Czy pośród naszych czytelników jest ktoś, kto nie chciał w dzieciństwie zostać pilotem? To pytanie retoryczne. Wielu z nas, w tym ja, namiastkę tego marzenia spełniło dzięki grom wideo. Kiedy więc podczas redakcyjnego spotkania padło pytanie: „Kto chciałby przetestować nową odsłonę Ace Combat?” nie wahałem się długo.
Tym bardziej, że testy miały opierać się na flightsticku firmy HORI, mającym na pudełku napis „Ace Combat 7 Skies Unknown”.
O samej grze mogę napisać jedynie i w dużym skrócie, że dawno nie było tak dobrego symulatora lotu, nawet pomimo faktu, że bardziej to zręcznościówka niźli prawowity imitator latania. Tyle tylko, że… niedobór w przestrzeni tego gatunku gier jest ogromny, więc siłą rzeczy wchodzący cały na biało Ace Combat jest niczym promień słońca o poranku zwiastujący cudowny dzień!
Przyznam się, że jest to mój pierwszy kontakt z serią, pomimo tego, że jej początki sięgają 1992 roku, kiedy to wydano pierwotną jej wersję na automaty do gier. Dopiero trzy lata później Ace Combat wylądował na konsoli PlayStation,gdzie przyszło Ci się wcielić w rolę pilotki sił powietrznych. Podobno (podkreślam w tej chwili konieczną do nadrobienia nieznajomość fabuły) Ace Combat 7 nawiązuje do poprzednich odsłon. I chociaż ulokowano tutaj całą historię konfliktu zbrojnego oraz główny skrypt scenograficzny serii, nie nadano im żadnego znaczenia. Z drugiej strony, z perspektywy gracza spragnionego latania, cutsceny i odprawy do misji są jedynie irytującym przerywnikiem.
Samolotów natomiast Ci tutaj dostatek! W Twoje ręce oddano F-16, MIG-21, ale i Su-57 się znajdzie, że o całej masie futurystycznych zabawek nie wspomnę. Aby je zdobyć należy wykonywać poszczególne misje, często posiadające ograniczenie czasowe na wypełnienie konkretnych celów. Otrzymane za ich zaliczenie punkty możesz przeznaczyć na rozbudowę wyposażenia w hangarze. Wszak samoloty czy rakiety kosztują. Często niemało…
Grając w Ace Combat 7 odczuwa się niemal wtopienie w prawdziwy fotel pilota umocowany w prawdziwie bojowej maszynie. Wszak tylko trzymając joypada w dłoniach możesz chować się w chmurach przed rakietami wrogów, pilnować prędkości, aby nie „przeciągnąć”, nie wzlatywać zbyt wysoko, gdyż maszyna może ulec oblodzeniu, etc. Wszystko powyższe sprawia, że immersja jest naprawdę odczuwalna. A skoro już o niej mowa…
Ace Combat 7 umożliwia sterownie myszką i klawiaturą, padem lub joystikiem. Jednak ja miałem NIEBYWAŁĄ PRZYJEMNOŚĆ zagrania w ten tytuł korzystając z dedykowanego urządzenia firmy HORI – Ace Combat 7 Hotas Flightstick. Jakie to było uczucie! Kiedy moja żona, która nie obcuje z grami na co dzień, zobaczyła na biurku rozstawione urządzenie do pilotażu, a po chwili spróbowała swoich sił, stwierdziła, że to istna rewelacja!
Urządzenie jest solidne choć wykonane z plastiku (niezłej jakości) słusznych gabarytów. Nie narzekałbym jednak, gdyby podstawy przepustnicy i samego joysticka były delikatnie cięższe, aby dać jeszcze pewniejszą przyczepność podczas zawrotnego tempa rozgrywki. Przepustnica doskonale układa się w dłoni a wszystkie potrzebne przełączniki są dostępne pod palcami, łącznie ze sterem kierunku umieszczonym w spodniej części uchwytu przepustnicy – sterujesz nim dwoma palcami. Bardzo dziwnym zaś jest umieszczenie dwóch pokręteł, które choć wyglądają obłędnie i sprawiają wrażenie rozsądnie zaprojektowanych, nie znajdują w grze absolutnie żadnego zastosowania.
Joystick posiada doskonałe rozmieszczenie przycisków oraz ich różnorodnych kombinacji (testowałem sprzęt przeznaczony dla konsoli PlayStation 4, więc na urządzeniu znalazły się odpowiedniki L1+R1 – przyp. red.), które wydają cudne dźwięki. Dodatkowo można ustawić go na trzy tryby „czułości”, czyli odpowiednik przestawiania DPI w myszce. Manipulowanie joystickiem sprawia ogromną frajdę i wypada całkiem naturalnie, dzięki czemu po dosłownie kilku misjach potrafiłem znakomicie pilotować oddaną w moje ręce maszynę.
Do pochwał tego sprzętu warto dorzucić łyżkę dziegciu, bo jak się najpewniej domyślasz nie jest to najtańszy kontroler gier na świecie. Warto nadmienić, że produkt firmy HORI jest dostępny w wersji na PlayStation 4 oraz Xboksa One, z czego drugi lepiej nadaje się do grania na PC, choćby ze względu na wspólne środowisko, ale również dlatego, że wersja na PS4 po podłączeniu jej do komputera rozpoznawana jako kontroler konsoli Microsoftu. Jeśli zalega Ci w portfelu około 750 PLN, bez chwili wahania kup przetestowany sprzęt. Wrażenia z jego używania są ABSOLUTNIE NIEZIEMSKIE. Gdybyś jednak odnalazł zestaw gra + flightstick nie zastanawiaj się ani chwili. W tym momencie jednak jest to wydatek około 1 000 -1 100 PLN, co nieco dyskwalifikuje jego zakup, szczególnie przez ustatkowanych graczy, mających często na karku utrzymanie rodziny.
Sprzęt do testów otrzymaliśmy dzięki uprzejmości sklepu Przystań Gracza