Po ukończeniu Assassin’s Creed Valhalla jestem niemal pewny, że nie dało się zrobić lepiej tej niezwykłej opowieści. Niesamowita, wciągająca przygoda.
Długa, zapadająca w pamięć zapowiedź (grafika twórcy) najnowszej części Assassin’s Creed zwiastowała brutalną, pełną klimatu i ciekawych miejscówek opowieść o wikingach. Dwa lata przerwy z pewnością narobiły sporo apetytu na kolejne przygody zabójców w kapturach, szczególnie że mitologia nordycka, wikingowie i szukanie nowego domu na angielskich ziemiach przyciągały fanów serii jak magnes. Osoby odpowiedzialne za tworzenie trailerów i marketing ponownie odwaliły kawał świetnej roboty, z miesiąca na miesiąc coraz bardziej nakręcając graczy na nordycką opowieść.
Co prawda, po ogromnej Odyssey miałem małe wątpliwości co do Valhalli, jednak dwa lata przerwy, setting, wprowadzone zmiany i wikiński klimat ostatecznie wygrały i zrobiły swoje. Dla mnie to najlepszy Assassin’s Creed od dawna, świetna fabuła, pełny różności świat i długa zabawa, która nie nudzi i sprawia, że chce się więcej i więcej. Cholernie trudno będzie teraz przebić tę część, utrzymać ten wysoki poziom i ponownie czymś zaskoczyć graczy.
Brave New… Home
Przygodę zaczynasz w IX wieku w Norwegii ale niedługo potem zapuszczasz korzenie na angielskiej ziemi. To właśnie tam poznając losy wikinga Eivora (można wybrać kobietę) będziesz starał się walczyć o lepsze jutro, przetrwać, ułożyć sobie życie na nowo, zawierając liczne sojusze. Nie raz będziesz bezwzględny, brutalny i pełny nienawiści ale głównym celem będzie osada, jej rozbudowa, członkowie i sposób na lepsze życie. Dom to taka chwila oddechu od głównej fabuły, z rozbudową poszczególnych budynków (kowal, gospodarstwo, stajnia czy koszary), ucztami i swoistym spokojem bardzo potrzebnym, aby choć na chwilę odetchnąć po stoczonej bitwie. W osadzie jest co robić, bo poza profitami płynącymi z rozbudowy, można udekorować poszczególne chaty, pomóc osadnikom wykonując dobrze „płatne” misje, zrelaksować się czy rozstrzygnąć spory mieszkańców. To od Ciebie zależy jak będzie się ona rozwijać w czasie całej przygody.
Tradycja w serii Assassin’s Creed jest podtrzymana i świat ponownie jest olbrzymi, pełny sekretów do odkrycia, łupów do zdobycia, skarbów do znalezienia czy wszelakich innych krótkich, interesujących wydarzeń do przeżycia. Wciągająca opowieść zajmuje kilkadziesiąt godzin (ja miałem ok. 90 godzin) i podzielona jest na kilka wątków, tzw. zawierania sojuszy. Możesz przygotować się na zdrady, królewskie intrygi, szturmy na zamki, najazdy na klasztory, podejmowanie trudnych decyzji, śledztwa, rozwiązywanie zagadek i ciągłą walkę ramię w ramię z sojusznikami. Fabuła jest zdecydowanie lepsza i bardziej ciekawa niż było to choćby w Odyssey, a oprócz Anglii i Norwegii możesz przygotować się na kilka innych udanych miejsc do eksploracji. Także napotykane postaci są bardzo wyraziste, chce się poznawać ich historie i zapadają w pamięć.
Każdy uczynek przybliża nas do Valhalli
Już na początku gry masz do czynienia z Ukrytymi (inaczej Asasyni) i przez całą opowieść najpierw demaskujesz a potem z satysfakcją polujesz na członków Zakonu Starożytnych. Pojawia się oczywiście ukryte ostrze i wreszcie działa tak jak powinno – jeden cios, jedna śmierć. Lubisz się skradać i działać w ukryciu? Z pewnością będziesz miał szerokie pole do popisu, bo pojawiające się regularnie otwarte bitwy były dla mnie doskonałym urozmaiceniem od cichych zabójstw. Podczas najazdów i szturmów możesz przygotować się na nie lada brutalność i bezwzględność z jakiej znani byli rozbójnicy z Północy. W czasie walki pojawia się wiele finiszerów, po wykonaniu których często kręciłem głową z niedowierzaniem – cholera ależ to było brutalne. Odcinane ręce, nogi, rozłupywane czaszki, podpalanie oponentów, duszenie czy palenie wiosek to chleb powszedni i cieszę się ogromnie, że twórcy nie zmieniali historii.
