Kryzys supertożsamości

Lubię Avengers, najnowszą grę Crystal Dynamics. Nie mam też specjalnej ochoty w nią grać.

Lubię, bo w tej produkcji widać, słychać i czuć masę pasji. Twórcy uwielbiają komiksy Marvela, znają się na tych postaciach i kiedy mają okazję rozwinąć skrzydła, to owa pasja wyziera z ekranu telewizora. Przykrywa to zresztą elementy, które normalnie mogłyby męczyć. Projektom z miłości można wybaczyć naprawdę sporo, jeśli autorzy potrafią zarazić gracza nawet kapką swych uczuć. Jednocześnie tym bardziej kontrastują te momenty, w których czuć inną pasję: do tabelek w Excelu, raportów z focus testów i haseł o „tożsamości brandu”.

Zanim opowiem dokładniej o tych dwóch wilkach żyjących w środku Marvel’s Avengers, postawię prosto z mostu, czym ta gra w ogóle jest. Otóż jest to Warframe, tylko w rolach głównych występują superbohaterowie których znasz z komiksów i filmów Marvela. Tak, jest to tak zwana gra-usługa – zdobywasz poziomy, łupy i lejesz wrogów wkoło Macieju.

Panna Khan jest gwiazdą tego widowiska

Avengers nie tylko w kooperacji

Z tym większym zaskoczeniem dowiedziałem się, że występuje tutaj nie tylko kampania dla jednego gracza, ale i do tego jest ona całkiem niezła. Zanim dokopiesz się do tej „usługowej” części Avengers, to czeka Cię jeszcze około 15-20 godzin liniowej, całkiem klawej zabawy.

Avengers przedstawiać nie trzeba, stąd Crystal Dynamics mądrze zresztą olewa ich origin story. Natomiast trzeba już jakoś wprowadzić Cię w ich świat i w tym celu genialnie wykorzystano postać, której z filmów kojarzyć nie będziesz: rozciągliwą Kamalę Khan, przyszłą Ms. Marvel. Kamalę poznajesz na A-Day, konwencie organizowanym przez Avengers podczas której nastoletni fani mogą spotkać się ze swoimi ukochanymi superbohaterami. Dziewczyna jest na nim, bo napisała jedno ze zwycięskich fan fiction o Avengers – jest taką właśnie superfanką, znającą na wyrywki przemowy Kapitana Ameryki i biografię Tony’ego Starka. Zanim tragedia uderzy w A-Day i Avengers rozpadną się na pięć lat, Kamala zdąży poznać swoich superbohaterów. Są oni dokładnie tym, na co liczyła – i na co ja liczyłem.

Historia opowiadana w grze – o Kamali, która zdobywa superbohaterskie ostrogi zbierając drużynę do kupy – nie należy do specjalnych hitów. Ot, dość pretekstowa, komiksowa jatka z Inhumans w tle i ze świetnie wyglądającym MODOKiem w roli antagonisty. Fabularnego mięsa jest w niej może mniej więcej tyle, co w pierwszych Avengers Jossa Whedona. Ot, przed wyruszeniem w drogę na „złola” trzeba zebrać drużynę, a potem następuje łubudubu. Jest smaczek zwiastujący bardziej szalone przygody w przyszłości, ale szału ze zrozumiałych powodów nie ma. Widać też bardzo moment, w którym ambicje Crystal Dynamics musiały zostać gwałtownie przycięte. Akurat tak, żeby zdążyć z multiplayerową „post-grą”, która przypomina scenę otwierającą Czas Ultrona: drużyna w jakiejś leśnej głuszy wyrusza zlać złoczyńców, niemal jak w normalnej pracy.

Gęsty deszcz wschodzących supergwiazd

Kampanię tę ciągną przede wszystkim bohaterowie. Pierwsze skrzypce gra oczywiście Kamala Khan, która stanowi „wejście” gracza w ten świat. Wcielająca się w nią Sandra Saad to kandydatka na rolę roku – dziewczyna wypowiada wiele kwestii, które z ust mniej wprawnej aktorki brzmiałyby naiwnie. Saad udaje się brzmieć inspirująco i szczerze; jej zaraźliwy entuzjazm udzieli się też Tobie.

