Osobiście mnie znający wiedzą doskonale, że nawet w okresie panowania obecnej generacji konsol, z uporem maniaka zaliczam produkcje, które z różnych względów ominęły mnie wcześniej. Taki to już typ człowieka reprezentuję; nie zamknę karty z nazwą konkretnego sprzętu, póki w moim odczuciu nie przejdę wszystkich, naprawdę udanych gier przypadających na czas świetności tegoż. A że ząbkowanie widać na krawędziach lub mechanika zabawy spłycona jest względem obecnych produkcji? Cóż, taki już ich urok i znak minionych czasów.
Podczas poznawania uroków gry BioShock 2 – bo o tym właśnie tytule mowa – ani się zorientowałem, pochłonięty wydarzeniami na ekranie, kiedy obok mnie usiadł 5-letni syn, w najlepsze przyglądając się wartkiej akcji, znaczonej w przypadku tej produkcji tryskającą zewsząd krwią. Patrząc prosto w ekran telewizora, zadał mi jedno, jakże ważne pytanie:
„Tato, czy to gra dla dzieci?”
Nie jest łatwo odnaleźć się w takiej sytuacji. Nie ratuje Cię wówczas usprawiedliwienie, że jedyną sposobność na pielęgnowanie hobby, przerywa ciekawy świata łobuz, dopytujący się o wszystko i zainteresowany wszystkim. Trzeba stawić jej czoła. Nie dramatyzować, nie karać go za to, że podgląda Cię zza winkla, przy okazji skanując Twoje przy tym nastawienie.
Jeśli sam jesteś ojcem, wiesz doskonale jak trudno jest trzymać gry dedykowane dorosłym poza zasięgiem dzieci, szczególnie takich jak mój syn – dziecko kończące pod nadzorem Personę 5, zwiedzające pięknie wykreowane połacie terenu w najnowszej odsłonie Uncharted, ale przede wszystkim urodzone w cyfrowej erze smartfonów, do których dostęp ma każdy i korzysta z nich przy codziennie nadarzających się okazjach. W teorii jako odpowiedzialny rodzic powinieneś kierować się systemem PEGI przy doborze produktów dla najmłodszych, choć dobrze wiem, nie robisz tego, podając rzeczony w wątpliwość; bardziej stawiasz na intuicję i rozeznanie w temacie, niźli ufasz twardym cyfrom i ocenie innych. Wiem, bo robię dokładnie tak samo.
Nie zmienia to faktu, że właśnie klasyfikacja gatunkowa pomogła mi wyjść z tej sytuacji z twarzą. Oglądając okładkę gry, młodzieniec szybko zrozumiał, że treści w niej zawarte, są zdecydowanie nie dla niego. Czy natychmiast wyłączyłem konsolę i wygoniłem go z krzykiem? Nie! Na spokojnie dokończyłem interesujący mnie rozdział, po czym… podsunąłem mu pod nos tę samą grę, ale w formule zabawy psychoruchowej. Ja byłem Big Daddym, on chował się przede mną, a i o samym tytule zapomniał równie szybko, jak ja o zadanym przez niego pytaniu.
Ale na przyszłość będę zamykał pokój. Dla pewności. Tobie zresztą radzę to samo.
Konrad Krawczuk
Szanuje wielce wpisy tego typu ale Panie kochany miej serce i nie używaj słowa „ząbkowanie” 😀 Błagam 😀 Jak tylko słyszę o zębach dostaję ataku serca 😛 (Mój młody ma 11 miesięcy 😛 )
Ustatkowany Gracz
Na tę okoliczność polecamy Ci produkt z naszego sklepu 😉
http://bit.ly/ustatkowane_spiochy