Jeździłeś kiedykolwiek na skuterze wodnym, nie wspominając już o braniu udziału w wyścigu? Ekipa Vector Unit patrzy w przyszłość, dając Ci możliwość stania się członkiem nielegalnych wodnych rywalizacji. Czy Riptide GP: Renegade wciąga niczym wir wodny i gwarantuje niezapomniane emocje?
Wirtualne współzawodnictwo powinno sprawiać frajdę, ekscytować z każdym następnym wyścigiem. Być wręcz istną fabryką adrenaliny. Dopiero wtedy gracz czuje prawdziwy głód rywalizacji, ekscytuje się kolejnym zielonym światłem dającym możliwość startu, cieszy się z wygranej i płacze, gdy zabraknie kilku sekund definiujących zwycięstwo. Tym razem studio Vector Unit kłania się nie tylko miłośnikom wyścigów ale również skuterów wodnych w futurystycznym wydaniu. Odpowiem zatem na w pełni zasadne pytanie – czy warto zainwestować w Riptide GP: Renegade?
Nielegalna adrenalina
Twórcy gry oddają w Twoje ręce możliwość zostania specjalistą od skuterów wodnych, jak również wzięcia udziału w nielegalnych wyścigach niebezpiecznych maszyn. Gracz ma okazję sprawdzić swoje umiejętności w trybie kariery, pojedynczych wyścigów, kanapowych zmaganiach oraz opcji wieloosobowej. Pierwszy wybór daje możliwość zdobywania wysokich pozycji, idących za tym awansów, ulepszania swojego sprzętu oraz konfrontacji z bossami. Droga do kariery jest jednak wyboista; na wygranie czeka kilkadziesiąt wyścigów w przeróżnych odmianach, takich jak zwykła grupowa rywalizacja, slalom, zbieranie punktów czy czasowa eliminacja.
Do gustu najbardziej przypadły mi starcia z uciekającym czasem; najbardziej frustrował wodny slalom, w którym potknięcia i frustracja były na porządku dziennym. Już sama rywalizacja daje mocno w kość, a gdzie dopiero slalom na wzburzonych falach? Czasami na torze pojawia się również policja, próbująca za wszelką cenę dopaść śmiałków, ze szczególnym upodobaniem sobie… głównego bohatera wyścigów.
Cyrkowi bohaterowie
Wodne wyścigi to jednak mało! Prawdziwi bohaterowie potrzebują nieco więcej barier do pokonania. Czy zatem wielkie fale, ciasne korytarze, wybijające się ku niebiosom skocznie i dopalacze wystarczą? Podczas starć właściwych gracz ma możliwość wykonywania niebezpiecznych i efektownych akrobacji, premiowanych paliwem wspomnianego dopalacza. Za każdy trik rośnie specjalny pasek, zwiększając szansę na bardziej dosadne zmagania oraz ominięcie przeciwników. Za pierwsze trzy miejsca gracz zostaje punktowany gotówką, a awans na kolejny poziom to dodatkowe punkty, jakie można wydać w stosownej zakładce. To właśnie w niej możesz dokupić dodatkowe, jeszcze bardziej wymyślne akrobacje, dodać mocy maszynie tudzież wydłużyć pozostałe paski ulepszeń.
Choć twórcy starali się jak mogli, aby zawody nie były monotonne, wszechogarniającej mnie radości starczyło na zaledwie dwie godziny. Po tym czasie wszystko zostało już odkryte, kolejne lokacje były do siebie podobne, a do rozgrywki z impetem wdarła się nuuuuuuuddaaaaaaa. Sterowanie nie należy do najlepszych, a loteria w postaci długości skoku i pozytywnej próby wykonania triku zaczęła mnie drażnić z każdą następną, źle wykonaną akrobacją. Nieco nadziei dodawał tryb rywalizacji na podzielonym ekranie, jednak średnie kanapowe emocje to zdecydowanie za mało, żeby wychwalać odczucia z nim związane. Z kolei multiemocje nie zostały należycie sprawdzone z prozaicznego powodu – braku chętnych do sieciowych zmagań.
Miałkie emocje i deja vu
Projekty futurystycznych lokacji mogą się podobać, jednak ich wykonanie to już inna para kaloszy. Olbrzymie hangary, wodospady, długie tunele czy widoczne w oddali drapacze z przyszłości, dodają sporo klimatu tej mokrej rywalizacji, jednak graficzna otoczka pamięta jeszcze czasy Xboksa 360. Na ostatniej prostej nie raz kopa dodawała mi elektroniczna muzyka, z szybkim i często dynamicznym brzmieniem. Nowoczesna nuta zdecydowanie została umiejętnie dobrana do tego rodzaju zawodów.
Podobały mi także modele skuterów wraz z ich przyszłościowym designem i drapieżną nutką pochodzącą z silnika. Choć tempo rozgrywki jest odpowiednio wyważone, podobne do siebie akrobacje, mało odczuwalne upgrade’y czy niezbyt duża ilość map sprawiały, że emocje z każdym następnym wyścigiem opadały. Coś jest nie tak, jeśli po niedługiej przecież poprzedniej zabawie, mając chwilę wolnego czasu, nie ma się ochoty ponownie chwycić za stery maszyny. Z pewnością nie są temu winne ekrany ładowania, zawsze wczytujące się w ekspresowym tempie. W obecnych czasach taki rarytas (nawet w tak małych produkcjach) to ogromny pozytyw i wielkie zaskoczenie. Riptide GP: Renegade potrafi wciągnąć i wydobyć ducha rywalizacji, jednak na niesamowicie krótki okres. Chwilę później wszystko staje się do bólu przewidywalne, ulepszenia nie dają frajdy a całość wyssana jest z solidnej rywalizacyjnej satysfakcji. Diabelsko zrywne futurystyczne maszyny zasługują na zdecydowanie lepsze zawody.
Renegade może pochwalić się projektem lokacji i skuterów, szybkim wczytywaniem wyścigów i dodającą kopa do walki muzyką.
Niestety o plusach zapomina się zbyt szybko, z uwagi na niedzisiejszą oprawę graficzną, podobne do siebie akrobacje, brak solidnej zachęty do odkrywania kolejnych etapów i wkradającą się zbyt szybko nudę.