Petera, doktoranta z Cambridge i bohatera South of the Circle, poznajesz w bardzo nieciekawych okolicznościach. Są lata 60. ubiegłego wieku, a on jest na Antarktydzie. Jest tam żeby badać ruch chmur, ale daleko tej wyprawie do przyjemnego rendez-vous z przyrodą. Jego samolot bowiem rozbił się w nieznanym miejscu, towarzyszący mu pilot ma uszkodzoną nogę, a oni nie mają za bardzo możliwości wykaraskania się z tej sytuacji samemu. Nie pomaga fakt, że Antarktyda jest w tym czasie jeszcze bardziej niebezpieczna, niż normalnie. Zimna wojna bowiem kipi w najlepsze; a chociaż Układ Antarktyczny miał zapewnić, że kontynent będzie w toku tego konfliktu ziemią niczyją, to na ironię sprawił, że stał się kolejnym jego polem. Peter musi jakoś tę sytuację przeżyć – a Ty przeżyć jego życie i dowiedzieć się, co i jak do niej doprowadziło.
South of the Circle, choć częściowo traktuje o przeżyciu w warunkach ekstremalnych, nie jest bynajmniej survivalem. Jest to czystej krwi gra narracyjna o dość minimalnej mechanice, gdzie nacisk położony jest na fabułę i wzbudzenie emocji. Jest też chyba jedną z najlepszych rzeczy tego typu, w jakie miałem przyjemność zagrać.
South of the Circle to gęsta opowieść, która nigdy nie gubi kroku
Grę rozpoczynasz in medias res, tuż po mało udanym lądowaniu na Antarktydzie, natomiast wkrótce zmieniasz krajobraz choć na moment. W toku jego poszukiwań pomocy, South of the Circle ciągle przeskakuje z teraźniejszości prosto we wspomnienia Petera. Fragmentarycznie gra przedstawia Ci jego dzieciństwo, karierę akademicką, spotkania z ukochaną Clarą (będąca kotwicą dla całej historii) czy sceny przybliżające burzliwą politykę Wielkiej Brytanii lat 60. Często dosłownie wchodzisz we wspomnienia Petera. Wkraczając do ciasnego, dusznego budynku bazy wkraczasz równocześnie do równie dusznego gabinetu prorektora na uczelni. Przejeżdżając przez śnieg możesz zauważyć, jak stopniowo formują się na nim paski: aż nagle nie budzisz się za kółkiem na ulicach Cambridge. Czasem zaś cięcie montażowe – zabieg tak rzadki w grach, że mogę wymienić aż dwie, które by się na niego porwały – przerzuca Cię z miejsca na miejsce.
Flashbacki te są często bardzo krótkie, ale twórcy pakują w nie mnogość tematów i znaczeń. To nie tylko gra o przetrwaniu i miłości, ale też o polityce. Dotyka nie tylko tematu zimnej wojny, ksenofobii i rozbrojenia nuklearnego, a także związanego z tym polowania na czarownice. Jest to historia o wspomnieniach – o rzeczach, które zostawiamy w głowach i o tym, jak chcemy pamiętać siebie. To w dużej mierze też produkcja o seksizmie i nierównościach tamtych czasów. Nie tylko o trudnościach, które napotyka Clara na swojej akademickiej ścieżce. Też o starych pierdzielach na stołkach, którzy tą ścieżką zbędnie zakręcają; o nieudolnych doktorantach wyrywających studentki; wreszcie o własnych ograniczeniach Petera.
Efekt jest fantastyczny. Twórcom udało się nietuzinkowo, ale logicznie opowiedzieć nieliniową, posiekaną historię; nie wpadli przy tym w pułapkę dydaktyzmu i przegadania. Namalowali przy tym naprawdę piękne obrazki. Pozbawiona konturów trójwymiarowa stylizacja nadaje grze klimat komiksu albo topowej, niezależnej animacji. Może tylko czasem koślawy przeskok postaci czy kolizja zdradzają, że oglądasz grę. Jednocześnie dzięki kreatywnej reżyserii nie ma wątpliwości – to mogło powstać tylko w świecie tzw. rozrywki interaktywnej.
