Zastrzyk ulubionej adrenaliny

Niektóre marki będące corocznymi pewniakami już dawno odpuściły, bo o kurę znoszącą złote jajka trzeba odpowiednio dbać. Taka strategia nie dotyczy Call of Duty i fani serii już dawno przyzwyczaili się, że jak nadchodzi jesień, to musi być i nowa strzelanina Activision. Nie inaczej jest w tym roku i trzeba przyznać, że studio Infinity Ward ma nieograniczoną liczbę udanych pomysłów.

W Call of Duty Modern Warfare 2 chyba każdy znajdzie coś dla siebie. Fani kampanii fabularnych mają swoją udaną przygodę dla pojedynczego gracza, a miłośnicy multiplayerowych starć, także nie powinni narzekać. Dostajesz kilka trybów rozgrywki, różnej wielkości mapy, znajomą adrenalinę i dodatkowo jeszcze kooperacyjne misje. Jest w czym wybierać, a dla mnie to najbardziej przystępna sieciowa jatka od lat.

Rakietowa ekipa

Najnowsza odsłona to kontynuacja rebootu Modern Warfare z 2019 roku. Międzynarodowa grupa żołnierzy Task Force 141 szykuje się do kolejnej akcji, której priorytetem są… skradzione amerykańskie rakiety. Cel misji – schwytaj lub zabij i znajdź niebezpieczne pociski. Znana ekipa (Ghost, Soap, Price) przemieszcza się po świecie i łączy się z meksykańskimi siłami specjalnymi, aby tropić terrorystów z bliskiego wschodu i mający wiele za uszami meksykański kartel narkotykowy.

17 misji to różnego typu zadania, pełne adrenaliny i w większości prowadzone są w hollywoodzkim stylu. Oprócz charyzmatycznych i lubianych postaci, na uwagę z pewnością zasługują Alejandro (meksykańskie siły specjalne) i Valeria (kartel narkotykowy). Kompan zza granicy ze swoją charakterystyczną twarzą robi prawdziwe show, z kolei piękna Meksykanka to główna atrakcja gry z silnym i bezwzględnym charakterem. Nic dziwnego, że zauroczyła wielu graczy i stała się, w pewnym sensie, symbolem tej odsłony.

Akcje na granicy USA z Meksykiem, sztormowa misja na wyłączonej z użytku platformie wiertniczej, uliczki Amsterdamu wyrwane niczym z rzeczywistości, pościg z przejmowaniem kolejnych pojazdów czy podziemia latarni morskiej to tylko część atrakcji i wiele z nich zapada w pamięci. Nie można nie wspomnieć o zadaniu „Samotność”, które nie dość że wypełnione jest skradaniem i kombinowaniem, to w dodatku przypomnina, niedawne ponowne spotkanie z Joelem i Ellie z The Last of Us: Part I.

Improwizuj craftingiem

Jeden z wojaków musi sam przetrwać, pokonując z pustymi rękami, kolejne ulice miasta przeszukiwane przez wroga. Znajdując kawałki metalu, sznurki, wosk, pułapkę na myszy, chemikalia czy inne przydatne przedmioty, musisz wytwarzać prowizoryczne narzędzia do walki, aby ostatecznie dotrzeć do oddalonego kościoła. Smaczku tej misji dodaje rewelacyjna rozmowa, pełna docinek między bohaterami. Studio Infinity Ward za wszelką cenę chciało dodać nieco świeżości kampanii i po części się to udało. Modern Warfare 2 to, poza kapitalnym strzelaniem, trochę Hitmana, Uncharted czy, wspomnianego wcześniej, The Last of Us.

Graficznie strzelanina robi wielkie wrażenie, zarówno w scenkach przerywnikowych, jak i podczas rozgrywki. Osławiony już Amsterdam to rewelacja sama w sobie, kunszt twórców i szkoda tylko, że misja jest tak krótka. Padający deszcz, wygląd niektórych lokacji czy dalsze widoczki potrafią zauroczyć, a zawsze płynny gameplay (60 fps) to czysta frajda ze strzelania. Po skończeniu kampanii, znów czułem się jakbym obejrzał dobry film akcji i zwarty i gotowy, z wielką chęcią odpaliłem zakładkę z napisem multiplayer.

