Ponieważ twórczość H.P. Lovecrafta jest szczególnie bliska memu sercu, staram się sięgać po wszystko, co z nią związane. Począwszy od książek, przez komiksy, a na grach wideo skończywszy. Studio Frogwares, odpowiedzialne za The Sinking City, które ukazało się kilka dni temu, zabrało mnie w niezapomnianą, pełną mroku podróż.
Po całkiem udanym Call of Cthulhu, z którym miałem okazję obcować w listopadzie ubiegłego roku, po The Sinking City sięgnąłem z nadzieją na jeszcze większą dawkę grozy podanej w wyjątkowy, bo lovecraftowski sposób. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że ostatecznie, z powodu braku licencji, Frogwares nie miało praw do wykorzystania oficjalnego nazewnictwa, więc The Sinking City tak naprawdę nie jest oficjalną produkcją opartą o Call of Cthulhu.
Co się wydarzyło w The Sinking City
Charles W. Reed, detektyw ze sporym bagażem doświadczeń życiowych, powoli popada w obłęd przez wciąż nawiedzające jego umysł mroczne wizje. Pewnego dnia dostaje do rozwikłania nową sprawę. Okazuje się, że miasteczko Oakmont w stanie Massachusetts zostało doszczętnie zalane, a na domiar złego, zaczynają się w nim dziać przerażające rzeczy. Reed podejmując się rozwiązania tajemniczej katastrofy ma też nadzieję, że znajdzie źródło męczących go koszmarów.
Napisanie dobrego scenariusza inspirowanego twórczością Lovecrafta jest zadaniem, w mojej opinii, arcytrudnym. Przede wszystkim dlatego, że „groza” nie wpisuje się w żadną z regułek dostępnych w książkach. Ma ona wiele obliczy i dopiero gdy zobaczysz jednocześnie kilka z nich, zrozumiesz czym jest prawdziwy strach. The Sinking City na pierwszy rzut oka jest zwykłą grą przygodową, z elementami horroru, polaną RPG-owym sosem. Możesz przejść ją na dwa sposoby: jako Charles W. Reed detektyw lub jako Charles W. Reed Badacz. Rozumiesz różnicę? Jeśli odpowiedziałeś twierdząco, produkcja Frogwares zaoferuje Ci niezapomnianą przygodę. Musisz bowiem wiedzieć, że aby w pełni cieszyć się grą, powinieneś choć trochę znać świat koszmarów wykreowany przez Lovecrafta. Przed odpaleniem The Sinking City szczerze zachęcam do sięgnięcia po jego opowiadania, które wprowadzą Cię w odpowiedni nastrój.
The Sinking City, czyli zalane miasto, ludzie-małpy i ludzie-ryby
Twórcy oddali w ręce Reeda całkiem spore miasto do eksploracji. Co ważne, da się wejść do bardzo wielu budynków, zupełnie nie związanych z fabułą i wątkami pobocznymi. Ponieważ miasto zostało zalane, spora jego część dostępna jest jedynie po wcześniejszym dopłynięciu łodzią. W trakcie zwiedzania Oakmont detektyw spotyka nie tylko jego rdzennych mieszkańców, ale także traktowanych jako odmieńców przedstawicieli innych ras, na przykład o twarzach podobnych do ryb.
Z każdą kolejną, rozwiązaną sprawą, Reed dostrzega, jak bardzo pogrążone jest w szaleństwie miasteczko, do którego przybył. Okazuje się, że bycie detektywem to ciężki kawałek chleba. Gra nie prowadzi Cię za rączkę, a jedynie podpowiada, dokąd należy się udać, aby pchnąć fabułę do przodu. Zabawa polega na zbieraniu dowodów, a następnie na ich podstawie dedukowaniu, co się tak naprawdę wydarzyło. Bardzo często główny bohater musi się posiłkować dostępnymi w kilku miejscach archiwami, na przykład policyjnymi. Twórcy położyli duży nacisk na narrację, dlatego warto słuchać napotkanych postaci, bowiem często mają one do przekazania ważne informacje, które później przydadzą Ci się w śledztwie. Niezwykle ważnym elementem rozgrywki jest swoisty szósty zmysł, dzięki któremu jesteś w stanie dostrzec więcej, niż przeciętny zjadacz chleba, a nawet odtwarzać wydarzenia na podstawie odnalezionych śladów. Mechanizm ten wypada o tyle ciekawie, że nawet gdy z niego korzystasz, znalezienie kolejnego tropu nie jest wcale proste.
