Wreszcie świat dowiedział się o najnowszej części Assassin’s Creed. Czy będzie to największa opowieść z serii?
Jestem fanem skrytobójców w kapturach od samego początku i na pytania „ile można się podniecać kolejną grą z serii Assassin’s Creed?”, zawsze odpowiadam tak samo – tyle, ile granie i klimat danego świata będzie sprawiał mi przyjemność. Wczoraj zaprezentowano oficjalny zwiastun Assassin’s Creed Valhalla z walką głównego bohatera Eivora, ale nieco wcześniej główna ekipa tworząca Ubisoft Montreal pochwaliła się, jednocześnie dziękując za wkład, że przy opowieści o wikingach pracuje aż 15 zespołów programistów. Coś niespotykanego.
Światowe i rodzime serwisy pisały o tym branżowym ewenemencie, jednocześnie zaznaczając, że prawdopodobnie francuski developer szykuje największy świat z całej serii. Czytając te doniesienia niestety ale nie jestem do końca przekonany o poprawnym kierunku twórców. Oczywiście mapa w grze jest bardzo ważna, a wydane pieniądze w dniu premiery powinny być dobrze zainwestowane, czyli przygoda powinna być długa, interesująca i pełna miejsc do odkrycia. Druga strona medalu to właśnie inaczej obrana strategia, bo przecież 15 ekip nie musi tworzyć największego świata, ale np. skupić się na podobnym obszarze jak w poprzednich częściach i dopracować misje czy wydarzenia, wdrożyć pewne nowości, zmienić kierunek niektórych rozwiązań czy wreszcie doszlifować stronę jakościową, z błędami technicznymi na czele.
Jeśli jednak obszar w greckiej odysei nie wystarczył francuskiej ekipie i dlatego zatrudnili drugie tyle zespołów do produkcji (w porównaniu z AC Odyssey), to wielu ludzi może zniechęcić się do takiego rozwiązania, nie ukończyć gry lub zwyczajnie podziękować. Grałem w każdą część Assassin’s Creed (mowa o głównych odsłonach) ale dopiero od historii Bayeka zacząłem mieć problem z tak przepastnymi miejscówkami. Origins i Odyssey posiadają tak rozległe mapy, wypełnione setkami pytajników i aktywności, że jak w starożytnym Egipcie jeszcze dałem radę, tak już antyczna Grecja dobiła mnie wielkimi lokacjami. Chyba nie jestem odosobnionym przypadkiem, bo statystyki nie kłamią i wielu graczy nie kończy fabularnej opowieści, nie mówiąc już o odkryciu całej mapy i „wyczyszczeniu” każdego jej kąta.
W kwestii formalnej – żeby nie było, to dobre gry, z przepięknymi zabytkami, ruinami czy znanymi miejscami. Jednak będąc ustatkowanym graczem mam coraz mniej czasu, a gry robią się coraz większe, bez podobnej atrakcji w sferze fabuły. Cały czas mam w głowie mapę w Assassin’s Creed Odyssey i pierwszą reakcję, gdy przesuwałem gałką po ekranie, widząc ile mam do odkrycia. Pytanie samo się nasuwa – po co komu aż tak gigantyczne mapy? Wcześniejsza radość z ubisoftowych światów została całkowicie przygaszona, stłamszona i trudno było umysłem ogarnąć to, co przygotowali programiści. Może chodziło o pełne „wyczyszczenie” mapy w przygodach Bayeka w Origins i zwykłe zmęczenie materiału? A może to, że lubię zajrzeć w każdy kąt i odkrywać nieznane obszary, zamiast brnąć szybciej fabułą do przodu? Potem rozgrywka dłuży się i dłuży, a przecież życie gna dalej i inna premiera goni kolejną.
Nadchodzi Valhalla i świetne umiejscowienie akcji, wyproszone niejako przez fanów. Czy Ubisoft będzie chciał dalej podwyższać poprzeczkę i mnożyć pytajniki na jeszcze potężniejszych mapach? Wszystko wskazuje na to, że Odyssey nie pokazało całości w tym temacie, a kilkanaście ekip z różnych krajów jednak potrzebne jest do wielkości północnych miejscówek a nie innych aspektów rozgrywki. Oczywiście czekam i zagram w Valhallę, jednak mam wielką nadzieję, że twórcy po dwóch latach od Odyssey wyciągną wnioski i ulepszą lub wprowadzą więcej nowości do gry niż będą ścigać się z sami z sobą, powiększając i tak potężne już obszarowo mapy. Wielkość jest ważna, ale jest przecież dużo więcej aspektów do zmiany czy ulepszenia. A może właśnie opowieść z wikingami w tle mocno zaskoczy fanów tasiemca Assassin’s Creed?
Przejadły Ci się otwarte światy z monstrualnymi obszarami czy jednak wolisz 100 godzin przeznaczyć na odkrywanie absolutnie wszystkiego?