Współpraca, chaos i adrenalina

Oczywiście dla większości graczy głównym kąskiem w Call of Duty są sieciowe zmagania. Nie inaczej jest tym razem, bo wysoka cena za grę dotyczy w większości wciągających, multiplayerowych doznań. Krótkie mecze w znanych trybach to tylko początek, bo po intensywnych starciach, możesz wraz z kompanem dyskretnie eliminować wrogów i zaliczać cele w kooperacyjnych misjach lub wziąć udział w większych bitwach. Tryb Inwazji pozwala 64 graczom na wojnę z użyciem pojazdów, w której jest mnóstwo chaosu ale też wiele smaczków dla bardziej wymagających graczy. Snajperskie zapędy czy walka w wozie opancerzonym, potrafi sprawić wiele radości, choć osobiście wolę mniejsze mapy i klasyczne tryby.

Team deathmatch, zbieranie nieśmiertelników w zabójstwie potwierdzonym, zdobywanie i utrzymywanie sztabów, przejmowanie wyznaczonych punktów, nokaut czy ratowanie lub ochrona więźniów, sprawiły że intensywna rozgrywka wielokrotnie przedłużyła się, a ja nie wierzyłem patrząc na zegarek. Starcia toczone są w fortecy, ruinach, ambasadzie, torze wyścigowym, hotelu w Amsterdamie czy na granicy USA-Meksyk. Właśnie tę ostatnią mapę zapamiętałem szczególnie, bo jest ona pełna porzuconych samochodów i pozwala zaskoczyć wroga.

Po wybraniu operatora (warto grać w kampanię czy kooperacyjne misje, bo wtedy odblokowuje się niektóre pozycje), wypada wybrać sobie idealnie pasujący zestaw do walki. Broń główna, dodatkowa, obronna czy ofensywna, to szeroki wybór arsenału i gadżetów na polu walki. Karabiny, strzelby, granaty, miny, drony z bombą czy ostrzał moździerzowy, pozwalają dopasować swój styl i z rozwagą dobierać poszczególne „atrakcje”.

Wizyty u rusznikarza, po uprzednim odblokowaniu części broni, pozwalają dobrać poszczególne elementy giwery, tak aby w miarę postępów, stała się jeszcze bardziej śmiercionośna. Strzela się wyśmienicie i warto dbać o codzienne „szkolenia”, bo dobry skill to podstawa. Ile to razy na początku, ginąłem w jednej sekundzie, nie wiedząc nawet skąd padł strzał. No ale nie ma co się zrażać, bo takie po prostu jest wieloosobowe Call of Duty. Buzująca adrenalina jest gwarantowana, a to przecież jeden z wyznaczników wirtualnego hobby.

Nowoczesna wojna

Szalona kampania i wciągające starcia w sieci, ponownie są głównym kąskiem tej jesieni dla fanów wirtualnego strzelania. Choć nie obeszło się bez technicznych wpadek i niedoróbek – dziwne pozy wyeliminowanych wrogów, nogi w podłodze, kilkukrotne wyrzucenie z misji i konieczność rozpoczęcia jej od nowa czy doczytujące się tekstury – to mimo tych baboli, kolejny raz świetnie bawiłem się ze strzelaniną studia Infinity Ward.

Choć rok w rok pojawia się nowa część tej znanej marki, to niewiele jest tytułów gwarantujących, w czasie zimnych wieczorów, aż tak intensywny zastrzyk adrenaliny. Wiele razy już nabrałem się, kiedy przy zapowiedzi kolejnej części Call of Duty, często kręciłem nosem i w myślach powtarzałem „no ileż można”, a potem byłem pozytywnie zaskoczony rozgrywką. Tym razem jest podobnie i trzeba oddać twórcom z Infinity Ward, że ich wirtualny „shooterowy magnes” wciąż z wielką siłą przyciąga do ekranu. Wrażenia są tym bardziej odczuwalne, kiedy przypomnisz sobie spektakularną wpadkę głównego konkurenta spod szyldu Battlefield.

Plusy

  • kampania jak intensywny film akcji
  • płynność rozgrywki
  • grafika
  • multiplayer wciąga
  • adrenalina

Minusy

  • niedoróbki i błędy
  • kilka misji w kampanii to "wydmuszki"
  • można było lepiej wykorzystać charyzmę jednostki Task Force 141
5

Bardzo dobry

Choć Marcin od dziecka wychowany był na prymitywnych wirtualnych światach, zauroczony jest nimi do dziś. Gry wideo nosi w sercu i od wielu lat przelewa myśli z nimi związane na papier. Recenzjami stara się zaintrygować odbiorcę, w publicystyce zarażać zaś swoją pasją. Poszukiwacz pozytywnych stron życia, ceniący doświadczenie i nieprzychylnie nastawiony do szeroko pojętej głupoty. Tata i Ustatkowany gracz.