Sasza Hady, a właściwie Aleksandra Motyka, wydała niedawno książkę zatytułowaną „Na końcu wchodzą ninja”, w której możesz poznać perypetie ekipy tworzącej fikcyjne studio developerskie – Nasty Oranges. Recenzja wspomnianej pozycji pojawi się niebawem na łamach Ustatkowanego Gracza, jednak już teraz mamy dla Ciebie wywiad z jej autorką.
Ola maczała również palce przy pisaniu scenariusza do gry Wiedźmin 3: Dziki Gon oraz zbliżającego się wielkimi krokami dodatku „Krew i wino”. Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej o zdolnej pisarce, zapraszam do lektury.
Ustatkowany Gracz: Czy praca w gamedevie rzeczywiście wygląda tak, jak opisałaś to w „Na końcu wchodzą ninja”, czy może, na potrzeby książki, podkoloryzowałaś nieco ten obraz?
Sasza Hady: Dla kogoś, kto chce się dowiedzieć czegoś o pracy w gamedevie, „Na końcu wchodzą ninja” powinno okazać się lekkim i żartobliwym przewodnikiem po tym specyficznym światku, jednak oczywiście nie wszystko należy brać dosłownie – mamy przecież do czynienia z powieścią, a nie reportażem (śmiech). Aby fikcyjne studio Nasty Oranges dobrze spełniało swoją rolę w książce, musiało stać się gamedevem w pigułce. Mamy tam więc nagromadzenie charakterystycznych dla tego środowiska zjawisk, pokazanych w formie skrajnej. Starałam się jednak przedstawić opisywane środowisko na tyle ciepło i życzliwie, aby czytelnik bez trudu zrozumiał pasję i zaangażowanie bohaterów, które zresztą nie są ani trochę przerysowane. My naprawdę mamy fioła na punkcie gier, które tworzymy (śmiech).
Ustatkowany Gracz: Tworząc postacie występujące w książce, inspirowałaś się kimś kogo znasz, czy może są to bohaterowie wykreowani od podstaw?
Sasza Hady: Chociaż wszystkie postacie są fikcyjne, przy budowaniu niektórych bohaterów zdarzało mi się „pożyczać” różne cechy od moich znajomych – ale zawsze były to drobnostki. A to ktoś miał w zwyczaju malować pisakiem po tenisówkach na ważnych spotkaniach, ktoś inny miał kubek z Pac-Manem tudzież uwielbiał zostawać po godzinach w pracy. Zależało mi na tym, aby te odniesienia były bardzo dyskretne i nie miały wpływu na najważniejsze cechy postaci, bo nie chciałam, żeby powstała książka z kluczem, skierowana tylko do ograniczonego grona. Dużo ważniejsze są dla mnie rozsiane w tekście aluzje popkulturowe, czytelne dla każdego, kto interesuje się grami, filmem, serialami itd.
Ustatkowany Gracz: Czy w Twoim przypadku pseudonim artystyczny służy chęci ukrycia się za nim z powodów osobistych, czy może raczej jego używanie należy przyporządkować pod próbę utrzymywania się z umiejętności a nie przekoloryzowanego przez media wizerunku?
Sasza Hady: Pseudonim Sasza Hady przybrałam dość dawno, kiedy przymierzałam się do wydania mojego debiutanckiego kryminału „Morderstwo na mokradłach”. Przemawiały za tym różne względy, również osobiste (Hady to panieńskie nazwisko mojej babci od strony ojca, z którą byłam bardzo związana), ale tak naprawdę zrobiłam to, bo mogłam – oto stawałam się Prawdziwą Pisarką, a jednym z przywilejów, jakie się z tym łączyły, była możliwość stworzenia dla siebie pseudonimu literackiego. Teraz, kiedy traktuję pisanie bardziej poważnie (w „Na końcu wchodzą ninja” musiałam włożyć o wiele więcej pracy niż w przypadku wcześniejszych dokonań), tamta decyzja wydaje mi się trochę lekkomyślna. Przyzwyczaiłam się już jednak do bycia pisarką Saszą Hady i jednocześnie Aleksandrą Motyką, współscenarzystką Wiedźmina 3.
Ustatkowany Gracz: Gdybyś miała ograniczyć zainteresowanie do jednego, absolutnie dla Ciebie najważniejszego, byłoby to blogowanie, pisanie scenariuszy, tłumaczenie książek czy może ich recenzowanie? Zdajemy sobie sprawę, że wspólnym mianownikiem powyższych jest słowo pisane, ale możliwe, że tylko jedno z nich darzysz miłością szczególną.
