Jednym z moich ulubionych wirtualnych doświadczeń jest strach. Wychowany na seriach Silent Hill i Resident Evil raczej nie przechodzę obojętnie obok horrorów i mając mało czasu w ustatkowanym życiu, staram się wybierać najlepsze z nich. Ostatnio byłem pod wrażeniem serii Outlast wraz z najnowszą multiplayerową odsłoną, ale tym razem trafiłem w przysłowiową dziesiątkę za sprawą horroru The Beast Inside.
Ta polska produkcja studia Illusion Ray została wydana w 2019 roku na PC, trzy lata później trafiła na konsole, a z końcem października tego roku pojawiła się na Nintendo Switch. Zaczynając tę mroczną przygodę nie zdawałem sobie nawet sprawy, że będzie to jeden z lepszych horrorów w moim życiu, a kilka razy musiałem nawet wziąć głęboki oddech czując zbliżający się stan przedzawałowy. W tej grze dosłownie wszystko straszy.
(Nie)spokojne życie na prowincji
Emma i Adam postanawiają przeprowadzić się na prowincję, aby w spokoju i sielance oczekiwać swojego pierwszego dziecka. Bohater to kryptoanalityk z CIA, który pracuje przy łamaniu wojskowych kodów w okresie zimnej wojny i dom z dala od miasta ma być lekarstwem na bardziej efektywną pracę. Po przybyciu na miejsce Adam znajduje na poddaszu pamiętnik należący do żołnierza wojny secesyjnej Nicolasa Hyde’a mieszkającego tu dawno temu. Po tym wydarzeniu wszystko zmienia się diametralnie, bo autor dziennika chcący odnaleźć swojego ojca miał przeróżne wizje i nadprzyrodzone historie, które przenoszą się we współczesne czasy i zagrażają małżeństwu. Zaczyna się podążanie za wskazówkami w celu poznania mrocznej tajemnicy i prawdziwa walka o przetrwanie.
Akcja ukazana jest z perspektywy pierwszej osoby (FPP) i ma miejsce zarówno w 1979 roku jak i ponad sto lat wcześniej. Jednak od samego początku możesz liczyć na niespotykanie klimatyczne miejscówki i naprawdę gęstą atmosferę. Dom, kopalnia czy tajemniczy zajazd to tylko niektóre miejsca jakie odwiedzisz i wszędzie poczujesz się wyjątkowo niepewnie dodatkowo obserwowany przez agentów rosyjskiego wywiadu. Przemierzając kolejne lokacje możesz spodziewać się nawiązania do znanych tytułów jak Resident Evil VII czy Firewatch i za każdym razem jest to udane doświadczenie. Podczas eksploracji bagien lokacja z pewnością będzie znajoma dla fanów japońskiej serii horrorów, a wizyta na wieży obserwacyjnej to puszczone oczko do losów amerykańskiego strażnika leśnego. Całościowo fabuła mnie bardzo zaciekawiła i mimo kilku zagmatwanych wydarzeń to kolejne ujawniane fakty niezwykle wciągały i trudno było oderwać się od konsoli.
Rodzinny (przerażający) sekret
Poznawanie kolejnych sekretów z dziennika Nicolasa to przygoda naprawdę pełna mrocznego klimatu i zaskakujących momentów. Choć wiele razy dałem się przestraszyć udanymi jump scare’ami to jednak ciągła niepewność, w większości ciemne lokacje, skrzypiące drzwi, wizje żołnierza, pojawiające się zjawy i znajdowane kolejne kartki pamiętnika tworzą wyjątkowo przerażającą atmosferę. Całą opowieść spędziłem ze słuchawkami na uszach i polecam właśnie tak grać z uwagi na rewelacyjne efekty dźwiękowe i wspomniane wcześniej niespodziewane momenty grozy. Jump scare’y w antologii The Dark Pictures w większości słabo straszyły lub były wykorzystywane zbyt wiele razy, a w The Beast Inside większość z nich to solidne zaskoczenie i… pełne portki grającego. Dawno nie grałem w tak mroczną i klimatyczną wirtualną opowieść i chciałbym więcej takich tytułów.
