"Pogromcy duchów? Proszę przyjechać na Facebooka"

Urban Myth Dissolution Center jest grą pozorów. Pozorny jest gatunek, jaki na pierwszy rzut oka reprezentuje. Pozorami grają ich bohaterowie, ci dobrzy, ci źli – a raczej ci, którzy wydają się być dobrzy lub źli. O pozorach dyskutuję żywo społeczeństwo w tle wydarzeń. Pozorami wreszcie operują twórcy, żeby wciągnąć i (pozytywnie) oszukać Ciebie.

Urban Myth Dissolution Center jest produkcją niezależnego studia z Japonii, Hakababunko. Rozgrywa się we współczesnej Japonii – mocno podpiętej do internetu, ale wciąż pozostającej w kontakcie z mitami i legendami. Mity te zresztą przenikają sieć, mieszając się z plotkami, przesądami i faktycznymi, nierozwiązanymi sprawami. Tytułowe działające w sieci Centrum Rozwiązywania Miejskich Legend postawiło sobie za cel odsłonięcie prawdy stojącej za tymi elektryzującymi historiami: ujawnienie, czy faktycznie stoją za nimi siły nadnaturalne, czy tylko ludzka wyobraźnia. W sam środek ich działalności zostaje wplątana nieśmiała studentka Azami Fukurai, która zdaje się mieć moc patrzenia w przeszłość. Nie wiadomo czy szef Centrum – tajemniczy, poruszający się na wózku Ayumu Meguriya – jest najlepszą czy najgorszą osobą, jaką Azami mogła spotkać.

Dynamika w Urban Myth Dissolution Center w pigułce

Urban Myth Dissolution Center to pozornie niepozorna visual novel

Produkcja reklamuje się jako gra przygodowa z obecnością zagadek, co technicznie nie jest nieprawdą. Owszem, są tu zagadki, konwencja również jest bardzo w stylu klasycznych gier point’n’click. W praktyce jednak Urban Myth Dissolution Center jest po prostu całkowicie liniowym tytułem visual novel. Przypomina to serię Ace Attorney, w szczególności spin-off Investigations. Nie jest to bynajmniej wada, bycie visual novel nie jest żadną ujmą ani powodem do wstydu. Niemniej oczekujący klasycznego point’n’clicka mogą się srogo rozczarować – ta konwencja jest efektownym opakowaniem.

Co zresztą nie jest atakiem, bo Urban Myth Dissolution Center posiada jedno z najbardziej efektownych „opakowań” na rynku. Gra jest po prostu śliczna i wyjątkowo ogrywa pikselartową estetykę. Dominuje monochromia, wszystko skąpane jest w niebieskich odcieniach, a jego monotonię rozbija czasem kolor czerwony. Wskazuje on NPC, ale też paranormalne siły. Hitem są sprite’y należące do postaci, każdy w pięknym detalu, w wielu wariacjach i do tego ślicznie animowany. Zresztą każdy, nawet ktoś z kim zamienisz dwa zdania, dostaje tutaj śliczny sprite. Statyczne screeny nie oddają, jak dobrze to wygląda w cutscenkach i akcji.

Świetnie brzmi też muzyka odpowiedzialna za lekko dwie trzecie upiornego klimatu spraw. Na koniec każdej „sprawy” zresztą otrzymujesz przerywnik nakreślający krajobraz pod następny odcinek, z rapowaną piosenką tytułową. Nie powstydziłyby się tego najlepsze anime każdego sezonu i dodają Urban Myth Dissolution Center jeszcze bardziej wyjątkowego charakteru. Visual novele zwykle tak po prostu nie wyglądają.

Twórcom wyszła mistrzowska intryga

Fabuła gry stanowi imponującą, wielowątkową konstrukcję. Chociaż nominalnie to opowieść o mitach i okultyzmie, kluczową rolę odgrywa tutaj kultura internetowa. W każdej ze spraw Ty i Azami będziecie musieli sprawdzić co piszczy w mediach społecznościowych. Widać zresztą, że odrobiono lekcje. Imponuje jak oddano nie tylko język czy gramatykę sieci, ale również jej ohydę. Przede wszystkim prędkość z jaką się w internecie wyzywamy, oceniamy i szastamy kategorycznymi wyrokami na podstawie niepełnych, a czasem wręcz nieistniejących informacji. Nominalnie jest to horror paranormalny, ale włos się jeży najmocniej właśnie od realistycznego przedstawienia online’owego bagna. Zarówno na telefonie, jak i jego konsekwencji w realu.

