Od kiedy moja córka skończyła 6 lat, w jej życiu zaczął się okres stopniowego, świadomego poznawania świata gier komputerowych. Wcześniej oczywiście nie mogło zabraknąć wszelkiego rodzaju prostych planszówek, puzzli czy karcianek. Dusza ustatkowanego gracza cierpliwie czekała jednak na moment, kiedy będzie mogła podzielić się jedną ze swoich pasji.
Pierwsze doświadczenia nie należały do najciekawszych i najczęściej kończyły się frustracją dzielnej dziewczyny z powodu braku umiejętności obsługi pada, czy też koordynacji przycisków na klawiaturze. Ćwiczenie jednak czyni mistrza i nie zdążyłem się nawet zorientować, kiedy Rayman czy LittleBigPlanet na stałe pojawiły się w harmonogramie naszych weekendowych spotkań z konsolą. Do tego doszły wspólne przygody z Final Fantasy XV, Uncharted, czy ostatnio Horizon Zero Dawn, w trakcie których zawsze mogłem liczyć na doping swojej latorośli.
O ile dotychczas ster w operowaniu bohaterami głównie znajdował się w moich dłoniach, tak od momentu uruchomienia Minecrafta sytuacja uległa diametralnej zmianie. Ten konkretny tytuł nigdy nie zwrócił mojej uwagi, choć okazał się strzałem w dziesiątkę w oczach mojej kilkuletniej pociechy. Kiedy więc dowiedziałem się o pomyśle stworzenia podobnej gry, osadzonej dodatkowo w klimacie klocków LEGO (które rzecz jasna gościły w naszym domu), chciałem przekonać się na ile duński fenomen przełożył się na jego elektroniczną wersję.
Przede wszystkim interesowało mnie to, czy rzeczony tytuł wzorem Minecrafta równie skutecznie przykuwa uwagę brzdąca, przy jednoczesnym zachęcaniu go do główkowania, oraz na ile (i czy w ogóle) może zastąpić tradycyjne kolorowe klocki.
L ogiczne myślenie i swobodna działania
Każda aktywność zakładająca wspólnie spędzony czas z dzieckiem jest jak najbardziej pożądana. Jeżeli oprócz walorów czysto zabawowych potrafi także zachęcić do interesujących rozmów i przemyśleń, to można jej tylko przyklasnąć.
Bardzo pozytywnym zaskoczeniem okazał się wspomniany już wcześniej Minecraft. Idea polegająca na tworzeniu własnego świata spotkała się z niezwykłym zainteresowaniem mojego dziecka. Konieczność główkowania celem stworzenia konkretnej budowli, dobierania odpowiednich klocków i poszczególnych rodzajów budulców pokazała małemu człowiekowi jak ważne jest skupianie się na konkretnym celu i nauczyła wyciągania wniosków.
LEGO Worlds po pierwszych godzinach wspólnej zabawy zwróciła naszą uwagę na inny, także istotny element. Tutaj również kluczowe jest dążenie do realizacji celu. Eksplorując jednak kolejne światy i wykonując poszczególne zadania dodatkowo mocno uwidocznił się czynnik zabawy i przypadkowości w działaniu. Niezwykle kolorowe otoczenie w połączeniu z możliwością interakcji ze wszystkimi jego składowymi, przełożyło się na niezłą przyjemność z gry. W poczynaniach mojej córki widoczny był co prawda większy chaos niż w dziele Markusa Perssona, zdecydowanie bardziej irytując mnie niż ją, ale podobieństwo z wszędobylskimi klockami próbowało tuszować ewentualne niedogodności.
Starając się porównać dwa tytuły pod kątem tego, w jaki sposób potrafią utrzymać uwagę i jak wypadają pod względem mieszanki logiki i nieskrępowanej zabawy, muszę (razem z córką) oddać palmę pierwszeństwa grze Minecraft. Niezwykle barwny świat LEGO Worlds w przeciwieństwie do szwedzkiego kuzyna, jest skuteczny na niewiele dłużej niż 30-40 minut. Później zaczynają się pytania pokroju „Tato, co ja mam teraz zrobić?”, prowadzące do utraty zainteresowania. A przecież nie o to chodzi.
E kspresja małego człowieka
Jednym z niezwykle istotnych czynników, które przemawiają za zabawą klockami jest wg mnie umożliwienie brzdącom wyrażenia samych siebie. Czasami, jako efekt finalny, podziwiamy misternie ułożoną stertę mającą przypominać zamek księżniczek. Inny razem przedzieramy oczy ze zdziwienia zachwycając się czymś, co w oczach dziecka jest najnowszym statkiem kosmicznym. Bez względu na to jaki kształt ma być tym docelowym, zawsze w trakcie prac nad nim uwidacznia się to coś, co siedzi w naszych dzieciach. To co lubią, czym się interesują, co sprawia im frajdę i czym wyrażają swoje „ja”.
