Wasteland 3 w wydaniu czy na PC, czy na PS4 jest bardzo klasycznym cRPG, może nawet tradycyjnym. Nie ma tutaj prób wywrócenia do góry nogami fundamentów gatunku, czy nawet otwarcia trochę formuły. Nie stara się też dorównać – nieosiągalnemu – dziedzictwu pierwszej gry w serii. Zamiast tego, inXile obrało sobie mniej ambitne, dalej trudne cele: naprawić wszystko to, co nie wyszło w Wasteland 2 (a trochę tego było) oraz zrobić dobrego cRPG-a.
Jeśli więc szukasz tytułu igrającego z klasyką gatunku – albo chcesz się na jakiś zdenerwować – zostaje Ci czekać na Baldur’s Gate 3. Wasteland 3 jest czymś tradycyjnym. Tradycyjnie jest to też kolejny dość taki sobie port na konsole, ale o tym za moment.
Dobry, zły i zdesperowany
Wasteland 3 rozpoczyna się krótko po wydarzeniach z dwójki. Baza Strażników Pustyni w Arizonie legła w gruzach i dawna potęga strzegąca prawa na pustkowiu znalazła się w rozsypce. Niedobitkom zostało wyruszyć po pomoc do skutego lodem Kolorado. Tam rządzi niejaki Saul Buchanan zwany Patriarchą. Nie ma jednak nic za darmo – Patriarcha z chęcią wspiera Strażników, jeśli załatwią dla niego pewną sprawę. Chodzi o schwytanie jego niesfornych dzieci, które mają całkiem inny plan na rządzenie Kolorado, które chcą wprowadzić wycinając szlak krwi. Dość łatwo jest wywnioskować z powyższego, że jest to raczej cyniczna gra.
Patriarcha ma szczere intencje i faktycznie doprowadził Kolorado do porządku, ale jest też bezwzględnym dyktatorem i żałosnym ojcem, który sam sobie naważył tego piwa. Jego dzieci to trójka psychopatów, z czego najbardziej kompetentna Liberty też ma chrapkę na dyktaturę; po prostu brutalniejszą. Twoi Strażnicy są skazani na lawirowanie między masą frakcji – to nie jest domek tych Tomków, więc nie mogą specjalnie sobie wolnocić.
Stąd gra wymaga od Ciebie podejmowania wielu decyzji, w których nie ma tak naprawdę dobrych wyborów. Po pierwszym wyjeździe z siedziby Patriarchy stajesz przed wyborem: ocalić mordowanych ranczerów, czy życie sojuszników i niewiele jest dylematów prostszych. Ba, by uzyskać najlepsze zakończenie musisz po drodze zdeptać trochę mniej lub bardziej niewinnych ludzi w imię wyższego celu.
Wasteland 3, czyli Fallout jak spod pióra Gartha Ennisa i jeszcze na PS4
Ton gry jednak nie jest do końca depresyjny, bo dużo tutaj przerysowań i humoru. Atmosferą Wasteland przypomina Fallout, ale gdyby serię pisał Garth Ennis (The Boys, Preacher). Krawędzie są więc ostre, humor mało subtelny i leje się sporo krwi. Ogółem jest nieźle, choć różnie. Znajdziesz tu trochę wieśniackich akcentów i sucharów, albo nudnych pomysłów jak gang meksykańskich klaunów.
W innych miejscach czają się jednak zjadliwe perełki: jak w historii reżyserki filmów porno, która dotarła do władzy po zorganizowaniu tak epickiej i długiej orgii, że nikt nie śmiał powiedzieć nie. Albo z kultem, który czci sterowany przez AI posąg Ronalda Reagana – który puszcza wolno kanibala, bo to przecież Ameryka, a morduje robota-lekarza, bo darmowa pomoc medyczna to komunizm. Szkoda tylko, że koegzystują one obok leniwych motywów, które były stare jeszcze gdy wychodził Wasteland 2.
Wasteland 3 opowiada raczej typową, prostą historię, ale w większości ze smakiem i interesującym klimatem. Najlepiej działa system frakcji, bo faktycznie inXile stara się, żebyś nie mógł mieć ciastka i zjeść ciastka. Miejscami się potyka w kwestii humoru czy motywacji niektórych bohaterów – przynajmniej jedna postać ważna dla finału gry zachowuje się nieco durnie, żeby wymusić konflikt. Mimo tej przesady, czuć jednak ten Miecz Damoklesa nad głową. Wiele współczesnych cRPG oferuje tyle idealnych ścieżek pośrednich, że czasem alternatywne opcje można traktować jak porażkę. W Wasteland 3 odczuwalny jest koszt Twojej zabawy – wielokrotnie tutaj kogoś permanentnie wkurzysz, w tym członków drużyny.
Taki XCOM, tylko z syntetykami
Kiedy nie rozwiązujesz cudzych problemów i nie rozmawiasz z NPC – w stylu klasycznej listy dialogów, nie BioWare’owych kółeczek – przede wszystkim się bijesz i strzelasz. Walka rozgrywa się tutaj jak w XCOM: w turach, na siatce, z procentowymi szansami na trafienie i zdolnościami specjalnymi. Rewolucji znowu nie ma, co najwyżej masz punkty akcji do wydania jak w Fallout. Nie szkodzi, bo to dobra taktyczna walka w stylu XCOM. Tak jak strzelaniny oceniam po jakości shotguna, tak gry w tym typie na podstawie frajdy z gry snajperem.