Internet odgrywa tu niezwykle ważną rolę

Zgrabnie przeplatają się kryminał, internetowe plotki, codzienne tragedie i miejskie mity. Gra zręcznie lawiruje między tymi motywami, rozkładając akcenty tak, żebyś o jednej z tych twarzy na moment nawet zapomniał. Czasem więc zwrot akcji czy rozwiązanie zagadki może się wydawać przewidywalne – co zwykle znaczy, że Urban Myth Dissolution Center zaraz zakręci tym wózkiem w niespodziewanym kierunku.

I tak jedzie slalomem aż do zakończenia: może jednego z najlepszych, jakich doznałem w ostatnich kilku latach. To jeden z tych finałów, który wynagradza każde kręcenie nosem po drodze – szczęka mi opadła, aż chciałem wstać i klaskać. Sposób w jaki Hakababunko wieńczy tę historię, wiąże ze sobą wszystkie wątki i zmienia kontekst wydarzeń sprawił, że na następne ich dzieło będę czekał z wypiekami.

Urban Myth Dissolution Center trochę udaje coś, czym w zasadzie nie jest

Ma zresztą to zakończenie co wynagrodzić, bo nie zawsze gra ta trzyma w napięciu. Nie jest to bynajmniej wina fabuły, tylko raczej tego, jak została miejscami podana. Liniowość Urban Myth Dissolution Center dawała mi się miejscami mocno we znaki. Nie ma tutaj ekranu „game over” ani nawet specjalnie zagadek czy takiego realnego łączenia faktów. Dużo tu za to chodzenia lewo-prawo. Snujesz się z miejsca ze wskazówką do NPC, od NPC z powrotem do miejsca i często tak w koło Macieju.

Po zebraniu dowodów trzeba je ze sobą połączyć. Polega to albo na krótkim „quizie” podcas którego Azami odświeża pamięć, albo wstawieniu słów-kluczy w luki w zdaniach. Skucha niczym nie grozi, ale też wszystko podane jest na tacy. Nie ma więc takiego faktycznego, detektywistycznego łamania głowy by dotrzeć do prawdy, w stylu np. Return of the Obra Dinn czy The Case of the Golden Idol.

Urban Myth Dissolution Center niekoniecznie jest bardzo straszne, ale potrafi wywołać niepokój

Balans interakcji jest trudnym zadaniem. Czasem warto coś zautomatyzować albo odpuścić. Innym razem zmuszenie gracza do wciśnięcia guzika kiedy z pozoru nie jest to potrzebne, żeby poczuć np. wewnętrzne batalie postaci. Urban Myth Dissolution Center nie wychodzi z tego całkiem obronną ręką. Jest to gra na ok. 10-12 godzin i jednak sporo tego czasu spędzisz na robieniu rzeczy, które równie dobrze mogłyby czasem robić się same. Wpływa to niestety na odbiór opowieści – czasem gra usypia Twoją czujność celowo, a czasem po prostu mechanicznie przynudza. Pomogłoby, gdyby sama dedukcja wymagała od Ciebie trochę więcej ocierania o siebie szarych komórek. Albo gdyby trochę więcej zamieszano w strukturze każdej sprawy, bo każda w zasadzie podąża tym samym rytmem.

Plotka głosi, że warto

Co ciekawe, nawet z tego gra jednak na koniec jakoś wychodzi – bo i Twój brak sprawczości jest przewidziany w fabule. Dlatego mimo wszystko warto pomóc pannie Azami i spółce przejść z punktu A do punktu B. Tam zwyczajnie czeka coś wyjątkowego. Nawet jeśli w pewnym momencie chciałem odłożyć Urban Myth Dissolution Center z pewnego znużenia, to na koniec zostały ze mną tylko szczytowe momenty opowieści. Jest to w końcu gra o pozorach.

Najważniejszy z nich: że to „tylko” ładna visual novel.

Piękna gra i warta tych kilku godzin

Plusy

  • oprawa audio-wideo
  • fabuła
  • zakończenie!
  • wykorzystanie kultury internetowej

Minusy

  • niska sprawczość gracza
  • rozwleczone segmenty śledztwa
4

Dobry

Dawniej student projektowania gier na Uniwersytecie Śląskim w Sosnowcu, przez chwilę nawet doktorant. Kurator gier wideo katowickiego festiwalu Ars Independent. Wierny fan twórczości Hideo Kojimy, Yoko Taro i Shigesato Itoiego. Podobno napisał kiedyś tekst, który miał mniej niż 13 000 słów, ale plotka ta pozostaje niepotwierdzona. Ustatkowany Gracz. Z twarzy.