Odpowiednio dobrane gry komputerowe również świetnie w tym obszarze funkcjonują. Takimi przykładami są oba opisywane tytuły. Zarówno Minecraft, jak i LEGO Worlds dają szansę na to, aby rozwinąć kreatywne skrzydła. W obu przypadkach, jeżeli tylko pozwolisz swojej pociesze na dłuższe chwile beztroski, być może bardzo pozytywnie zaskoczy Cię jego lub jej pomysłowość oraz niestandardowe podejście do wykorzystywania przestrzeni. Minecraft być może odsłoni oblicze architekta, a LEGO Worlds rozbudzi talent konstruktorski mniejszej wersji Ciebie.
Trudno tutaj wskazać konkretną przewagę którejkolwiek z gier, gdyż w tym aspekcie wszystko w głównej mierze zależy od indywidualnych preferencji. Warto posmakować obu światów i dać sobie i dziecku możliwość wyboru tego, w którym przyjemności ze wspólnie spędzanego czasu będzie najwięcej.
G rywalność – w końcu mamy do czynienia z grami
Wspólna zabawa, czy też walory edukacyjne gier komputerowych tracą na znaczeniu, kiedy z dowolnego powodu napotykamy na niejednokrotnie frustrujące rozwiązania na poziomie śródtytularnej grywalności. Kiedy taką formę rozrywki chcemy zaproponować dziecku, tym bardziej ten element zyskuje na znaczeniu. Warto pamiętać, że jednym z ważnych wyznaczników jest dopasowanie danego tytułu adekwatnie do grupy wiekowej. Są jednak elementy, które powinny być niezmienne bez względu na to, czy ma z nimi do czynienia 7- , czy 17-latek.
Kluczową rolę, zwłaszcza w pozycjach nastawionych na eksplorację i stawiających na względną precyzję, odgrywa praca kamery. Wpływa też w bardzo dużym stopniu na komfort w trakcie rozgrywki. W tym aspekcie różnica między Minecraftem a LEGO Worlds jest widoczna praktycznie od pierwszych minut rozgrywki. Prawdopodobieństwo zagubienia się na ekranie jest zdecydowanie większe w drugim tytule. Developerzy postanowili z dużą dokładnością odwzorować kształty i różnorodność klocków, ale sposób ich użycia woła o pomstę do nieba. Kamera wariuje zwłaszcza w trybie tworzenia, co mi bardzo przeszkadzało, nie mówiąc już o 8-letnim adepcie ćwiczącym obsługę pada. Ktoś może powiedzieć, że Minecraft jest uboższy w walory audiowizualne, ale prostota w podejściu do poruszania się charakterystycznym klockowatym osobnikiem zdecydowanie działa na jego korzyść.
O graniczenia w tworzeniu
Nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem wielkim fanem tradycyjnych klocków LEGO. Raduje mnie fakt, że moja córka spędza dużo czasu z nimi, tworząc nowe budowle. Lubię dzielić z nią te chwile, mogąc delektować się jej uśmiechem. Często jednak dochodzę do momentu, w którym albo zaczyna brakować nam klocków, albo kończą się pomysły na wykorzystanie posiadanych zasobów. Wspinam się wówczas na wyżyny ojcowskiej kreatywności i czym prędzej wymyślam niestworzone historie, tak aby podtrzymywać w dziecku chęć dalszej zabawy.
Tego problemu nie spotkaliśmy ani w trakcie obcowania z Minecraft (zwłaszcza w trybie tworzenia), ani tym bardziej grając w LEGO Worlds. Jedynym ograniczeniem była nasza wspólna wyobraźnia oraz odrobina cierpliwości przy wyszukiwaniu odpowiednich sposobów jej urzeczywistnienia w sztucznie generowanych światach. Jestem pod dużym wrażeniem tego w jaki sposób obie gry potrafią zachęcić do szukania w sobie pokładów kreatywności. Moją rolą, jako ustatkowanego gracza – rodzica jest w zasadzie dbanie o to, aby ewentualnie pomóc w obsłudze pada. Reszta, czyli często nieskrępowana, twórcza zabawa, to już domena przyszłej gamerki.
LEGO Worlds. Tak czy nie?
Czy w związku z tym LEGO Worlds jako gra dla małych graczy, jest rozwiązaniem lepszym niż Minecraft? Według mnie i mojej córki – nie. A czy w takim razie jest w stanie zastąpić tradycyjne klocki? Wszystko zależy od podejścia rodziców. Atrakcyjność gier komputerowych jest niezwykle duża, jednak dzieciaki pozbawione kontroli mogą wchłonąć je nazbyt szybko. Kluczem jest więc umiejętne zachowanie balansu między rozrywką elektroniczną i tradycyjną. Wtedy dobrze znane, plastikowe kształty też znajdą zasłużone miejsce wśród innych zabawek.