Generalnie casting na superbohaterów udał się znakomicie. Na szczególne wyrazy uznania zasługuje Troy Baker, który występuje jako Bruce Banner. Baker nie mówi głośniej niż pół-szeptem, jąka się i jest niesamowicie niezręczny, dodając grze zaskakujący ładunek humoru; jednocześnie nie gubi on pewnego patosu należnego postaci jak filmowy Mark Ruffalo, który po Thor Ragnarok pozostał już zbitką neuroz. Nolan North i Travis Willingham, odpowiednio Tony Stark i Thor, mają mniej do zagrania, ale mądrze nie grają karykatur z filmów. Również niezmordowana Laura Bailey wyciąga ile się da z postaci Czarnej Wdowy dając jej pewien pazur, którego długo szukała ScarJo.

Wyjątkiem w obsadzie jest, ku mojemu wielkiemu smutkowi, Kapitan Ameryka. Grający go Jeff Schine brzmi nudnawo i bez polotu. Jego Steve Rogers pozbawiony jest charyzmy i skromności chłopaka z Brooklynu, która pozwoliłaby uwierzyć w tego bohatera i to, że bez niego Ameryka się rozpadła. Nie chodzi nawet o to, że Schine nie jest Chrisem Evansem. Po prostu brzmi raczej jak standardowy bohater gier akcji z okolic roku 2010, odstając na tle reszty. Na szczęście tarczą rzuca się już wyśmienicie.

Z tarczą i na Mjolnirze

Przez większość zabawy będziesz się lać. W różnych kombinacjach, w różnych lokacjach i czasem to lanie jest środkiem do różnych celów, ale zawsze będziesz kogoś lub coś bił. Kampania rozsiewa gdzieś zagadki czy sekwencje platformowe, ale ulatują one z niej gdzieś w połowie na rzecz bitki; mniej więcej wtedy, gdy fabuła zaczyna się spieszyć. Nie odczytuj jednak pewnej mojej zjadliwości jako braku entuzjazmu – walka to akurat czysta, niespodziewana przyjemność. Choć następuje ona po chwili, gdy odblokujesz odpowiednie zdolności: nie ma za dużo grindowania, ale z początku każdy bohater jest trochę miękki i dopiero od poziomu 15 zaczynają robić właściwe wrażenie.

Avengers leją się dość klasycznie z wykorzystaniem kwadratu do bicia lekko, trójkąta do bicia mocniej i kółka do unikania bicia. Na spustach jeszcze można walczyć na dystans – czy to z pistoletu, czy rzucając tarczą albo kawałkami betonu. Kto grał w Spider-Mana z 2018 roku odnajdzie się raczej szybko. Jest żonglowanie przeciwnikami w powietrzu, umiejętności specjalne, kombosy… Nic oryginalnego, ale jak udowodnił tegoroczny hit Sony, Ghost of Tsushima, w prostocie można ukryć wiele głębi.

Może i nie masz stu tysięcy ciosów, ale każdy z nich inaczej wpływa na przeciwników. Szalenie ważne są np. ataki pozwalające obrócić wroga o 180 stopni czy odpowiednie kasowanie rozpoczętych ruchów. Twoje dość pokaźne drzewko umiejętności pozwala Ci też bardzo dokładnie dostosować styl gry. Niemal każdą zdolność można przestawić w konkretny tryb działania, a to zanim zaczniesz bawić się ekwipunkiem. Na początku może być nieco „miękko”, ale z czasem wychodzi wspomniana ogromna pasja twórców do tych postaci.

W Avengers, Hulk jest jak Hulk. Na szczęście!

