Japońska szkoła remake'ów

Choć grałem we wszystkie części Resident Evil to czwartą odsłonę darzę szczególnym sentymentem. W porównaniu do poprzednich tytułów w rozgrywce wiele się zmieniło, a długą przygodę pełną wyjątkowych lokacji poznawałem z wypiekami na twarzy. Teraz po 18 latach wspomnienia odżyły, ponownie wróciłem na hiszpańskie peryferia, aby poczuć ten miażdżący klimat i znów mieć dwadzieścia lat. Po udanych odświeżeniach Resident Evil 2 i Resident Evil 3 wiedziałem czego się spodziewać, ale nie zdawałem sobie sprawy, że studio Capcom tak bardzo przyłoży się do pracy i dostarczy kolejny rewelacyjny remake.

Genialny początek gry, akcja na zamku czy ucieczka z kopalnii to tylko niektóre z atrakcji, jakie serwuje odrestaurowany Resident Evil 4. Kilka nowości, widoczne zmiany, graficzna uczta i długa wciągająca rozgrywka stawiają tę produkcję na podium najciekawszych gier pierwszej połowy roku.

resident evil 4 remake

Hiszpańskie „wakacje” z All Inclusive

Najpierw była moda na remastery gier i po łebkach taśmowo odświeżano wizualnie lubiane produkcje. Jednak nie było to nic świeżego, odkrywczego i nadającego starej grze drugiego życia. Teraz wszystko ewoluowało i twórcy wreszcie zrozumieli, że tylko ciężka praca, dokładność i wielowymiarowe zmiany potrafią dobrze sprzedać drugi raz tę samą grę. Tak było w przypadku The Last of Us, Dead Space czy poprzednich RE. Po latach Resident Evil 4 serwuje wszystko w cenie – poprawioną mechanikę, audiowizualną ucztę, klimat nie do podrobienia, straszenie, akcję, agresywnych wieśniaków i ciekawych bossów.

Znów wskoczysz w buty Leona S. Kennedy’ego, który tym razem zamienia miejski koszmar na peryferyjny hiszpański horror. Celem misji doświadczonego agenta jest odnalezienie córki prezydenta Stanów Zjednoczonych, która została porwana przez członków kultu Los Iluminados. Droga do celu nie będzie usłana różami, a główny bohater będzie musiał walczyć z lokalnymi mieszkańcami posiadającymi pasożyta, zamieniającego ich w agresywnych przeciwników.

Koktajl świeżych rozwiązań, nostalgii i niezapomnianych wspomnień

Te kilkanaście godzin spędzonych z najnowszym remakiem studia Capcom to prawdziwa uczta pełna strachu, akcji, lubianych miejscówek i mięsistej przygody, która starczyłaby spokojnie na więcej niż jedną grę. Wiele razy wróciły wspomnienia dotyczące danej miejscówki (początkowa wioska), jednak po tylu latach największe wrażenie zrobiło na mnie uczucie, jakbym grał w całkiem nową grę. Oczywiście wiele sobie przypomniałem ale zwiedzane obszary są tak świetnie odświeżone, że zwyczajnie zatrzymywałem się, aby podziwiać okolice. Ulubiona wioska, mały cmentarzyk obok kościoła, laboratoria czy zamkowe komnaty pełne są detali, nowej zawartości i potrafią ponownie zauroczyć.

Teraz zmienił się nieco charakter rozgrywki, bo możesz bardziej skupić się na eksploracji, która z pewnością jest opłacalna i warto zaglądać w każdy kąt. Poza amunicją i ikonicznymi roślinkami, natrafisz na przeróżne świecidełka i inne skarby. Niektóre z kosztowności można dodatkowo wzbogacać klejnotami, aby dostać dodatkowy bonus u kupca. Podczas całej tej niebezpiecznej wędrówki, przez coraz to bardziej mroczne i nieprzyjazne lokacje, możesz na chwilę odpocząć i skusić się na poboczne zadania związane ze strzelaniem do medalionów, polowaniem na szczury czy pokonaniem bardziej wymagającego przeciwnika. Po udanych questach warto odwiedzić handlarza i wymienić zdobycz na różowe kryształy, a je z kolei na dodatkowe nagrody.

Poza tym nie zawsze musisz zwracać na siebie uwagi odgłosem wypalonej broni, bo można zakraść się od tyłu do wroga i wykonać na nim cichą egzekucję. Wiele razy skusiłem się na taką opcję, nie tylko pozostając w ukryciu ale też oszczędzając amunicję. Tym bardziej, że na normalnym poziomie trudności czasami ekwipunek świecił pustkami, a wrogów dalej przybywało. Mający swoją wytrzymałość nóż (można go naprawiać) dobrze spisywał się też podczas odbijania lecących przedmiotów czy parowania ataku wroga.

