Do wirtualnej rzeczywistości od zawsze podchodziłem ostrożnie. To samo radzę Tobie. Zamiast bezmyślnie rzucać się na wykreowany przez media trend, na spokojnie przekalkuluj co rzeczony oferuje, jakie koszty trzeba będzie ponieść, co oryginalnego wniesie do rozgrywki i czy aby nie stanie się kolejnym Kinectem odpalanym przy okazji imprezy. Po tym co widziałem, daleki jestem od insynuowania, że PlayStation VR podzieli los trójwymiarowych telewizorów. Aby jednak tak się nie stało, należy tworzyć prawdziwie rewelacyjne gry, które dają możliwość zatracić się w sobie i wyzwolić prawdziwe emocje. Takie, które pozwolą odlecieć percepcji i na chwilę przerwać kontakt z otaczającą Cię rzeczywistością. Na pokazie, choć testowałem (prawie) każdą udostępnioną grę, tylko dwa tytuły wywołały u mnie powyższy stan…
PlayStation VR i dedykowane jej gry
Na początku zagrałem w Battlezone (jako pilot futurystycznego czołgu próbowałem z dwóch działek anihilować licznie pojawiających się wokół mnie oponentów – bez szału) oraz w RIGS: Mechanized Combat League (wsiadając do wirtualnego mecha rozegrasz mecz drużynowy – mocno średnie). Jednak dopiero po „rozgrzewce” przyszedł czas na tytuły, które konkretnie namieszały mi w głowie.
Dwa z nich to horrory – Until Dawn: Rush of Blood i Here They Lie. Jako że jestem podatny na treści mające na celu przestraszyć odbiorcę, łatwo było mnie omotać wokół wirtualnego palca. O ile jednak drugi z nich to psychodela ocierająca się klimatem o pierwszą część Silent Hill, w którym podróżując po piwnicznych korytarzach nie do końca jesteś pewien co jest jawą, a co snem… tak pierwszy serwuje Ci dodatkowo zjazd kolejką linową pośród kwilących wniebogłosy, zarzynanych świń, z których krew tryska wprost na Twoją twarz. Do powyższego dodaj psychopatów nadbiegających zewsząd, dźwięki pochodzące wprost z czeluści piekielnych i wszechogarniającą ciemność, a łatwo dojdziesz do wniosku, dlaczego wycierano z mojego hełmu pot, kiedy oddawałem go pracownikom obsługującym event Sony.
Kolejnym tytułem, który zrobił na mnie ogromne wrażenie był The London Heist. Interaktywność, formuła prowadzenia akcji oraz współpraca z PlayStation Move składają się na najlepsze w mojej opinii demo technologicznie zaprezentowane podczas rzeczonego pokazu. Zakładając hełm na głowę, zajmowałeś miejsce pasażera pojazdu (zgodnie z tytularnym nawiązaniem do stolicy Zjednoczonego Królestwa, siedziałeś po lewej stronie deski rozdzielczej) a następnie ostrzeliwałeś nadjeżdżające zewnątrz samochody wroga. Prawą ręką sięgałeś po leżące tuż obok uzi, zaś lewą – naturalnym gestem przeładowania – uzupełniałeś brakujący magazynek. Absolutnie momentalnie zaskoczyło skojarzenie z Final Fantasy VII, kiedy Cloud zjazdem z autostrady opuszczał Midgar. Co jednak najważniejsze, w moim przypadku nastąpiła pełna immersja w świat gry – czułem przestrzeń wokół samochodu, pęd pojazdu, że o doskonałej kalibracji celownika posiadanej broni nie wspomnę.
Zapowiadane na oficjalnej stronie PlayStation VR tytuły zachęcają do tego, aby testowane urządzenie zakupić. W planach jest Farpoint, Batman: Arkham VR, Resident Evil 7: Biohazard, czy opisywane już przez nas Robinson: The Journey. Ponad 230 producentów i wydawców pracuje nad oprogramowaniem przeznaczonym dla wirtualnej rzeczywistości noszącej pod pazuchą logotyp PlayStation, zaś liczba powstających obecnie gier (na ten moment) przekracza 160 tytułów. Biorąc pod uwagę fakt, że prezentowane podczas eventu pozycje były demami technologicznymi, ale przede wszystkim pierwszymi, wczesnymi produkcjami dedykowanymi PlayStation VR, można założyć, że postęp w tym zakresie będzie wykładniczy, co przyczyni się do ogromnej biblioteki dopracowanych gier dedykowanych właśnie hełmowi Sony. A skoro już o nim mowa…
PlayStation VR – piękno tkwi w prostocie
Gogle są przede wszystkim bardzo wygodne i banalnie proste w obsłudze. Znajdujący się po ich prawej stronie przycisk służy do regulacji paska i ostrości wyświetlanego obrazu. Odchodzi od nich wprawdzie jeden kabel, ale usytuowany jest w taki sposób, aby nie przeszkadzał w rozgrywce. Zaprojektowano je z precyzją i udoskonalono tak, aby były możliwie najlżejsze i jednocześnie wygodne. Innowacyjność projektu polega również na tym, że ciężar urządzenia jest podtrzymywany na opasce biegnącej w poprzek (przez czubek głowy) co pozwala uniknąć nadmiernego obciążenia z przodu. Sprzęt cechuje ponadto wyświetlacz OLED, czujniki ruchu oraz w pełni trójwymiarowy dźwięk. Warto również nadmienić, że częstotliwość odświeżania wyświetlanego obrazu wynosi 120 Hz co oznacza, że ekran może wyświetlić 120 klatek na sekundę. W tym konkretnym przypadku, konkurencja spod znaku HTC i hełmu średnio wygodnie leżącego na twarzy, przegrywa w całej rozciągłości.
Jestem w tej komfortowej sytuacji, że miałem przyjemność testować zarówno HTC Vive, jak i PlayStation VR, dzięki czemu mogę skonfrontować możliwości, jakie obydwa hełmy oferują. I wiesz co? Ciężko je ze sobą porównać! Głównie dlatego, że w moim odczuciu PlayStation VR dedykowane jest przede wszystkim grom. Sony nie mogło postąpić zresztą inaczej. Pełna integracja systemu z PlayStation 4 pozwala na możliwie największe uproszczenia w wyniku czego, nawet 10-latka bez problemu odpali konsolę, założy hełm i odpłynie w nieznane. HTC natomiast bardziej kojarzy mi się z trójwymiarowymi prezentacjami, komercjalnymi rozwiązaniami oferowanych możliwości (trójwymiarowe reklamy, w świecie których możesz dotknąć i wypróbować produkt przed zakupem? Czemu nie! Przestrzenne konferencje też brzmią niczego sobie). Owszem, na HTC można zagrać w pełnowartościowe gry. Ale umówmy się – demo The London Heist zjada na śniadanie w pełni finalny Project C.A.R.S. na Vive. A to przecież dopiero początek przygody Sony z trójwymiarowo generowanymi światami.
Na koniec pozostaje tylko odpowiedzieć na pytanie zawarte w tytule artykułu. Odpowiedź brzmi „tak”, ale… jeszcze nie teraz. Poczekaj na spokojnie, aż tytuły będą w pełni dopracowane, aż wszędobylscy krytycy podniosą larum w sieci z dowolnie błahego powodu (z uwagą obserwuj wówczas temat). Poczekaj do momentu, aż minie rozdmuchany przez liczne media i reklamy w marketach hype – ten bowiem jest najgorszym doradcą. A przecież ustatkowanego gracza cechuje rozwaga w podejmowaniu tym podobnych decyzji, nieprawdaż?