Crystal Dynamics stworzyło super drużynę

Gros frajdy bierze się jednak z tego, kim walczysz. Schemat walki być może jest jeden, ale Crystal Dynamics zbudowało na tej kanwie grupę unikatowych bohaterów. Choreografia walk w widoczny sposób inspirowana jest kinowym Marvelem – jedno kombo Iron Mana żywcem jest wzięte z pierwszego filmu, gdy Stark „odwiedza” terrorystów w Gulmirze – ale to tylko jeden ze składników koktajlu. Rozciągliwą Ms. Marvel nie gra się jak resztą zespołu. Jest gibka, ciosów unika gwałtownie wyginając się i kurcząc; pod przyciskami pada łatwo wyczuć jej elastyczność, ale i ociężałość wynikającą z braków w technice.

Zupełnie inny jest Kapitan Ameryka – czuć impet jego tarczy, czy szarżujesz nią we wroga czy odbijasz ją od trzech oponentów, by kopnąć ją z powrotem jak na filmach. Udało się nawet z dwójką najtrudniejszych bohaterów do przedstawienia, czyli Hulkiem i Czarną Wdową. Wielka Zieleń nie jest papierowy, fantastycznie czuć ciężar jego skoków i wynaleziono cwany sposób na przedstawienie jego niezniszczalności: atakując może regenerować zdrowie.

Wdowa z kolei, która nie kojarzy się z niczym konkretnym, ma swoją własną niszę dzięki fantastycznej choreografii ciosów, a mechaniczne: broni palnej i lince z hakiem. To jest pierwsza postać, jaką „wymaksowałem” i granie nią było jedną z fajniejszych interaktywnych rzeczy w moim 2020.

Gra nieusłużna

Wszystko to fajne, niestety Avengers samo staje sobie na drodze do dobrej zabawy. Konkretniej robi to zaś ta „usługowa” część gry.

Powtarzalność rozgrywki czy mało satysfakcjonujące cele i nagrody byłyby absolutnie do przełknięcia, bo gameplay jest solidny. Przeszkadza wszystko wokół. Np. to, że te wszystkie jatki odbywają się niemal zawsze na tych samych przestrzeniach; map jest kilka, ale oglądać będziesz 2-3 z nich, bo tak Crystal Dynamics zaplanowało post-grę. Część zadań nie zawiera żadnych wariacji; misje z otwieraniem skarbców SHIELD rozgrywają się zawsze w tym samym magazynie. A będziesz je otwierał często, bo gwarantują łupy i są konieczne do przejścia dalej.

W Avengers jest, oczywiście, szpej do zebrania

Albo przeszkadza fatalny interfejs poza rozgrywką. Podczas zabawy zbierzesz kupę szrotu – czyszczenie z niego inwentarza to żmudne zaznaczanie każdego przedmiotu z osobna. Żeby coś załatwić w bazie, trzeba tam też osobiście pójść. Nie mówię o imersyjnych zabiegach! Żeby zgarnąć codzienne zadania dla dwóch frakcji (SHIELD i Inhumans) czy kupić nowy sprzęt, trzeba biegać od jednego końca na drugi każdej z nich. Oczywiście obie oddziela przydługi ekran ładowania.

Avengers vs. Technikalia

Albo to, że nie zadbano o dobry matchmaking. Szukanie gier to męczarnia – nawet po dużym patchu często trzeba czekać kilkanaście minut na zebranie drużyny. Nie ma cross playu, chociaż nie ma przeciwko jego implementacji żadnych przesłanek. Możesz grać solo, ale to skazuje Cię na naprawdę idiotyczne boty. Steruje nimi jedna z najgłupszych SI z jakimi miałem do czynienia, szczególnie, gdy przychodzi Cię ratować z opresji. Jeśli zdarzyło Ci się paść piętro wyżej, zapomnij o pomocy – boty po prostu do Ciebie nie przyjdą. Nawet stojąc obok mogą tego nie zrobić. Jeśli Twoi kompani odpalą umiejętność ostateczną, to zapominają o wszystkim, co nie jest klepaniem wrogów.

