Już po premierze kolejnej gry studia Naughty Dog i choć poprzeczka przez zdolnych twórców była postawiona wysoko, to teraz jest już niemal niedostępna. Konsola PlayStation 4 nie mogła wymarzyć sobie lepszego ukoronowania generacji.
Recenzja nie zawiera fabularnych spojlerów, więc jeśli jeszcze nie grałeś możesz spokojnie ją przeczytać.
W życiu każdego gracza są momenty, kiedy czeka na dany tytuł szczególnie, czuje emocje i wręcz celebruje zbliżającą się premierę. Po wydaniu gry może pojawić się zawód i rozgoryczenie albo oczekiwane spełnienie, zwane przeze mnie „wydarzeniem”. Ostatnie takie wydarzenie było w moim życiu podczas rozgrywki w Red Dead Redemption II i nie mogłem doczekać się kolejnej produkcji, przy której zachwytów i radości z grania nie będzie końca.
Studio Naughty Dog miało pod górkę przed premierą The Last of Us: Part II, z opóźnieniem i fabularnymi wyciekami. Twórcy byli wstrząśnięci i załamani spojlerami z fabuły, a ja po skończeniu przygody czuł bym się dokładnie tak samo. O fragmentach sequela The Last of Us nie można przeczytać w artykule czy obejrzeć 30 minut materiału na YouTube, bo te fabularne wątki trzeba przeżyć od początku do końca i samemu wyciągnąć wnioski. To historia o zemście, kwintesencji nienawiści, odkupieniu, walce o przetrwanie i trudnych wyborach. Opowieść o wewnętrznej przemianie i chęci zwycięstwa nad zżerającą umysł wrogością do drugiego człowieka, która potrafi zrujnować całe jego życie. Życie niezwykle silnego człowieka.
Spokojne lata w piekle
Ellie i Joel pięć lat po wydarzeniach z pierwszej części, wiodą spokojne, na swój sposób, życie w Jackson. Osada jest w pełni wystarczalna, a ludzie w niej zamieszkujący, próbują przywrócić choć namiastkę normalności w czasach pandemii pasożytniczego grzyba. Stopniowo pojawiają się nowe postaci bliskie głównej bohaterce jak Dina czy Jesse, odgrywający ważne role w opowieści. Regularnie wybrani mieszkańcy wyruszają na zwiady, aby znaleźć potrzebne zasoby i ukatrupić wielu zarażonych. Podczas jednej takiej wędrówki dzieje się coś, co powoduje u Ellie natychmiastową chęć zostawienia ułożonego życia i wyruszenia w pościg. I to właśnie jest historia o pogoni za największym celem jej życia i wielkiej sile nienawiści, pchającej bohaterkę w głąb pełnego zarażonych i niebezpiecznych grup Seattle.
Ellie przeżyje na swojej drodze wiele dramatycznych chwil, a główną przeszkodą w tej części nie są już tylko zarażeni ale żywi, bezwzględni ludzie. Serafici czy Wilki zamiast w trudnych czasach się zjednoczyć, brutalnie walczą ze sobą i w środku tych krwawych starć pojawia się zdesperowana Ellie, będąc dla nich poważnym zagrożeniem. Czy uda się bohaterce dokonać zemsty i przeżyć, a może odpuści, podczas swojej wędrówki zrozumie wiele spraw i ucieknie ze szpon nienawiści?
Techniczna Liga Mistrzów
Coraz więcej się mówi o nowej generacji konsol, jednak z pewnością nie będę żałował stwierdzenia, że produkcja Naughty Dog nie tylko godnie żegna PS4 ale też wygląda i działa jak z niedalekiej przyszłości. Graficznie tytuł powala na każdym kroku, a przemierzane miejscówki co rusz zachwycają jeszcze bardziej i wyglądają po prostu genialnie. Zrujnowane Seattle powala klimatem, lokacje są różnorodne, a dbałość o szczegóły podczas eksploracji, godna jest kunsztu tego zdolnego developera. Zdewastowane kondygnacje drapaczy chmur, rwąca rzeka płynąca ulicami czy puste i umarłe poszczególne miejsca (bank, szpital, teatr), potrafią zapaść w pamięci na długo, a starcia w nich wyzwalają wielkie pokłady adrenaliny.