Z kolei na placu boju udaną premierę miała kusza z możliwością dołączenia do niej min, co mocno zwiększało jej obrażenia. Poza tym było w czym wybierać w temacie arsenału, bo oprócz wielu pistoletów, chętnie korzystałem ze strzelby, karabinów czy ulubionego Magnum. Strzelało się wyśmienicie mogąc chodzić, ale czasami podczas starć z większą ilością wrogów czy bossami, aż prosiło się o większe zdolności fizyczne Leona jak choćby przewrót czy mniej ociężałe ruchy.

Po tylu latach Resident Evil 4 dalej ma to coś

Ponownie oprócz strachu i akcji możesz oczekiwać rozwiązywania różnego typu łamigłówek. Nie są one przesadnie trudne, bo wystarczy bacznie obserwować otoczenie ale dają sporo frajdy, podobnie jak stojące tu i ówdzie skrzynie, wymagające do otwarcia specjalnych kluczy. Czasami obok kupca natrafisz na windę, której przeznaczeniem jest piracka strzelnica. Chwilę przerwy możesz więc wykorzystać na celne strzały, aby potem móc cieszyć się kolejnymi bonusami.

W dalszej części rozgrywki Leon znajduje córkę prezydenta, Ashley Graham i razem z nią przemierza kolejne obszary. Podczas bardziej gorących starć, podopieczną możesz schować w miejscach do tego przeznaczonych lub wydawać dziewczynie komendy. Jej towarzystwo nie jest już tak irytujące jak w oryginale ale np. jej ciągłe głośnie oddychanie, jakby co najmniej przebiegła półmaraton trochę przeszkadzało, szczególnie grając na słuchawkach.

Wątki Ady Wong czy Luisa są nieco rozbudowane, a dialogi bardziej poważne, ale trochę szkoda dodatku „Separate Ways” z tą pierwszą wojowniczką (być może będzie to płatne DLC) i trybu The Mercenaries (powinien już być dostępny). Jeśli narzekałeś na momenty Quick Time Event, czyli szybkiego wciskania przycisków pojawiających się na ekranie, to możesz odetchnąć z ulgą. Japoński deweloper zrezygnował z tego typu rozgrywki, podobnie jak z walki z jednym z bossów. Takie praktyki są już znane ale niektóre wątki są za to bardziej rozbudowane lub nieco zmienione.

Nowoczesna podróż w przeszłość

RE4 Remake wygląda ślicznie i działa płynnie na PlayStation 5. W przeważającej większości przygody zniszczalne otoczenie, wiele drobnych detali, pełne klimatu widoczki czy palący się ogień robią znakomite wrażenie. Podobnie jak rewelacyjne oświetlenie i przeciwnicy (są też nowi), wyglądający jeszcze bardziej przerażająco i szczegółowo. Gra działa w 60 klatkach na sekundę, jednak w kilku przypadkach odczułem lekkie spadki płynności, które w żaden sposób nie oddziaływały na zabawę.

Choć dźwięk 3D nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia jak w remake’u Dead Space, to odczucia z grania na słuchawkach są mocno pozytywne. Pojawiający się za plecami wrogowie w mgnieniu oka wielokrotnie podwyższyli mi ciśnienie, a odgłosy rozsierdzonych wieśniaków, chcących tylko mojej głowy zapamiętam na długo. Kontroler DualSense również miał trochę pracy, bo został on należycie wykorzystany. Łączenie się „z bazą” słychać w głośniczku, podczas strzelania są odczuwalne twardsze spusty, a w momentach pełnych akcji poczujesz wibracje.

W ciągu kilku miesięcy pojawił się kolejny znakomity remake, obok którego trudno przejść obojętnie. Podobnie jak przy wcześniejszych projektach podtrzymuję swoje zdanie, że cena jest zbyt wygórowana, tym bardziej, że czwarta część nie posiada polskiej wersji językowej. Takie praktyki mocno dziwią, jeśli spojrzeć choćby na Dead Space Remake, gdzie oprócz napisów jest i dubbing PL. Mimo takich zagrywek, Resident Evil 4 to znakomity powrót i wiele pracy włożonej w nowe szaty króla. Chcąc zdobyć wszystkie trofea/osiągnięcia twórcy zachęcają do wielokrotnego przejścia gry, jednak mnie przekonywać do opuszczania tego koszmaru nie trzeba. Takich emocji, atmosfery i doświadczeń próżno szukać w wielu nowych IP.

Plusy

  • klimat
  • grafika
  • zmiany i nowości
  • równowaga strach-akcja
  • Resident Evil 4 powrócił w chwale i znów zachwyca

Minusy

  • wycięta zawartość
  • brak polskiej wersji językowej
  • cena
5

Bardzo dobry

Choć Marcin od dziecka wychowany był na prymitywnych wirtualnych światach, zauroczony jest nimi do dziś. Gry wideo nosi w sercu i od wielu lat przelewa myśli z nimi związane na papier. Recenzjami stara się zaintrygować odbiorcę, w publicystyce zarażać zaś swoją pasją. Poszukiwacz pozytywnych stron życia, ceniący doświadczenie i nieprzychylnie nastawiony do szeroko pojętej głupoty. Tata i Ustatkowany gracz.