Recenzja gry Foul Play

Foul Play

Czasy automatowych beat’em-upów wspominam z ogromnym sentymentem. Chociaż na półce i dysku mojej konsoli czeka wiele interesujących tytułów, od czasu do czasu odpalam emulator, ładuję kilkadziesiąt wirtualnych żetonów do wyimaginowanej maszyny arcade i ogrywam ulubione tytuły znaczone zębem czasu. Między innymi dlatego z ogromnym entuzjazmem przyjmuję wszelkie informacje o produkcjach czerpiących garściami z mechaniki retroczasów, ale dedykowanych hardware’owi obecnej generacji. Foul Play, wydane pierwotnie w 2013 roku na Xboksa 360 oraz PC, umknęło wówczas mojej uwadze. Na szczęście miałem okazję nadrobić zaległości dzięki wersji przygotowanej na PlayStation 4.

Baron Dashforth to dość ekscentryczny londyńczyk, do niedawna trudniący się eksterminacją wszelkiej maści kreatur. Ponieważ wiek nie pozwala mu na kontynuowanie kariery pogromcy potworów, postanawia zdradzić szczegóły swoich najbardziej niebezpiecznych przygód, wystawiając teatralną sztukę. Całość podzielona została na pięć historii składających się z pomniejszych aktów. W każdym z nich Dashforthowi towarzyszy jego wierny pomocnik Scampwick. Co jednak ciekawe, kolejne misje przekazują znacznie bardziej złożony obraz, niż jedynie prostą opowieść o walce dobra ze złem.

Twórcy przygotowali łącznie 22 poziomy, w których przyjdzie Ci się zmierzyć z przeróżnymi kreaturami. Poślesz do piachu nie tylko mumie, wilkołaki, gargulce, wampiry i zombie, ale także mrocznych kultystów oraz złowrogo zaprogramowane roboty. Na końcu większości aktów czekają na Twój cios trudniejsi przeciwnicy pełniący rolę subbossów, a każdą z pięciu części spektaklu kończy starcie z właściwym szefem. Tu pojawia się pierwszy i zarazem ostatni problem Foul Play – źle zbalansowany poziom trudności. Na najniższym, produkcja Mediatonic jest swoistym samograjem, a jedynym wyzwaniem jest Twoja odporność na ból kciuka, który zostanie poddany solidnej próbie wytrzymałościowej. Z kolei najwyższy z dostępnych to nie tyle wyzwanie, co skazywanie się na tortury niejako dla zasady. Wszystko przez to, że rolę paska życia stanowi tu zadowolenie publiczności z oglądanego spektaklu. Jeśli będziesz radził sobie na scenie wyjątkowo dobrze, utrzymując współczynnik combo na wystarczającym poziomie, o nic nie musisz się martwić. Jeśli jednak dostaniesz baty, a co za tym idzie, widownia będzie znudzona Twoim występem do bólu, musisz liczyć się z powtarzaniem konkretnego aktu odgrywanej sztuki. Na najwyższym poziomie trudności na ekranie dzieją się takie cuda, że ciężko jest zorientować się w sytuacji, co może kosztować Cię utratę uznania spektatorów, a w konsekwencji oznaczać sromotną porażkę.

KLIKNIJ W OBRAZEK!

Mechanika w Foul Play jest banalnie prosta. Masz dwa przyciski odpowiedzialne za wyprowadzanie ciosów (lekkiego oraz mocniejszego), kontrę oraz skok. Do powyższego dochodzi blok (nie użyłem go jednak ani razu…) oraz możliwość odpalenia swoistej furii, ładowanej wraz z oklepywaniem facjat kolejnych potworów. Poruszasz się wówczas nieco szybciej i zadajesz jakby więcej obrażeń. Kluczem do sukcesu jest łączenie kombinacji uderzeń z kontrami w możliwie najdłuższy łańcuch. Jeśli odpowiednio się wczujesz, bez problemu osiągniesz zadowalający zgromadzoną publikę pułap wyprowadzanych po sobie ciosów. Ciekawostką są czekające tylko do odblokowania power-upy i kocie ruchy Twojej postaci. Ponadto każdy z aktów oferuje trzy dodatkowe zadania poboczne. Osiągnięcie odpowiedniego mnożnika combo w wyznaczonym miejscu, uratowanie wieśniaków terroryzowanych przez wilkołaki, czy wreszcie ukończenie kilku fragmentów poziomu bez uszczerbku na zdrowiu to tylko pierwsze z brzegu przykłady. Za każde ukończone wyzwanie otrzymasz gwiazdkę, a jeśli zdobędziesz wszystkie trzy, na końcu aktu czeka Cię nagroda w postaci amuletu, nieznacznie zmieniającego zasady rozgrywki, chociażby poprzez podbijanie łańcucha combo o trzy, jeśli wyprowadzony cios nastąpi tuż po skutecznej kontrze. Dodatkowo publiczność wystawi Ci ocenę końcową, również sygnowaną pięcioramiennymi symbolami. Zdobycie wszystkich, w tym wypadku pięciu, jest zadaniem sprawiającym niemałe trudności, ale w pełni satysfakcjonującym.

