Tytuł produkcji niewielkiego studia developerskiego z Czech mimowolnie nasuwał mi na myśl połączenie Dead Space i Mass Effect. Po cichu liczyłem na to, że Dead Effect 2 będzie taką właśnie hybrydą.
Wokół Dead Effect 2 szum medialny narósł po tym, kiedy do recenzentów została wysłana niefortunna korespondencja, pozwalająca odebrać developera w bardzo niekorzystnym świetle. Wynikało z niej, że osoby / redakcje, które wydadzą niski werdykt końcowy, nie będą brane pod uwagę w przyszłości jako potencjalni partnerzy do współpracy. Wdawanie się w aspekty techniczne owej notki nie ma większego znaczenia, aczkolwiek warto zaznaczyć, że niekoniecznie przychylne noty bez wątpienia znikąd się nie wzięły. Czy była to wendetta mediów? A może faktycznie produkcja BadFly Interactive jest niedopracowanym crapem?
Z motyką na słońce?
Przeniesienie gry pierwotnie dedykowanej urządzeniom mobilnym na platformy stacjonarne to bez wątpienia ogromne wyzwanie. Aczkolwiek niektóre studia developerskie podejmują rękawicę, w efekcie czego użytkownicy komputerów osobistych i konsol dostają naprawdę interesującą produkcję. Doskonałym tego przykładem jest République od studia Camouflaj. Czesi z BadFly również postanowili spróbować swoich sił, tworząc port bardzo ciepło przyjętego przez właścicieli urządzeń napędzanych Androidem oraz iOS-em Dead Effect 2. Gra okazała się apetycznie podanym szerokiej publice FPS-em, traktującym o perypetiach załogi statku kosmicznego opanowanego przez nieumarłych. Fabuła przenosi gracza do 2083 roku, gdy ludzkość zwiedza wszechświat w poszukiwaniu nowych planet do zasiedlenia. Na jednym z promów dochodzi do serii makabrycznych wydarzeń, w rezultacie których zdecydowana część załogi i niedoszłych kolonistów zmienia się w krwiożercze zombie. Jedyną nadzieją na przetrwanie jest powstały na skutek eksperymentu nadczłowiek. Tu wchodzisz Ty.
Nie trzeba nawet ukończyć recenzowanej wersji, aby z całą pewnością stwierdzić, że konwersja tytułu na pełnoprawne platformy przerosła niewielkie studio. Nowa wersja Dead Effect 2 niestety nie ma szansy zaistnieć w świadomości graczy jako warta zainteresowania produkcja. Dlaczego?
Wzorujmy się na najlepszych, czyli czym jest Dead Effect 2
Twórcy Dead Effect 2 garściami czerpali z produkcji definiujących gatunek horroru, w którym pierwsze skrzypce odgrywa intensywna akcja połączona z elementami gore. Już pierwsze sekundy gry przywołały skojarzenie z udanym powrotem serii Doom. Wstaję z łóżka, dookoła dostrzegam zmasakrowane trupy, a chwilę później – i tak już do napisów końcowych – oblany zostaję flakami, wręcz potykając się o wiadra krwi. Łatwo również dostrzec odniesienia do serii Dead Space (statek kosmiczny, naukowcy, przerośnięci acz nie do końca urodziwi oponenci). Do powyższego dodaj Obcego i sensor ruchu, a otrzymasz istny misz-masz rozpoznawalnych tytułów, na których Dead Effect 2 raczył się wzorować. Ze średniej jednak jakości skutkiem.
Z drugiej jednak strony warto podkreślić, że wzorowanie się na najlepszych nie jest niczym złym. Wręcz przeciwnie; jest absolutnie wskazane w przypadku mniejszych studiów developerskich.
Nie zaskoczę Cię zapewne pisząc, że droga do imitacji podobnego efektu jest daleka. Ekipa BadFly Interactive przebyła jedynie niecałą jej połowę, ponieważ w Dead Effect 2 zdecydowanie brakuje dopracowania poszczególnych elementów. Począwszy od grafiki, przez mechanikę rzeczonej produkcji, a na sporej ilości błędów technicznych kończąc. Nie będę szczególnie rozwodził się nad niedociągnięciami, gdyż w mojej opinii nie należy kopać leżącego, aczkolwiek warto wspomnieć o tym, iż wiele lokacji jest kalką poprzednich a detekcja kolizji woła o pomstę do nieba. Do tego dołóż monotonny gameplay sprawiający, że Dead Effect 2 to produkcja na krótkie sesje oraz tragiczne w całej swojej rozciągłości dialogi, zupełnie nie wpasowujące się w ciągłe poczucie zagrożenia, które niewątpliwie powinno towarzyszyć bohaterom.
Czy Dead Effect 2 ma coś na swoją obronę?
Zdecydowanie tak! Rozbudowany system rozwoju postaci jest bez wątpienia jednym z największych atutów rzeczonej produkcji. Masz możliwość nabywania wyjątkowych umiejętności przydatnych w walce z nieumarłymi, ale także inwestowania zdobywanej w trakcie pokonywania kolejnych etapów gotówki w implanty znacznie wzmacniające poszczególne partie organizmu. Do tego dochodzi upgrade’owanie oręża, który możesz nabyć drogą kupna lub zwyczajnie odszukać podczas misji.
Muzyka przygrywająca w tle również spełnia swoje zadanie – buduje atmosferę. Niektóre kompozycje idealnie wpisują się w śmierdzący zgniłym mięsem klimat. Nieco gorzej jest z odgłosami wydobywającymi się z gardeł napotykanych potworów, szczególnie niehumanoidalnych. Nieco komicznie brzmi przypominający bardziej dorodnego cielaka, aniżeli typowego psa stwór, który po przyjęciu stosownej dawki ołowiu zawodzi niczym zawiedziony widokiem pustej butelki ledwie przytomny menel.
Miłośnicy kolekcjonowania dóbr wszelakich również znajdą coś dla siebie. Na każdym z leveli poukrywane są holograficzne emblematy oraz tablety z niejednokrotnie ciekawymi z punktu widzenia fabuły informacjami.
Dead Effect 2 nie jest totalną klapą
W internecie bez problemu znajdziesz sporo bardzo negatywnych ocen wystawionych Dead Effect 2. Bez wątpienia część z nich jest wynikiem wspomnianej we wstępie korespondencji od BadFly Interactive. Ponieważ mimo wszystko staram się oceniać ogrywane produkcje przez pryzmat subiektywnych odczuć, nie wyleję na tę grę wiadra pomyj. Mało tego, jeśli jesteś miłośnikiem tytułów z zombie w roli głównej, polecam Ci zainteresować się recenzowanym tytułem. Owszem, Dead Effect 2 to typowy przeciętniak, ale byłbym nieuczciwy, gdybym napisał, że jawi się ono jako totalne paździerz.
Największymi zaletami Dead Effect 2 są rozbudowany system rozwoju postaci oraz dająca sporą satysfakcję masowa eksterminacja zombie. Gra jest ciekawą propozycją na krótkie, ale intensywne sesje.
Niestety, słaba grafika oraz pokaźna ilość niedociągnięć technicznych sprawiają, że ostateczny odbiór produkcji Czechów jest zdecydowanie poniżej oczekiwań.