Jakby tego było mało, cała przygoda może być określona techniczną magią, a czarodzieje z Kalifornii dali pokaz niesamowitej ambicji. Opowieść działa niezwykle płynnie, w stabilnych 30 klatkach na sekundę, bez najmniejszych spadków, nawet wtedy, gdy większa grupa wrogów atakuje Ellie. Jednak gwoździem programu cudotwórców znanych z serii Uncharted, jest tu brak ekranów wczytywania danych i to bez rozsławionego dysku SSD. Zaczynasz nowe posiedzenie z The Last of Us 2 i tylko wtedy czekasz na zabawę, potem już historia nie jest przerywana ekranami z napisem „loading” i trwa w najlepsze. To nie koniec, bo każdy zgon to zaledwie kilka sekund czekania i już gotowa jest ponowna rozgrywka. Chyba twórcy pracujący z PlayStation 5 w temacie dysku SSD nie mają się zbytnio czym chwalić, bo na koniec żywota okazuje się, że stare dobre PS4 też tak potrafi. Co prawda Pro przez całą zabawę pracowała jak kosiarka, ale takie „coś za coś” mogę przeboleć.
Szukaj i twórz a (może) przeżyjesz
Przysłowiowe „bagno” odchodzi na zasłużoną emeryturę, bo od teraz śmiało można używać zwrotu „wciąga jak The Last of Us 2”. Podobnie jak z westernem od Rockstar Games, tak i tutaj kończenie przygody w każdy kolejny dzień było bardzo niewdzięczne. Jako ustatkowany gracz, mając niewiele czasu na granie, dwie godziny mijały tak szybko, że niemal zawsze sesja przedłużała się, a ja nie mogłem oderwać się od konsoli. Wszystko to zasługa wielu genialnych aspektów produkcji, składających się na wspaniałą całość i tworzących niemal idealną symbiozę. Ellie im dalej w las, tym mogła nosić więcej broni i przeróżnych bardziej śmiercionośnych przedmiotów. Strzelba urywająca łby, celny karabin z lunetą czy niezwykle mocny pistolet myśliwski, bardzo często nie miały amunicji i trzeba było uważnie penetrować każde napotkane pomieszczenie. W zabawie jednak opłaca się skrupulatne szukanie, bo potem komfort starć jest o wiele lepszy i rekompensuje stracony czas. Biorąc oddech od wydarzeń, możesz zatrzymać się na chwilę i włączyć tryb fotograficzny, będący konkretnym dodatkiem do zabawy. Nie będzie pewnie takich fotograficznych smaczków jak podczas przygód Arthura Morgana, ale z pewnością warto zainteresować się tą opcją.
Oszczędzanie jest głównym sposobem na wygraną i niemal zawsze jak tylko było to możliwe starałem się po cichu eliminować wroga. Brutalne finishery to nie tylko satysfakcja, brak alarmów wśród przeciwników czy wspomniana wcześniej oszczędność ale także taktyczne podejście do starcia. No a jak się nie uda, to wtedy dopiero walka nabiera rumieńców, ważne jest częste zmienianie miejsca i używanie wszystkiego co masz w plecaku. Bomby rurowe, miny pułapki, koktajle Mołotowa czy ulepszona broń biała, potrafią niezwykle skutecznie siać zamęt w szeregach oponentów. Kluczem do wygranej jest szukanie przedmiotów i tworzenie z nich przydatnych fantów, jak tłumik, apteczka czy naboje zapalające – skuteczne i efektowne. Podczas walki natkniesz się na nowe typy wrogów jak np. Purchlak będący ostatnim stadium zarażenia z grubą warstwą skorupy, wymagający w walce użycia wszystkiego co ma się pod ręką. Po takim starciu ekwipunek ponownie może świecić pustkami. Z kolei Czychacze przemieszczają się w ciszy, atakują z zaskoczenia i są szybcy – lepiej uważać na ściany porośnięte grzybem. Z kolei u ludzkich przeciwników pojawiają się psy, co dodatkowo pogarsza sytuację i sprawia, że walka może być trudniejsza. Zwierzęta tropią, powalają na ziemię czy wprowadzają chaos na polu walki, a po śmierci właściciele rozpaczają po nich.