Sasza Hady: Zabrakło mi tutaj tego, co naprawdę jest dla mnie najważniejsze czyli pisania książek – przez pewien czas miałam wrażenie, że praca nad Wiedźminem zastąpi mi pisanie swoich rzeczy, ale okazało się, że jednak nie umiem się tego wyrzec – choćbym musiała przez to zarywać noce. Blogowanie, pisanie recenzji i tłumaczenie to już niestety przeszłość – w pewnym momencie musiałam zdecydować, z czego zrezygnuję, ponieważ zaczynało mi brakować czasu na sen, odpoczynek i spotkania z przyjaciółmi (zarówno praca w gamedevie, jak i pisanie książek są niezwykle czasochłonne).
Ustatkowany Gracz: Opowiedz proszę o tym, jak rozpoczęła się Twoja przygoda z CD Projekt RED. Współtworzenie docenianego pod każdą szerokością geograficzną skryptu fabularnego to nie tylko osobiste osiągnięcie, ale również prestiż w środowisku pisarskim. A może się mylimy?
Sasza Hady: Nie chcę, żeby zabrzmiało to jak fałszywa skromność, ale kiedy myślę o pracy nad Wiedźminem 3, przychodzą mi do głowy raczej takie słowa jak „wyzwanie”, „odpowiedzialność”, „zespół”, a nie „osiągnięcie” czy „prestiż”. Oczywiście bardzo się cieszę sukcesem gry ale mój głęboko zakorzeniony pracoholizm nakazuje mi od razu zacząć się zastanawiać: „To co robimy teraz? Jak możemy stworzyć coś jeszcze lepszego?”
Do CD Projekt RED trafiłam dzięki przyjaciółce, która tam pracuje i która zasugerowała, że mogłabym spróbować dołączyć do zespołu. Ja sama raczej nigdy nie wpadłabym na to, żeby szukać pracy w gamedevie, bo za mało wówczas wiedziałam o tej branży. „Na końcu wchodzą ninja” powstało również po to, aby więcej osób mogło się dowiedzieć o tym, jak taka praca wygląda i – być może – znaleźć w ofertach różnych studiów coś dla siebie. Gamedev rozwija się przecież bardzo dynamicznie więc nieustannie potrzebuje świeżej krwi (śmiech).
Ustatkowany Gracz: Wiadomo skądinąd, że lubisz gry przygodowe, oceniając je prawdopodobnie przez pryzmat przekazu jakim emanują, chociaż możemy się mylić… Wymień swoje ulubione tytuły gier lub serii, krótko charakteryzując powód, dla którego właśnie takie wybrałaś.
Sasza Hady: Poza Wiedźminem najbardziej lubię gry z serii BioShock (a szczególnie część drugą), które łączą ciekawą, dobrze skonstruowaną fabułę z emocjonującą (a czasami lekko przerażającą) strzelanką, wspaniałą muzyką i niepowtarzalnym klimatem. To była miłość od pierwszego wejrzenia, trudna do wytłumaczenia (…). Szczególne miejsce w moim sercu zajmuje również The Wolf Among Us – jako że zaczęłam swoją przygodę z grami dość późno, łatwo mi zawrócić w głowie piękną grafiką. A komiksowe, wysmakowane kadry perełki od Telltale Games zachwyciły mnie równie mocno, co sama historia Dużego Złego Wilka. Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie zapomnę, jakich dokonałam w grze wyborów, abym mogła raz jeszcze w nią zagrać. Bardzo lubię także Child of Light za muzykę i poetycką baśniowość, Alice: Madness Returns za psychodeliczne piękno i dobrze dobrany gameplay, GTA za wyrazistych bohaterów i zaskakująco dobre dialogi oraz The Last of Us za umiejętne granie na emocjach (staram się od tego zdystansować, OK?). A kiedy dzień się już kończy i jestem zmęczona, dużo radości daje mi granie z kumplami w Mortal Kombat albo Injustice.
Ustatkowany Gracz: Jak według Ciebie można zdefiniować ustatkowanego gracza?
Sasza Hady: Myślę, że ustatkowany gracz to człowiek, który poważnie traktuje zarówno swoje życie prywatne, rodzinne, jak i swoją pasję czyli granie, oraz czerpie radość z jednego i drugiego. Ktoś, kto nie wstydzi się swojego hobby i nie siada do grania dręczony wyrzutami sumienia, że egoistycznie „kradnie” ten czas przyjaciołom lub rodzinie. Ustatkowany gracz to osoba, która potrafi tak zaplanować dzień, żeby znaleźć czas dla bliskich, nie wyrzekając się przy tym swoich zainteresowań.
Bardzo chciałabym być kimś takim, ale niestety najwyraźniej nie ustatkowałam się jeszcze do końca, bo ciągle zdarza mi się zasiedzieć do późna w nocy albo zacząć dzień od grania i około czternastej zorientować się, że wciąż jestem w pidżamie…