Już 19 lutego na sklepowe półki trafi „Łańcuch pokarmowy” – trzecia, po „Ślepej plamie” i „Czerepie mutanta” powieść Wiktora Noczkina, której akcja dzieje się w uniwersum S.T.A.L.K.E.R. Jesteśmy już po lekturze tytułu. Jeśli chcesz wiedzieć, czy warto czekać do jego premiery, zerknij na naszą recenzję, wzbogaconą o wypowiedzi Michała Gołkowskiego.
Ślepy ma talent do pakowania się w kłopoty. Jego ukochana, Fortuna, zawsze uszykuje mu niespodziankę, choćby próbował od niej uciec w kierunku Dużej Ziemi. Chłopak chciał się ustatkować i wieść spokojne życie z Lariską u boku, jednak stare nawyki ponownie dały o sobie znać. Trafiło się proste zadanie (oczywiście to ostatnie) tuż przed stalkerską emeryturą, a że zerwać z przeszłością jest tak samo łatwo, jak przeżyć pojedynek z juchociągiem, nie mógł sobie odmówić swoistego „wieczoru kawalerskiego”. Impreza rozpoczyna się hucznym przejściem przez Kordon, aby potem – wzorem mechaniki filmów Hitchocka – napięcie nieustannie wzrastało. Z pozoru banalna robota, jaką jest przeszmuglowanie niewielkiej przesyłki do Zony, szybko okazuje się być zadaniem co najmniej trudnym, w którą zamieszani są ludzie na tyle wpływowi i zdeterminowani do jej odzyskania, że życie Ślepego nie ma dla nich najmniejszego znaczenia…
Ustatkowany Gracz: Jak wygląda proces tłumaczenia książki? Najpierw czytasz całość, czy po prostu tłumaczysz krok po kroku?
Michał Gołkowski: „Łańcuch pokarmowy” czytałem jeszcze w 2010 roku, więc pamiętałem ogólny jej zarys – ale przyznam, że miło było ją sobie przypomnieć. Kilka rzeczy, nie powiem, nawet mnie zaskoczyło.
Wiktor Noczkin, przy okazji dwóch poprzednich książek z uniwersum S.T.A.L.K.E.R., przyzwyczaił mnie do trzymających bardzo wysoki poziom opowieści. Dlatego sięgając po „Łańcuch pokarmowy” nastawiłem się na solidną historię, doprawioną konkretną dawką radiacji, hordami mutantów oraz rozbrajającymi dowcipami o Pietrowie. Nie dość, że dostałem wszystko w niezwykle zadowalającej ilości, to w dodatku podane w taki sposób, że całość wessałem szybciej niż chłeptokrwij wiadro juchy, kończąc lekturę w jeden dzień.
Niewątpliwy wkład w ostateczny odbiór recenzowanej książki miał Michał Gołkowski, odpowiedzialny za przekład, a którego powinieneś doskonale kojarzyć chociażby ze „Sztywnego”. Widać, że tłumacz zna Zonę od podszewki. Barwne, niejednokrotnie bardzo sugestywne opisy oraz interesujące dialogi sprawiają, że powieść powinna przypaść do gustu nie tylko fanom tym podobnych klimatów, ale także miłośnikom dobrej fantastyki.
Ustatkowany Gracz: Opisywane uniwersum znasz aż za dobrze, ale może jest element sprawiający Ci szczególną trudność podczas pracy nad przekładem tytułu?
Michał Gołkowski: Zachowanie odpowiedniego kolorytu i soczystości – język rosyjski jest mocno, hmm, specyficzny… Duża część leksyki ma pewne konotacje, które w ogóle nie funkcjonują w języku polskim. Ale to właśnie stąd bierze się cała zabawa w tłumaczeniu!
Egzemplarz recenzencki, który miałem okazję przeczytać był przed ostateczną korektą i łamaniem, więc okazjonalnie zdarzało mi się trafić na drobne literówki. Podobnie z jakością samego wydania, które… rozsypało mi się w rękach. Klej puścił, przez co kartki zwyczajnie powypadały. Jestem jednak przekonany, że Fabryka Słów jak zwykle stanie na wysokości zadania i wersja ostateczna będzie pozbawiona wspomnianych niedoróbek.
Ustatkowany Gracz: Czy konsultujesz z autorem niektóre wątki?
Michał Gołkowski: Zawsze jestem w bieżącym kontakcie z autorem. Akurat Wiktor powiedział mi otwarcie, żebym uczynił tę książkę jeszcze lepszą, niż była po rosyjsku. Było trochę zmian quasi-redakcyjnych, przycięte opisy i nieco inaczej rozłożone akcenty w akapitach – myślę, że efekt będzie dla polskiego czytelnika co najmniej zadowalający.
„Łańcuch pokarmowy” jest według mnie najlepszą z trzech wydanych w Polsce książek Wiktora Noczkina. Uniwersum S.T.A.L.K.E.R. zyskało kolejną, doskonałą pozycję, która powinna być obowiązkową w biblioteczce każdego admiratora fantastyki.