Czy ekipie znanej z serii Sniper Elite udało się zaspokoić fanów masowej eksterminacji zombie? Gracze będą zadowoleni, nawet bardzo.
W życiu uwielbiam trzy rzeczy – czas spędzony z synem, czekoladę i… hurtową rzeźnię napierających hord umarlaków. Zabawa polegająca na efektownej eliminacji żywych trupów nie dość, że nie chce się znudzić, to w dodatku sprawia coraz więcej frajdy. Kolejna tego typu apetyczna propozycja, to produkcja studia Rebellion odpowiadającego za przygody snajpera Karla Fairburne’a.
Zombie Army 4: Dead War jest kooperacyjnym spin-offem Sniper Elite, więc fani cyklu z pewnością znajdą tu coś dla siebie i dodatkowo zajmą się krwawą jatką na umarlakach liczoną w grubych tysiącach. Tytuł oferuje nie tylko wyśmienitą frajdę związaną ze strzelaniem, ale też tryb przetrwania, długą kampanię i niższą cenę premierową.
Niezniszczalny Fuhrer i jego „Plan Z”
Jeśli liczyłeś na ostateczną wygraną w czasach II wojny światowej to pora na alternatywną wersję wydarzeń. Hitler widząc, że podbój świata nie idzie po jego myśli, a produkcja bomby atomowej wciąż jest na ukończeniu, postanawia zrobić coś gorszego – wcielić w życie „Plan Z”. Choć wcześniej w Zombie Army Trilogy udało się pokonać szefa nazistów, to jednak jest on nieugięty i wraca z piekła z jeszcze bardziej ogromną armią nieumarłych. Zombie zalewają świat w zastraszającym tempie, a jedną z szans na wygranie tej zgniłej wojny jest czterech śmiałków, gotowych przyjąć na klatę brzemię ratowania ludzkości.
Choć największe emocje można odczuć grając w czteroosobowej ekipie, to również samemu zabawa jest przednia i potrafi wciągnąć na długie godziny. Rozgrywka polega na przedzieraniu się przez ulice pełne umarlaków, wykonywanie prostych zadań, odpieraniu hord czy docieraniu do kolejnych punktów odpoczynku, czyli schronienia pełnego amunicji, stołów warsztatowych i apteczek. Czasami rozgrywka była tak intensywna, że wchodząc do kryjówki cieszyłem się jak dziecko z możliwości krótkiego odpoczynku, uzupełnienia ekwipunku czy upgrade’owania arsenału. Po ukończeniu kilkunastogodzinnej kampanii można spróbować sił w Przetrwaniu, czyli odpieraniu coraz to groźniejszych fal nieumarłych i odblokowywaniu następnych fragmentów lokacji. Intensywna rozgrywka robi swoje i po każdej porażce aż chce się zacząć od nowa, aby zdobyć lepszy wynik.
Funtastyczne zombie-combo
W najnowszej propozycji brytyjskiego studia zagrało praktycznie wszystko – od miodnego gameplay’u, świetnej grafiki, przez masę ulepszeń, mniejszych rozwiązań w rozgrywce aż na klimacie kończąc. Chcesz to walczysz jak snajper i cieszysz oczy spowolnieniami typu x-ray kill cam, delektując się penetracją pocisku zgniłego ciała. Podczas starć możesz być jak kamikadze, brnąc do przodu niczym buldożer i z karabinem u boku kolekcjonować kolejne headshoty lub łączyć oba style polewając je sosem z efektownych finisherów czy wybuchową alternatywą. Zdobywając kolejne punkty doświadczenia stajesz się coraz bardziej potężny, możesz więcej, broń staje się bardziej wydajna, a umarlaków przybywa w zastraszającym tempie.
Co rusz pojawiają się nowe, bardziej śmiercionośne jednostki, typu obładowany ładunkami wybuchowymi samobójca, zombie z ognistym zgniłym podmuchem, uzdrowiciele zabitych nieumarłych, opancerzone osobniki czy więksi bossowie. Pod tym względem dzieje się wiele i nie można narzekać na nudę czy monotonną rozgrywkę. Podczas przemierzania kolejnych lokacji znajdziesz coraz lepszy arsenał, w tym granaty, miny czy różne dodatki do giwer np. elektryczne porażenie. Warto też rozejrzeć się po otoczeniu, bo czasem można natrafić na pułapki, których aktywacja nie tylko pomaga w walce ale staje się prawdziwym spektakularnym rarytasem na polu bitwy. Gorzej wypada liczba dostępnych pukawek czy podobne do siebie miejscówki, jednak te skazy giną w worku udanych, sprawdzonych i przemyślanych rozwiązań.
Blisko perfekcji
Choć do ścieżki dźwiękowej można mieć pewne zastrzeżenia (nudzi się im dalej w las), to graficzne wykonanie i płynność rozgrywki potrafi cieszyć. Gra wygląda ładnie (dużo lepiej niż poprzednie części), widać przywiązanie twórców do detali i co najważniejsze nie ma problemów z optymalizacją. Nie uświadczyłem znacznych spadków liczby klatek na sekundę (PS4 Pro), a przecież na ekranie często aż roi się od hord nieumarłych czy wybuchów. Podobna sytuacja ma się w temacie błędów czy niedoróbek, które mogę wymienić na palcach jednej ręki. Warto wspomnieć o poziomie trudności, który nawet na normalu potrafi dać w kość, więc najważniejsze to jak najczęściej przemieszczać się i umiejętnie korzystać z dostępnych zasobów.
Walka wraz ze znajomymi staje się jeszcze bardziej miodna, wciągająca i sprawia wiele frajdy (szkoda, że potencjał nie został w pełni wykorzystany). To po prostu świetna produkcja dla fanów uśmiercania nazi zombie w ogromnych liczbach i na 1001 sposobów. Programiści z Rebellion coraz śmielej poczynają sobie z wirtualną eksterminacją zombie na masową skalę i choć w „czwórce” nie czuć powiewu świeżości, to za parę lat twórcy mogą naprawdę rządzić w tego typu strzelaninach. Jeśli chodzi o wypalenie czy nudę umarlakom to nie grozi, hurtowa eliminacja żywych trupów ze swastyką na czole chyba zawsze będzie w modzie, wystarczy tylko zrobić to tak jak w Dead War – solidnie i z pasją.
Kopię gry Zombie Army 4: Dead War do recenzji otrzymaliśmy od firmy CENEGA.
Zombie Army 4: Dead War to kolejna udana kooperacyjna strzelanina z umarlakami jako armatnie mięso. Kampania jest długa, tryb Przetrwania daje radę, przeróżni wrogowie uatrakcyjniają rozgrywkę, a grafika i płynność zabawy stoją na wysokim poziomie. Jeśli dodać do tego niższą cenę premierową to nie wypada nie zainteresować się zagładą zombie w Dead War.
Walka z nieumarłymi nazistami to standardowa kontynuacja bez nowości czy większych zmian. Muzyka nieco odstaje od reszty, a kooperacja została potraktowana nieco płytko.