Foul Play oferuje tryb kooperacji – zarówno lokalnej, jak i online. O ile produkcja londyńczyków w singlu potrafi sprawić, że uśmiech mimowolnie zagości na Twojej zmęczonej obowiązkami twarzy, tak w co-opie doprowadza wręcz do orgazmu. Jeśli masz kompana chętnego do posłania w zaświaty kilkunastu oponentów, gwarantuję że będziecie doskonale się bawić. Wprawdzie chaos na ekranie jest jakby ciut większy, ale cóż – taki już urok recenzowanego tytułu. Dodatkowym atutem jest opcja cross-buy. Kupując jeden egzemplarz gry możesz cieszyć się nią zarówno na PlayStation 4, jak i na przenośnym dziecku Sony. Co więcej, postępy w rozgrywce zapisać możesz w chmurze; te automatycznie przeniesione zostaną pomiędzy konsolami, dzięki czemu dwa akty gry możesz ukończyć na PS4, zaś kolejne na PlayStation Vita, wesoło dzierżąc w pubie kufel zimnego piwa.

Baron Dashforth przygotował całkiem przyjemną dla oka sztukę, choć fajerwerków błyszczących na niebie zabrakło. Kreskówkowa oprawa idealnie wpisuje się w specyficzny klimat produkcji, a ogromna różnorodność przeciwników sprawia, że każdy kolejny akt dostarcza nowych wyzwań. Wprawdzie wrogowie kontrastują ze sobą głównie wyglądem, tylko w niewielu przypadkach zaskakując innym rodzajem ataku, jednak to w zupełności wystarcza. W trakcie niebezpiecznej wyprawy przyjdzie Ci odwiedzić starożytne piramidy, złowrogie zamczysko, Atlantydę i wiele innych, równie mrocznych lokacji. Wizualne składowe utrzymano w teatralnej konwencji, co uwidaczniają rozmaite szczegóły, chociażby w postaci snopu światła podświetlającego istotną w danym momencie postać, czy też widowni entuzjastycznie bijącej brawo i podrzucającej nakrycia głów, gdy uda Ci się wykonać efektowną akcję. Że nie wspomnę o pewnym młodzieńcu, który co rusz wcina się w dialogi… Co ciekawe, każde ze straszydeł to w rzeczywistości aktor przebrany w odpowiedni kostium.

Czy warto sięgnąć po Foul Play? Zdecydowanie tak! Produkcja Mediatonic, choć nieco zbyt krótka, oferuje doskonałą zabawę, szczególnie w trybie kooperacji. Ze względu nie tyle na poziom trudności, co wyeksploatowanie kciuków, nie poleciłbym jej jednak młodszym odbiorcom. Jeśli szukasz nowej gry dla swojej pociechy, lepiej rozważ inny tytuł, gdyż rzeczona produkcja może okazać się mocno obciążającą wytrzymałość niewielkich paluszków.


W grze ujął mnie wygląd kreatur i walki z bossami, ale także oprawa audiowizualna i dobrze przemyślany tryb kooperacji.

Mimo wszystko jest to zbyt krótka gra, cechująca się słabym balansem poziomu trudności.

Adam to ustatkowany gracz z krwi i kości. Mąż, ojciec, a także wieloletni miłośnik elektronicznej rozrywki w formie wszelakiej. Gry wideo traktuje jako coś znacznie powyżej zwykłego hobby, wynosząc je ponad inne pasje – muzykę i książkę – dostrzegając jednocześnie, jak wiele mają one wspólnego z innymi sferami jego zainteresowań.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*