Jeśli lubisz toczyć zacięte, spektakularne boje to z pewnością walka w Valhalli pozwoli na rozwinięcie skrzydeł. W rękach możesz mieć dwie bronie jednocześnie, topór z tarczą, cięższą broń jednoręczną czy jeszcze inne wariacje. Mój ulubiony wielki topór przez niemal całą przygodę sprawiał mi wiele radości wraz z jego ulepszeniami czy miejscami na runy. Dzięki nim możesz poprawić statystyki czy zwiększyć moc, efektywność i efektowność swojej broni. Jeśli do tego dodasz pozyskiwane zdolności, umiejętności, strzelanie z łuku w czułe miejsca wrogów czy żonglowanie nimi wszystkimi w czasie starć, to możesz być niemal pewny, że walka nie będzie nudna.
Inwestuj w siebie, analizuj, walcz mężnie i… nie zawiedź Odyna
Zdolności (walka dystansowa, walka wręcz) możesz pozyskiwać ze zbieranych ksiąg, aby ulepszać i przydzielać je wedle uznania na przyciskach pada. Atak na przeciwnika po wykonaniu wielkiego skoku? Proszę bardzo. Prawdziwa nawałnica toporów? Nie ma nic lepszego na kilku wrogów. Usypiające czy podpalające strzały? Wystarczy mieć naładowany pasek adrenaliny, aby patrzeć jak wróg cierpi. No i wpadanie w szał na polu bitwy z hurtowym okładaniem nieszczęśnika pięściami – lubiłem tę zdolność.
Poszczególne terytoria wymagają posiadania danej mocy Eivora, którą można zwiększyć za otrzymywane punkty doświadczenia. Wykonując misje, zadania poboczne, znajdując skarby czy choćby synchronizując punkty widokowe, dostajesz PD i po zdobyciu określonej liczby możesz cieszyć się z kolejnych dwóch punktów mocy. W ogromnym drzewku umiejętności możesz wybierać drogi kruka, niedźwiedzia czy wilka pozyskując profity do zdrowia, uników, adrenaliny czy walki dystansowej. Co pewien czas będziesz mógł nauczyć się nowych technik jak serii z łuku, taranującego sprintu, automatycznego łupienia wrogów czy używania bomby dymnej.
Jeśli poza fabułą będziesz choćby w minimalnym stopniu interesował się najbliżej położonymi aktywnościami (skarby, wydarzenia, zbroje), to z pewnością nie uświadczysz, tak znienawidzonego w Odyssey, grindu. Przez całą przygodę często używaj Wzroku Odyna, a nie przeoczysz żadnych wartościowych fantów wraz z pomocą kruka, który z góry z pewnością pokaże jeszcze więcej interesujących punktów. W Valhalli powracają znane i lubiane z wcześniejszych części aktywności, jak choćby wtapianie się w tłumy, medytacja, pływanie po rzekach, pogonie za „uciekającymi” kartkami czy eliminacje ze stogu siana. Dzieje się!
Audiowizualny zachwyt i techniczna anomalia
Valhalla jest piękna. Bez dwóch zdań. To naprawdę gra pełna urokliwych lokacji, zapierających dech w piersi krajobrazów, wspaniałych zachodów słońca czy przeróżnych innych pięknych graficznych motywów, których nie da się przeoczyć i chce się udokumentować, notorycznie włączając tryb fotograficzny. Ostatnio tak świetnie „aparatem” bawiłem się i radowałem z widoków w Red Dead Redemption II, a czasami miałem wrażenie jeszcze bardziej widowiskowych kadrów. Z pewnością cieszyłem się z płynnej rozgrywki, bo owszem czasami przy większych bitwach zdarzało się utracić kilka klatek ale ogólnie byłem zadowolony ze stabilnej zabawy, szczególnie po wcześniejszych doznaniach z Cyberpunkiem 2077 na Xboksa One.
