Po dwóch pierwszych tomach Bitew Kosmicznych Marines, traktujących o zmaganiach ludzkości z inwazją krwiożerczych orków, Andy Hoare – weteran znający uniwersum Warhammer 40 000 jak mało kto – serwuje Polowanie na Voldoriusa, w którym przywódca Zakonu Białych Szram, Kor’sarro Khan, musi spełnić swoje zobowiązania wobec braci i zgładzić odwiecznego wroga służącego siłom Chaosu.
Jeśli za pisanie powieści bierze się człowiek maczający palce w tworzeniu podręczników z zasadami do W40K jedno jest pewne – nie zabraknie sugestywnych opisów porywających batalii, w których ścierający się ze sobą wrogowie, bez względu na wszystko, pragną jedynie roznieść się wzajemnie na strzępy. Taką właśnie treść oferuje Polowanie na Voldoriusa, w którym fabuła, skupiająca się na pogoni za tytułowym demonem, jest jedynie motorem napędowym kolejnych potyczek z wciągniętymi siłą do armii Chaosu mieszkańcami planety Quintus. Muszę przyznać, że taki układ mi odpowiada. Autor nie sili się na twisty czy filozoficzne przemyślenia nad sensem egzystencji, zamiast tego wypełniając ponad trzysta stron lektury intensywną akcją.
Jak zakończy się polowanie na Voldoriusa?
Według Kor’sarro Khana, przywódcy Zakonu Białych Szram, odpowiedź może być tylko jedna. Aczkolwiek okazuje się, że bez pomocy innych Kosmicznych Marines, pochodzący z dzikiego świata Chorogis mogą mu nie sprostać. Ku zaskoczeniu braci bitewnych, na powierzchni Quintus – planety, na której swoją kryjówkę ma Voldorius, znajdują się również Adeptus Astartes z Zakonu Kruczej Gwardii. Czy pomimo zatargów sprzed lat, uda się znaleźć porozumienie i wspólnie stawić czoła demonicznemu księciu?
Andy Hoare stanął na wysokości zadania, dostarczając pełnokrwistą powieść ze świata Warhammer 40 000. Znajdziesz w niej wszystko, za co można pokochać to niezwykłe uniwersum. Są gorliwi wyznawcy Imperatora i fanatycy gotowi poświęcić swój żywot Mrocznym Bóstwom. Strony niemalże ociekają krwią ofiar odwiecznego konfliktu, a chrzęst ich miażdżonych kości i rozszarpywanych na strzępy ciał przyprawia o gęsią skórkę. Gdy dorzucić do tego niezwykle sugestywne opisy scen batalii, otrzymujesz produkt godny polecenia każdemu miłośnikowi dobrej space opery.
Polowanie na Voldoriusa czas zacząć
Z każdym kolejnym tomem, wydawnictwo Copernicus Corporation, którego nakładem ukazało się Polowanie na Voldoriusa, coraz lepiej radzi sobie ze sprawami technicznymi. Tłumaczenie powinno zadowolić każdego fana Warhammer 40 000, aczkolwiek nie mogło zabraknąć kilku błędów stylistycznych.
Ogromną zaletą całego cyklu Bitew Kosmicznych Marines jest fakt, że każdy tom stanowi odrębną historię. Możesz zatem z pełnym powodzeniem sięgać po Polowanie na Voldoriusa nawet jeśli nie miałeś okazji zagłębić się w lekturze Świata Rynn oraz Helsreach. Oczywiście polecam Ci nadrobienie zaległości, jednak śmiało możesz rozpocząć swoją przygodę od perypetii Zakonu Białych Szram i Kruczej Gwardii.