Jeśli jesteś uważnym czytelnikiem naszego bloga wiesz, że coraz częściej recenzujemy gry, do odpalenia których nie jest potrzebny ani rozbudowany komputer stacjonarny, ani konsola. Popularność gier bez prądu jest niepodważalna, o czym świadczy nie tylko duże zainteresowanie tematem na Ustatkowanym Graczu, ale i liczne, tworzone oddolnie, dobrze skonstruowane mechaniki produkcji niezależnych, czy też powstające jak grzyby po deszcze punkty sprzedaży gier planszowych.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Fabryka Kart Trefl-Kraków w moje ręce trafiła gra Projekt Miasteczko, przy której najprawdopodobniej nie zatrzymałbym się na dłużej, gdyby nie oczywiste nawiązanie do Sim City – serii gier zapoczątkowanej w 1989 roku przez Willa Wrighta. Postanowiłem więc sprawdzić osobiście, jak wygląda przeniesienie rozbudowy miasta do realnego świata. Nawet pomimo tego, że logotypu Maxis tutaj nie uświadczysz.
W opakowaniu znajdziesz natomiast 76 dwustronnych kart, co jest w moim odczuciu liczbą wystarczającą dla początkujących adeptów deckbuildingu. Przynajmniej do tego, aby czerpać przyjemność z rozgrywki w otoczeniu najbliższych osób. Jej ideą jest odpowiednia rozbudowa miasta oraz dbanie o potrzeby mieszkańców, a co za tym idzie, korelujące z ich zadowoleniem zasiedlanie miejskich budynków. Głównym zaś celem jest zdobycie ośmiu punktów zwycięstwa w trakcie zagrywania kart lub wyłożenie osiemnastu kart budynków. Kto tego dokona w swojej turze, zwycięża.
W teorii i suchym opisie rozgrywki wszystko wydaje się proste. Zważ jednak na to, że w grze równie duże – co bieżąca rozbudowa miasta – znaczenie mają efekty uruchamiane automatycznie wraz z zagraniem konkretnych kart. Dzięki takiemu rozwiązaniu gracz może otrzymać odpowiedni limit ikon (nie)zadowolenia, przenieść karty na inne stosy lub pozyskać dodatkowe monety. Zwiększa to nie tylko samo zainteresowanie rozgrywką, ale powoduje, że nie pojawi się nieproszona monotonność, często zaważająca na tym, czy dana gra – bez względu na to czy analogowa, czy cyfrowa – będzie gościć u Ciebie na dłużej.
W mojej opinii Projekt Miasteczko jest grą karcianą, którą warto polecić nie tylko osobom początkującym, ale również zaawansowanym miłośnikom budowania talii. Podobać się w niej może także stosunkowo prosta acz czytelna oprawa graficzna, która przypaść do gustu powinna młodszym uczestnikom zabawy. Rodzice najmłodszych pociech docenią natomiast fakt, że karty są wytrzymałe, choć przyznaję – żadnej z nich nie żułem, nie śliniłem, ani nie podarłem. Ciężko zatem jednoznacznie stwierdzić, czy wytrzymują tak drastyczne próby, choć wydaje mi się, że Trefl Joker Line drukuje karty w pełni profesjonalnie, przez co o swój deck martwić się nie musisz (natomiast to, że powinieneś trzymać talię odpowiednio wysoko, to już całkiem inna kwestia – przyp.red.)
Citybuildery w świecie gier planszowych nie są niczym nowym, podobnie zresztą jak w świecie cyfrowym. W obu mają swoją grupę odbiorców, do której jeśli należysz, będziesz bawił się wyśmienicie. Do tego stopnia, że wciągnięty w rozgrywkę nie będziesz narzekał na to, że gra przy większej liczbie zainteresowanych może lekko przynudzać, co spowodowane jest wydłużonym czasem decyzyjności przy ruchu. Za to docenisz proste zasady, interesującą mechanikę oraz fakt, że możesz w nią grać jedną ręką, choćby podczas wakacyjnych wojaży. Dlaczego tylko jedną?
Cóż, w drugiej będziesz trzymał schłodzone w turystycznej lodówce piwko…