usiedli gracze lubiący dłuższe i ożywione dyskusje taktyczne. A to dlatego, że Pandemic: Gorąca Strefa – Europa jest tytułem niewybaczającym błędów. Trzeba się trochę natrudzić, aby mieć pewność co do słuszności podejmowanych decyzji. Zdecydowanie łatwiej jest tu przegrać, niż wygrać. Sytuacja na planszy zmienia się bardzo dynamicznie, a dokładając do talii dodatkowe karty mutacji możemy jeszcze bardziej podkręcić tempo wydarzeń.
Bardzo ciekawym rozwiązaniem jest też fakt, iż każdy z graczy ma w swojej turze do wykonania cztery akcje z dostępnych sześciu. Trzeba więc trochę pogłówkować, i wybrać te aktualnie najodpowiedniejsze i wpisujące się w ogólną taktykę ustaloną przez cały zespół. Dochodzi do tego też pewne dosyć istotne ograniczenie. W chwili kiedy któryś z graczy uzbiera na ręce cztery karty tego samego koloru, może zdecydować się na wykonanie akcji polegającej na wynalezieniu leku na odpowiadającą temu kolorowi chorobę.
Myk polega jednak na tym, że może to wykonać tylko w jednym miejscu na mapie – Genewie. Sprawia to, że dosyć mała mapa staje się niejako większa. Zwłaszcza kiedy chcąc uzyskać pożądany lek musimy przemierzyć kontynent wzdłuż lub wszerz.
Wygląd także ma znaczenie
Jakość wykonania poszczególnych elementów stoi na zadowalająco wysokim poziomie. Plansza z mapą ma solidną grubość i cieszy oczy przyjemnie dobranymi kolorami. Elementy plastikowe są miłe w dotyku, a także pod względem wizualnym.
Także karty, choć początkowo mogą wydawać się zbyt małe, pod względem użytkowym prezentują się bardzo dobrze. Jest to w głównej mierze zasługa odpowiednio sztywnego papieru z jakiego są wykonane. Poza wszystkim natomiast opakowanie ma mały rozmiar, co ucieszy wszystkich tych, którzy tak jak ja borykają się z problemem szybko kurczącego się miejsca na półkach.
Delikatnym minusem jest natomiast zbytnie dopasowanie do siebie dolnej i górnej części pudełka. W efekcie każdorazowe jego otwieranie jest znacznie utrudnione. Przynajmniej tak to wygląda w moim egzemplarzu.
Pandemic: Gorąca Strefa – Europa – podsumowanie
Tak jak wspomniałem na początku tekstu, Pandemic: Gorąca Strefa – Europa było moim pierwszym doświadczeniem z pandemicznymi tytułami wydawnictwa Rebel. I na pewno moim kolejnym krokiem będzie zapoznanie się z pełnoprawną Pandemią.
Mniejszy krewniak wspomnianego klasyka oferuje niezwykle interesującą rozgrywkę, nieskomplikowaną, a jednocześnie daleką od bycia trywialną. Różnorodność kart, losowe przygotowywanie mapy oraz kilka postaci pozytywnie też wpływają na regrywalność tytułu. Także krótki czas rozgrywki (około 30 min) należy rozpatrywać jako plus. Szczególnie jeżeli szukamy tytułu mającego być odskocznią od bardziej rozbudowanych planszówek. Pomimo tego potrafi on też jednak solidnie przeczołgać szare komórki, a wygraną opakować w intensywne poczucie satysfakcji.
Z ręką na moim ustatkowanym sercu mogę stwierdzić, że Pandemic: Gorąca Strefa – Europa praktycznie nie ma słabych stron. A jeżeli są, to tylko kosmetyczne i będące kwestią gustu. Gorąco polecam!