Oznajmiam, że snajperzy są pyszni. Niespodziewane zdjęcie wroga jednym krytycznym strzałem za każdym razem smakuje tak samo dobrze, a jednocześnie nie stanowią oni mobilnych przycisków „wygraj mi tę grę”. W „dwójce” tym przyciskiem był strzelby. Tutaj wypadają już słabiej, ale dlatego, że nabierają mocy dopiero z czasem. W tym zawiera się cel tej gry w kategorii mechanik: nie rewolucjonizować, po prostu naprawić to wszystko, co nie zadziałało w poprzedniczce.
Wasteland 2 miał straszny próg wejścia. Pierwsze dostępne lokacje były jak z jakiegoś horroru, ale jego ósmej części: wrogowie potężni, broń słaba, amunicji mało… Do tego zakałapućkać mogłeś się sam, bo gra długo nie zdradzała kart. Musiałeś stworzyć sobie małą drużynę Strażników, ale w ciemno – pierwsze starcia nijak nie sugerowały ogólnej mocy Twojej ekipy. Zrobiłeś postać biegłą w wielu rzeczach? Gratulacje, będzie bezużyteczna.
Wasteland 3 naprawia błędy po starszej siostrze
Wasteland 3 dużo popuszcza. Poziom trudności jest konsekwentny i jednocześnie dłużej trzyma w napięciu, a dużo mniej frustruje w pierwszych -nastu godzinach. Własnych Strażników możesz teraz produkować taśmociągiem w bazie głównej, więc jeśli zepsułeś startowe dwie postacie, to w zasadzie bez uszczerbków możesz je sobie wymienić lub dołożyć specjalistów. Nie będziesz też co chwilę wczytywać gry. Teraz po prostu musisz podnieść daną umiejętność na odpowiedni poziom, żeby np. otworzyć drzwi. Losowość w tych kwestiach lepiej zostawić grom takim jak Disco Elysium, które z tej niepewności robią atut.
Jest to wszystko fajne. Wasteland 3 dostarcza prostych, cRPG-owych przyjemności. Jest solidna historii, mniej lub bardziej udane postacie, dobra walki, która ani nie męczy, ani nie przestaje cieszyć. I cieszyłbym się tym wszystkim dużo, dużo mocniej, gdybym ogrywał tę grę na PC. Mnie przypadła wersja na PlayStation 4 i trzeba przyznać, że grałem w warunkach mniej niż idealnych.
Dobra, to nie jest port tak zły jak np. konsolowe wersje Torment: Tides of Numenera czy Pillars of Eternity. Wasteland 3 wygląda okej i działa akceptowalnie, przynajmniej w stosunku do dynamiki gry. Od strony technicznej mogę przyczepić się do częstych crashy – gra potrafiła wyrzucić mnie do dashboardu nawet 3 razy na godzinę zabawy – i czasów ładowania. Po doświadczeniach z tą grą oraz Marvel’s Avengers zaczynam myśleć, że te tytuły specjalnie wychodzą u schyłku tej generacji, żeby przekonać mnie do tych ekspresowych ładowań na PlayStation 5. To ma zostać poprawione w patchu, który pojawi się już po tej recenzji. Zobaczymy, większy problem mam z interfejsem i przeniesieniem tej gry na warunki konsolowe.
Wasteland 3 na PS4 zostawia wiele do życzenia
Po pustkowiach poruszasz się za pomocą lewej gałki analogowej. Już tu wychodzi problem, bo masz śmiesznie mało kontroli nad kamerą. To z kolei utrudnia przygotowanie zasadzek i ustawienie zespołu, co z kolei jest kluczowe. Ba, czasem utrudnia nawet zobaczenie co się dzieje w trakcie walki. Kilkukrotnie musiałem wczytać grę, bo gra nie pozwoliła mi zobaczyć sojusznika, w którego trafię.
Podejrzewam, że pathfinding irytuje również na PC, ale na konsoli już trudno sobie z tym poradzić. Twoi ludzie nieporadnie biegną za liderem wchodząc w pułapki i pole widzenia wrogów; a zwłaszcza, gdy idą akurat coś rozbroić i otworzyć. Można rozdzielić drużynę i wydawać indywidualne polecenia, ale grze brakuje do tego pauzy. Na padzie po prostu nie ogarniesz ich na tyle szybko, więc często byłem znajdywany przez przeciwników, których nawet nie widziałem.
Brzmi jak drobnostki, ale one realnie wpływają na Twoje opcje taktyczne i komfort rozgrywki. Grając na konsoli czułem, że gram w złą wersję tej gry. A przecież Divinity Original Sin 2 pokazało, że jak najbardziej da się zrobić to dobrze. Wasteland 3 na PS4 jest solidnym cRPG w gatunku – nieźle napisanym, nieźle grywalnym – który wypełni lukę w sercu na 40, 60 godzin. Ale lepiej w niego zagrać chyba na PC; fanatycy mogą dodać wtedy jedno oczko do oceny.