Dzisiaj świat obiegła druzgocąca informacja. Stan Lee, legenda superbohaterskiego komiksu amerykańskiego, twórca wielu ikonicznych postaci – zmarł w wieku 95 lat.
Przez kolejne pokolenia Stan Lee (a po prawdzie to Stanley Martin Lieber) będzie wspominany już na zawsze ciepło. Człowiek, który dożył sędziwego wieku, wiecznie uśmiechnięty staruszek, duże dziecko bawiące się wykreowanymi przez samego siebie zabawkami. Choć nie zawsze taki był! Potrafił twardą ręką rządzić we własnym, komiksowym imperium, którego najbardziej rozpoznawalna postać – Spider-Man – doczekała się adaptacji tak wielu, że gdyby wszystkie przytoczyć, news ten przybrałby postać książki.
Najważniejszym jednak z naszej perspektywy wydaje się fakt, że to właśnie Stan Lee, który osobiście odwiedził Polskę przy okazji powstania wydawnictwa TM-Semic, wielu polskim dzieciakom pokazał, że nawet najbardziej abstrakcyjne hobby może być sposobem na życie; że nie istnieją granice wyobraźni i że w szarej Polsce lat 90. można było kilka razy w miesiącu założyć kolorowy trykot i wzlecieć hen w przestworza.
Całym ciałem redakcyjnym wierzymy, że Stan właśnie tam teraz przesiaduje, ochoczo wertując anielski internet w poszukiwaniu newsów o sobie samym. I kiedyś jeszcze powróci. Wszak bohaterowie nigdy nie umierają naprawdę.