A największym wrogiem tej gry jest jej skandaliczny stan techniczny. Marvel’s Avengers przesunięto z maja na wrzesień, ale można odnieść wrażenie, że powinna była dojrzewać jeszcze dłużej. Dawno nie napotkałem podczas zabawy w grze na tyle błędów. Znikają modele postaci, notorycznie psują i zapętlają się kwestie dialogowe. Wrogowie gubią się za drzwiami, pod mapą, za teksturami, czasem nie dając skończyć zadania. Jeden z bossów, Abominacja, permanentnie psuje się jeśli umrę podczas walki z nim; po załadowaniu checkpointu stoi jak słup soli i ranią go tylko ataki obszarowe.

Na podstawowym PS4 plamy daje też optymalizacja. Czasy ładowania są za długie, a pod koniec kampanii robi się taki kocioł, że klatki spadają nawet poniżej 20. Część z tych problemów naprawił duży patch – ale gra dalej ładuje się za długo, a działanie dalej nie jest satysfakcjonujące. Zaliczyłem też przez ten miesiąc ze cztery twarde crashe, w tym jeden który zawiesił całkiem konsolę. Lepiej poczekać na wersję na PS5 – chyba, że aż tak chcesz zaklepać Spider-Mana.

To jest ekran ładowania w Avengers. Powinieneś się z nim zaprzyjaźnić, bo często go będziesz oglądać.

Avengers jest grą-usługą, która nie nauczyła się niczego od poprzedniczek

No i Avengers cierpią na odwieczny problem tego typu gier: brak zawartości na start. Gry-usługi planowane są na lata, w efekcie czego najwięcej cierpią ci gracze, którzy kupują je na premierę. W tytule jest mało map, sześciu bohaterów i brak tzw. „endgame” w której to fazie mogliby się wyszaleć ci, którzy już włożyli kilkadziesiąt godzin w zabawę. Patrząc na brak zawartości czy idiotyczny interfejs w tej i innych grach tego typu odnoszę wrażenie, że ich twórcy działają w jakiejś próżni. Jakby w ich świecie Warframe czy World of Warcraft nigdy nie powstały i nie rozwiązały pewnych problemów. Albo jakby chociaż nie było Destiny, z której wczesnych błędów można by się wiele nauczyć.

Lubię grać w Marvel’s Avengers, a jednocześnie nie chcę grać w Marvel’s Avengers. To uczucie może jednak minąć, jak już gra przechoruje swoje premierowe problemy. Jednak to zapewne zajmie trochę czasu – może jeszcze miesiąc, tak akurat na premierę nowych konsol Sony i Microsoftu. Na razie są podstawy na świetny symulator Avengers, do którego chętnie będę wracać – mam nadzieję, że też w tekstach. Tylko najpierw musi ta gra-usługa zacząć oferować obiecane usługi. Albo chociaż działać dobrze. Chociaż tyle, że mikropłatności nie są uciążliwe.

Najsmutniejsze jest może to, że grając w kampanię kompletnie nie czułem potrzeby, żeby to była gra-usługa. Gdy się już kończyła – spektakularnie, ale i pędząc przed siebie – było mi strasznie smutno, że to po prostu nie była singleplayerowa przygoda Kamali Khan i jej idoli. Może wtedy nie musielibyśmy gdybać czy to, co dostaliśmy, będzie lepsze za parę miesięcy.

Plusy

  • aktorzy
  • Kamala Khan!
  • system walki
  • kampania - tak do połowy
  • przedstawienie superbohaterów
  • bez zbędnego grindu

Minusy

  • mało rzeczy do roboty
  • słaba wersja na PS4
  • czasy ładowania
  • masa błędów
  • słaby interfejs
  • nudne, powtarzalne poziomy
3

Dostateczny

Dawniej student projektowania gier na Uniwersytecie Śląskim w Sosnowcu, przez chwilę nawet doktorant. Kurator gier wideo katowickiego festiwalu Ars Independent. Wierny fan twórczości Hideo Kojimy, Yoko Taro i Shigesato Itoiego. Podobno napisał kiedyś tekst, który miał mniej niż 13 000 słów, ale plotka ta pozostaje niepotwierdzona. Ustatkowany Gracz. Z twarzy.