Adam to spec od łamania kodów, więc możesz przygotować się na zagadki skrojone właśnie pod niego. Muszę przyznać, że w wielu miejscach konkretnie się napociłem, aby rozwiązać łamigłówkę i fani takiego typu rozwiązań w rozgrywce będą podwójnie zadowoleni. Znaki, cyfry, ciągi liczb i maszynka do łamania szyfrów z pewnością rozgrzeją Twoje komórki do czerwoności. Poza tym rozgrywka to ciągła eksploracja pomieszczeń w poszukiwaniu przydatnych fantów i notatek, używanie przedmiotów (korba, kilof, łom) oraz walki z bossami. Jednego pokonasz z użyciem ołowiu, inny to uniki przed mrożącymi podmuchami, a przed kolejnym będziesz musiał uciekać ile sił w nogach. Ciekawym motywem jest korzystanie z urządzenia o nazwie lokalizator kwantowy, który to sprzęt potrafi… znajdować cząstki duchowe z innego wymiaru. Wiele razy będziesz musiał podążać za wskazaniami urządzenia i właśnie dzięki niemu znajdziesz drogę do celu. Polski horror to także bardzo brutalna gra i wiele okropnych morderstw z pewnością zapadnie Ci w pamięci. Twórcy nie patyczkują się w swojej historii i niektóre fragmenty to wyjątkowo mocne sceny.
Switchowe anomalie
Niestety poza licznymi pochwałami są też gorsze akcenty rodzimego horroru, bo jak wcześniej napisałem, że „wszystko tu straszy” to miałem na myśli również grafikę. Wersja na Nintendo Switch jest wyjątkowo brzydka i jak odwiedzane wewnątrz lokacje da się jeszcze przeżyć, to już wizyta na szczycie wieży strażniczej czy w zajeździe i widoki z tych miejsc potrafią negatywnie zaskoczyć. Krajobraz z daleka jest okropny, podobnie jak okolice domu i jeśli nastawiasz się na udane graficzne widoczki to tutaj tego nie znajdziesz. Ząb czasu leciwego sprzętu Nintendo jest tutaj dobitnie eksponowany, choć nie wierzę, aby nie dało się nieco poprawić graficznych wrażeń. Całe szczęście płynność rozgrywki nie przeszkadza i rzadko kiedy pojawiają się spadki fps.
Podobnie ma się sprawa doczytujących się obiektów otoczenia (trawa, kamienie, dalsze widoki) psujących nieco atmosferę czy liczne błędy wersji na Switcha. Dwa razy zaciąłem się podczas eksploracji między kamieniami, raz wypadłem poza mapę i kilka razy gra się zawiesiła podczas wyjścia do głównego menu konsoli. Nawigacja przedmiotów też potrafi frustrować, bo żeby zebrać małą rzecz kilka razy musiałem na nią celować, a podczas pogoni bossa kiedy liczyła się każda sekunda kilka razy nie trafiłem w dany cel. Te techniczne anomalie są jednak kroplą w morzu pozytywnych doznań związanych z The Beast Inside, ale jeśli grafika dla Ciebie jest ważnym aspektem musisz od oceny końcowej odjąć oczko.
Bestialsko udany horror
The Beast Inside wyjątkowo pozytywnie mnie zaskoczyło, bo jest survival horrorem z prawdziwego zdarzenia. Wciągająca fabuła, intrygująca tajemnica, trudne zagadki i klimat z piekła rodem sprawiły, że bardzo udanie spędziłem te ok. osiem godzin i cieszę się, że dzięki switchowej wersji mogłem poznać tę mroczną historię. Dawno nie bałem się tak przemierzając kolejnych lokacji, często miałem ciarki na plecach, wiele razy przestraszyłem się na śmierć i z wielką ciekawością chciałem poznawać dalsze wątki tej pełnej grozy opowieści. Wielka szkoda, że port pod względem technicznym i graficznym pozostawia sporo do życzenia i wydaje mi się, że jednak mogło to wyglądać o wiele lepiej. Warto wspomnieć też o polskiej wersji językowej (napisy), która wypada bardzo udanie i nie zauważyłem większych pomyłek.
Z pewnością w ten horror warto zagrać i każda kolejna platforma to idealny moment na zanurzenie się w tej mrocznej, brutalnej i pełnej niepokojów produkcji, bo idę o zakład, że takiego pamiętnika jeszcze nie czytałeś.