Powoli opada kurz na bitewnych polach wersji beta For Honor. Wybrani gracze mieli okazję posmakować potyczek pomiędzy samurajami, wikingami oraz rycerzami. Do oficjalnej premiery najnowszego dziecka Ubisoftu zostało już tylko kilkanaście dni, więc jak na prawdziwego ustatkowanego wojownika przystało, warto na chłodno przeanalizować brutalne starcia online. Poniżej znajdziesz trzy prawdy objawione, z których wyciągnąłem stosowne wnioski po kilkunastu godzinach otrzymywania srogich batów.
Łatwo się nauczyć, o wiele trudniej opanować grę do perfekcji!
For Honor wyciśnie z Ciebie ostatnie poty. Po pierwszych kilkudziesięciu potyczkach będziesz musiał szukać w sobie pokładów pokory pomagających przełknąć wielokrotnie wyczuwalną gorycz porażki. Prezentowane na licznych trailerach fantazyjne sekwencje bitewne poszczególnych klas robią piorunujące wrażenie, ale kiedy osobiście stajesz oko w oko z oponentem, rzeczywistość nie jest już tak różowa. Liczy się bowiem refleks, wyczucie dystansu, koordynacja ruchów, spryt i opanowanie technik charakteryzujących każdą z postaci. Krótki trening dostępny na początku gry pozwala zaznajomić się jedynie z podstawowymi kombinacjami; prawdziwa nauka przychodzi na wirtualnych arenach walk.
Srodze zawiodą się więc fani ułańskiej fantazji i szybkiego wspinania po drabinie rozwoju umiejętności. Jest to szczególnie widoczne w trybie 1-on-1, który zapowiada się bardzo intrygująco, a dodatkowo może być kandydatem na jedno z lepszych tego typu rozwiązań ostatnich lat. Jeśli więc jesteś typem samotnego wilka, wykazujesz zainteresowanie rywalizacją, nie zrażają Cię niepowodzenia, a cierpliwość jest Twoim drugim imieniem, to For Honor szybko spełni Twoje oczekiwania.
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!
Powiedzenie Muszkieterów wydawać się może mocno wyeksploatowane, ale rozgrywając kolejne rundy trybu wieloosobowego (głównie 4 na 4) ciągle cisnęło mi się ono na usta. Jeżeli więc rozważasz zakup tytułu Ubisoftu, zachęć do tego również swoich znajomych, gdyż zgrany team w rzeczonej grze jest elementem kluczowym. Dostępny w testowanej beta wersji tryb dominacji bardzo skutecznie promował teamplay i nawet w sytuacji pozornie beznadziejnej, skoordynowany i taktyczny atak dawał szansę na odwrócenie szali zwycięstwa. A więc słuchawki, mikrofony, chłodne piwko dla ostudzenia bitewnego szału oraz mądrze przemyślana strategia to nieodłączny zestaw tych osób, które nieustannie myślą o zespołowym niszczeniu przeciwników.
Z drugiej strony, jeżeli wpadniesz na serwer z grupą losowo dobranych przeciwników, musisz się liczyć z frustrującym poczuciem ogólnie panującego chaosu. Pozbawiony walczącego przyjaciela będziesz narażony na częste ataki z zaskoczenia, kończące się prawie zawsze niezwykle malowniczą anihilacją. W takich chwilach For Honor delikatnie traci na swoich walorach.
Jaka będzie rozgrywka dla jednego gracza?
Na to pytanie beta For Honor nie dała odpowiedzi. Gdyby jednak otwierający materiał wideo był zapowiedzią trybu fabularnego, nie byłbym zawiedziony. Niby średniowieczny klimat, ale podany w otoczce fantastycznych światów alternatywnych, okraszony wizją walk pomiędzy frakcjami, na targanym mrocznymi kataklizmami lądzie, niezwykle skutecznie oddziałuje na wyobraźnię. Mimo zapowiedzi o stricte multiplayerowym przeznaczeniu dzieła Ubisoftu, upatruję w trybie dla jednego gracza czarnego konia całości.
Jakby na For Honor nie patrzeć, drzemią w tej produkcji wielkie pokłady możliwości. Testowana wersja beta pokazała, że warto się temu tytułowi przyglądać z uwagą. Czy będzie to jednak odpowiedni prezent na Walentynki? Decyzja należy do Ciebie!