Miasto podzielono na kilka sporych dzielnic przy czym musisz wiedzieć, że są one przy każdym rozpoczęciu gry generowane w losowy sposób. Tym sposobem każdy gracz będzie miał do czynienia z tym samym, ale zupełnie innym miastem. Po mapę sięgał będziesz wyjątkowo często, ponieważ to na niej zaznaczał będziesz punkty orientacyjne (te musisz odnaleźć sam, nie są automatycznie dodawane w trakcie rozgrywki), a także znajdziesz najważniejsze lokacje, takie jak ratusz, komisariat policji, szpital, czy siedzibę lokalnej gazety. W poruszaniu się po Oakmont pomagają budki telefoniczne, służące za punkty szybkiej podróży.
Sama eksploracja w The Sinking City nie daje niestety zbyt wielkiej satysfakcji, ponieważ na ulicach zalanego miasta niewiele się dzieje. Poza obszarami opanowanymi przez potwory, które ostatecznie najlepiej po prostu omijać, dzielnice zamieszkane przez ludność Oakmont, owszem, tętnią życiem, ale interakcji z nimi nie ma niemalże żadnej. Na szczęście samych questów pobocznych jest cała masa. Wystarczy więc zagadać z kim trzeba, aby Reed od razu miał ręce pełne roboty.
Walka o The Sinking City
Całe szczęście walka nie jest kluczowym elementem gameplayu w The Sinking City. Wypada ona bowiem wyjątkowo słabo. Jedynym rodzajem broni białej jest saperka, którą możesz zdzielić przez łeb napotkanych wrogów. Nie dość, że wybór żaden, to jeszcze sama system walki, o ile można tak nazwać pojedynczy cios, którego animacja wygląda komicznie, jest biedny. Niestety strzelanie nie wypada lepiej. Celowanie jest zbyt toporne.
Wrogowie niestety nie grzeszą inteligencją, pchając się pod lufę. Humanoidy niby próbują schodzić z linii strzału, co ponownie wygląda przezabawnie, ale są tak przewidywalne, że bez problemu ich ubijesz. Jedyny problem to ich wytrzymałość i obrażenia, które zadają. Na wyższych poziomach trudności oba te wskaźniki idą mocno w górę, co znacząco utrudnia rozgrywkę.
Niestety całe zaplecze techniczne The Sinking City wypada bardzo słabo. Ładujące się tekstury, solidne spadki animacji, znikający nagle przechodnie, ubogie wnętrza tworzone metodą kopiuj-wklej to tylko początek długiej listy zażaleń, którą należałoby wysłać na Ukrainę. Na szczęście sytuację ratuje nieco game design. Lokacje są bardzo klimatyczne, a zniszczone powodzią miasto ma niezwykłą atmosferę. Zwiedzanie i podziwianie widoków daje sporą satysfakcję.
Znacznie lepiej wypada udźwiękowienie. Przygrywające w tle melodie to najczęściej melancholijne, mroczne nuty. Z kolei potwory bulgoczą, skrzeczą i wydają inne, wywołujące gęsią skórkę dźwięki. Voice-acting również stoi na przyzwoitym poziomie.
The Sinking City Cię wzywa
Jeśli choć trochę lubisz Lovecrafta i jego pokręcone wizje, koniecznie wybierz się do The Sinking City. Produkcja Frogwares oferuje świetny scenariusz i genialny klimat. Oba te elementy w pełni rekompensują cała masę niedoróbek technicznych, którym nie sprostali developerzy z Kijowa.