Mądrze o pułapce lęków i decyzji
South of the Circle jest niewątpliwie grą cyfrową, chociaż poziom interakcji jest tutaj relatywnie niski. Prywatnie nie należę do ludzi, którzy „growość” i „miodność” mierzą w ilości systemów do ogarnięcia i klawiszy, które muszę naciskać. Natomiast wiem, że ktoś może szukać czegoś bardziej mięsistego gameplayowo. Jest trochę chodzenia, trochę bardzo prostych „zagadek” polegających raczej na wykombinowaniu, gdzie trzeba iść najpierw. Przede wszystkim rozmawiasz i to dużo. Czasem w tych rozmowach podejmujesz proste decyzje, które zostaną zapamiętane (lub je sobie przypominasz). Zwykle jednak nie wybierasz tutaj konkretnych opcji dialogowych. Zamiast tego, South of the Circle przedstawia Ci w odpowiedzi kilka potencjalnych emocji reprezentowanych symbolami.
To być może znasz choćby z cRPG BioWare, ale faktycznie ciekawe jest to, jak system ten wpisuje się w opowieść. Żeby wybrać opcję dialogową, trzeba przytrzymać przycisk – a niektóre opcje wybrać trudniej. Peter jest człowiekiem na wiecznym rozdrożu, pełnym lęków i niepewności, o dynamice mokrego ręcznika. Złapiesz się na tym, że żeby wybrać asertywną odpowiedź trzeba nawet parę sekund ją wciskać. Znamiennie, marudzenie czy wbicie głowy w ziemię przychodzi z taką lekkością, że aż można je wybrać przypadkiem. To prosty, ale bardzo imersyjny zabieg, którym twórcy udanie budują i utrzymują napięcie. Iluzja wyboru jest tutaj oczywista, a jednak odczuwasz ciężar swych słów: pracują na to skromna, dosadna mechanika i nietuzinkowy motyw pamięci.
South of the Circle jest być może jedną z moich ulubionych interaktywnych fabuł po prostu. Aktorzy grają świetnie, wygląda i brzmi tu wszystko pięknie, reżyseria na każdym kroku robi fantastyczne wrażenie. Wtóruje też temu bardzo udany scenariusz z naprawdę mocnym zakończeniem – takim, który pewnie nie jedną osobę zdenerwuje albo oburzy. Ze mną na pewno to zrobiło i pragnę podkreślić, że pozytywnie. Nie ma też wątpliwości, że jest to opowieść interaktywna. Dalej byłby z tego solidny tekst kultury w innym medium, ale jako gra kopie ona prosto w serce.
Konsole i PC średnio pasują do South of the Circle
Natomiast łapię się trochę za głowę gdy myślę o jej poleceniu. South of the Circle nie jest nowym tytułem. Pierwotnie ukazał się on dwa lata temu w ramach usługi Apple Arcade. Z tą wiedzą od razu widać mobilne korzenie gry: trzymanie palca na dużych symbolach, sporo automatycznego ruchu i w zasadzie brak zagadek jak ulał pasują do tego formatu. Ogrywanie jej na PS4 niestety często wybija z tej imersyjnej przecież historii. Zbyt często miałem wrażenie, że gra powinna była pozwolić mi zrobić coś samemu: podejść do innej postaci, wcisnąć jakiś przycisk interakcji, nim Peter otworzył drzwi. To mała rzecz, ale robi różnicę na innej platformie. Na iPadzie jestem wdzięczny, że mogę się skupić na sączeniu klimatu i nie przejmować refleksem. Na konsoli zastanawiam się: na co mi ten pad?
South of the Circle polecam z czystym sercem. Jest to naprawdę mocna opowieść, łamiąca serce, zmuszająca do myślenia i operująca medium idealnie tam, gdzie ma to znaczenie. Warto ją przeżyć ten jeden raz i gwarantuję, że zostanie z Tobą na dłużej. Natomiast czy wartą zobaczenia na wielkim telewizorze? Ech. Ekran iPada w zupełności by wystarczył na te trzy i pół godziny, a może nawet i lepiej zdał egzamin. Mimo to: świetnie, że 11 bit studios podało ją dalej. Liczę na to, że State of Play w swoim następnym tytule już całkiem wyrzuci konsolowców (i nie tylko) z butów.