Z kolei nie da się nie wspomnieć o muzyce, która ponownie stoi na wysokim poziomie i zwyczajnie zachwyca wchodząc w idealną symbiozę z wydarzeniami na ekranie. Jesper Kyd, Sarah Schachner i Einar Selvik popełnili jeden z najlepszych (jeśli nie najlepszy) soundtrack w całej serii. Grając na słuchawkach można jeszcze bardziej docenić to muzyczne cudeńko, pozwalające niemal namacalnie wczuć się w klimat wikingów, walczących o lepsze jutro na obcej ziemi. Fantastyczna robota, a myślałem, że po świetnej nucie w Origins już nic szybko mnie nie zaskoczy.
Ten wikiński diament posiada też sporych rozmiarów rysę w postaci przeróżnej maści technicznych błędów. Oczywiście można tłumaczyć twórców ogromem prac czy nieco żartobliwie anomaliami Animusa, jednak prawda jest taka, że wiele razy zdarzyło mi się być świadkiem glitchy, musiałem resetować misje bo bohater zawiesił się lub postać niezależna nie wykonała danego polecenia lub czytałem o wielu problemach ze znikającymi stanami zapisów (sam ich nie uświadczyłem). W moim przypadku błędy się zdarzały, jednak nie były na tyle natarczywe czy częste, aby zakłócać mi rozgrywkę. Zdecydowanie bardziej dały mi się we znaki długie czasy wczytywania danych (PS4 Pro), bo wiele razy chcąc szybko podróżować musiałem tracić czas na długie loadingi. Tutaj z nieukrywaną zazdrością patrzyłem w stronę posiadaczy PS5 i zwyczajnie chciałem już mieć tę konsolę na stanie.
Odyn byłby dumny
Z Assassin’s Creed Valhalla spędziłem ponad dwa miesiące i nadal gram, czekając na pierwsze fabularne DLC (wiosna). Najlepsze jest to, że nadal mapa pełna jest zakątków do odwiedzenia, wydarzeń do poznania czy skarbów do odkrycia. Kosmos. Ileż to satysfakcji miałem jak pół wielkiego obozu czy fortecy pokonałem z ukrycia, czając się i rabując co popadnie. Potem korzystając z umiejętności i ulepszonego oręża cieszyłem oko z walki, często używając do niej otoczenia. Ile to razy stanąłem na murach fortecy, na wysokiej wieży, podczas eksploracji ruin czy na dachu kościoła, aby zrobić zdjęcie i podziwiać przez chwilę piękności okolicy. No i wspinałem się bez wysokiej kary po kamieniach Stonehenge…
Wiele nerwów straciłem walcząc z córkami Leriona, legendarnymi zwierzami, zagubionymi wrogami, celami z Zakonu Starożytnych czy szukając Skarbów Brytanii. Nieźle bawiłem się tocząc pyskówki (na rymy), grając w Orloga czy biorąc udział w chlaniu na czas. A to wszystko poza fabułą, na spokojnie, w wolnym czasie. Ogromna gra, fascynująca przygoda i namacalny wręcz klimat. Miło zaskoczyłem się też wątkiem współczesnym, którego jest mało, a anomalie Animusa to poboczne zadania. O to przecież chodzi, walka o Anglię to priorytet bez wytrącania z tej unikalnej wirtualnej, IX-wiecznej atmosfery.
Najnowszy Assassin’s Creed nie jest idealny, szczególnie pod względem technicznym ale to kawał świetnie wykonanej rzemieślniczej roboty z przebłyskami geniuszu. Setting, wikingowie, klimat i wiele innych smaczków, jakich nie opisałem w tej recenzji, aby nie psuć zabawy, składają się w jedną wirtualną solidną całość. W takie tytuły się nie tylko gra ale przede wszystkim przeżywa, podziwia ten wspaniały świat i daje się wciągnąć bez reszty. Czy jak kupię wreszcie PS5 to ponownie przeżyję tę wikiński najazd na angielskie ziemie, korzystając z dobrodziejstw obecnej generacji? Raczej tak się stanie i nudził się nie będę. Gdyby nie techniczne babole to byłby celujący werdykt ale patrząc na całą serię Assassin’s Creed zawsze jest mały zgrzyt i wszystkiego mieć nie można. Na Odyna, to cholernie długa i bardzo dobra gra!