Znajdując części, możesz podczas wędrówki ulepszać giwery na specjalnych stołach warsztatowych. Upgrade pozwala powiększyć magazynek, zwiększyć stabilność czy zadawane obrażenia, a animacja bohaterki pracującej przy pukawkach to kolejny świetny smaczek. Podręczniki szkoleniowe pozwalają na odblokowanie kolejnych drzewek ulepszeń (działania operacyjne, walka wręcz, wyposażenie), w których można skupić się na własnej drodze do sukcesu, „kupując” nowe zdolności. Ulepszenie apteczki, skradania czy szybsze tworzenie przedmiotów mają wpływ na rozgrywkę, a kolejne zdobywanie doświadczeń ogromnie cieszy na placu boju. Ellie już w połowie gry to prawdziwa maszyna do zabijania, napędzana paliwem gniewu.
Wirtualny diament
Napisać należy także o wspomnieniach bohaterki, jakie można grywalnie przeżywać i dowiedzieć się jak spędziła czas przez te pięć lat po wydarzeniach z pierwszej części. To doskonałe urozmaicenie, wzbogacenie historii i interesujące, jeszcze bardziej kompletne doświadczenie. Nie można nie wspomnieć o grze aktorów i katorżniczej pracy na sesjach motion capture, co szczególnie widać po twarzach pełnych emocji. Filmiki przerywnikowe to uczta dla oczu i pokaz największych umiejętności ekipy. Jeśli chciałbym wspomnieć o minusach produkcji, to naprawdę ciężko znaleźć coś sensownego. W kilku momentach eksploracja lokacji i znajdowanie fantów stawało się monotonne i bardzo chciałem „popchnąć” opowieść do przodu. Tyle. Twórcy zadbali także o dokładne przetestowanie swojej gry, bo na 31 godzin rozgrywki (tyle pokazywał zegar na końcu) zdarzyły mi się może 2-3 nic nieznaczące błędy techniczne. Niewiarygodne.
Długo i skrupulatnie nastawiałem się na premierę sequela The Last of Us, dozując swoje emocje i oczekiwania, aby nie było przykrego zawiedzenia. Gra jest dokładnie tym, czego się spodziewałem i aż boję się myśleć jaki będzie następny projekt Naughty Dog już na PlayStation 5. Po ukończeniu fabuły możemy oczywiście długo rozmawiać (napiszemy tekst wspólnie z Jackiem i Piotrkiem), kłócić się czy winić twórców za niektóre wydarzenia, jednak po dokładnej analizie, mam swoje wyobrażenie o czym jest ta historia i co twórcy chcieli nią przekazać.
To prawdziwy fabularny dramat, pełny brutalnych scen, nieludzkich zachowań, konsekwencji czynów i dotyczący już nie tylko Joela i Ellie ale całych grup ludzi, chcących po prostu przeżyć kolejny dzień. To wreszcie wciągająca, długa wirtualna przygoda, całościowo zamknięta na ostatni guzik i sequel godny tej wspaniałej serii, podany w mistrzowskim technicznym wydaniu. Jak ktoś Cię kiedyś ponownie zapyta, po co grasz w te głupie gierki, to zaproś tę osobę do siebie, włącz przygodę Ellie i zaprezentuj swoje argumenty czekając, aż odszczeka te słowa. W innym przypadku po prostu zmień temat rozmowy, głupie gierki mogą być zbyt ambitne dla tej, rzucającej słowa na wiatr, osoby.
Grę The Last of Us: Part II do recenzji dostarczyła firma PlayStation Polska.