Recenzja książki „S.T.A.L.K.E.R. – Sztywny”

Sztywny

– „Ech… I co ja mam teraz najlepszego począć, Gołkowski? Dzięki Tobie wpadłem jak nastolatka na balu maturalnym, czy jak to tam podczas chwil radosnego promieniowania bełkocą…” – spuentowałem jego wiele mówiący wzrok, zaciągając się głęboko THC zakupionym od lokalnego dilera. Miał wprawdzie ten przedstawiciel inaczej inteligentnej gimbazy nie więcej niż 15 lat, ale co tam. W końcu cel uświęca środki, więc mogłem wbijać w jego PESEL…

– „Wiesz co, nie wkurwiaj mnie łaskawie! Nikt nie kazał Ci czytać „Sztywnego”. Nikt nie kazał nocy zarywać, żony i dzieci zaniedbywać, konsoli nie włączać. Sam sobie winien jesteś, więc poproszę raz jeszcze, najłagodniej jak tylko potrafię – nie wkurwiaj mnie! Zachowujesz się jakbyś nie miał na kogo winy zrzucić” – parsknął lekko przejęty Michał, po czym naciągnął na głowę ciemny beret w nadziei, że ot tak, puszczę go w najlepsze, aby alkoholizował się do upadłego gdzieś w przydrożnej spelunie.

– „Spokojnie, kochany, spokojnie. Nie wyskakuj z takimi tekstami, bo całkowicie przez przypadek poznam się z butem znajomego Stalkera. Mówię jedynie, że Twój talent pisarski osiągnął niespotykane wcześniej wyżyny. Bliski jest już nawet wysokości ogrodzenia okalającego pogranicze Strefy Zamkniętej. Mało kto potrafi bowiem wciągnąć czytelnika w wykreowany na potrzeby książki świat w sposób, w jaki robisz to Ty. Mówię Ci człowieku – jak mnie Zona jest obca (bo zmutowane kreatury jakoś specjalnie nigdy mnie nie podniecały…), tak wkręciłem się w te 400 stron do tego stopnia, że chodziłem spać z książką w ręku i rozpoczynałem jej lekturę jeszcze przed poranną whisky.” – dodałem prawie jednym tchem, bowiem tetrahydrocannabinol zaczynał wesoło pląsać w moich płucach, barwiąc świat na przyjemnie zielony kolor.

Sztywny to kawał wrednego kutasiarza i zbira, mimo że sam się za takiego nie uważa. Gościu rucha wszystko co się rusza, za dużo pije, za ostro przyjmuje i jeszcze się dziwi, że potem są z tego kłopoty… Najkrócej mówiąc: jest gościem który przejebał swoje życie tak, że jedynym wyjściem z tego wszystkiego jest kulka i płytki grób. – Michał Gołkowski

– „A nie odstraszyły Cię wulgaryzmy? Po lekturze książki wiesz przecież doskonale, że nie jest ona skierowana do wrażliwych emerytów. No, w zasadzie do tych niewrażliwych również nie…” – powiedział Gołkowski, pociągając łyk wódy z piersiówki i kaszląc zawzięcie, przerywając mój wewnętrzny błogostan.

– „No co Ty? Czy my od dzisiaj się znamy, że mnie o takie bezeceństwa oskarżasz? Znowu byłeś zbierać radioaktywne grzyby w Zonie, czy może smakowałeś niejebliwy towar bez odpowiedniego zabezpieczenia? Bo wszystko na to wskazuje… Zrozum człowieku, że właśnie mocno akcentowany język jest wyznacznikiem tego zmutowanego i poszarzałego klimatu książki. Cóż z tego, że dzieciaki nie powinny czytać spisanych przez Ciebie historii? Ubędzie Ci od tego odbiorców, wiernych fanów stracisz? Powiem więcej, czytając „Sztywnego” byłem usatysfakcjonowany formą wydania (miękka, ale niezwykle klimatyczna okładka, odpowiednio duży rozmiar fontu), językiem, historią niewyżytego Prosiaka, bezwzględnego Szarego, wiecznie niedojebanej Daszki i popieprzonego Gruzina. Stworzyłeś małe arcydzieło, które pozwoliło mi poznać smak ruin opuszczonych budynków, wysokiej trawy, zdegenerowanych umysłów, rynsztokowych patologii i Kordonu.”

Co do pomysłu: po prostu przyśnił mi się umierający na dnie studzienki kanalizacyjnej Sztywny, i do tej sceny dopisałem całą resztę. Nie było pomysłu, nie było zastanowienia. Napisałem tę książkę w trzy tygodnie, ani razu nie angażując do tego mózgu. – Michał Gołkowski

– „Przesadzasz, oj przesadzasz…” – dodał na szybko, po czym wstał znad dogasającego już paleniska, obok którego walały się dziesiątki puszek po opróżnionym browarze. I jak to ma w swoim zwyczaju oddalił się w nieznane, niczym Sztywny w kierunku…

Albo nie, nie będę opisywał zakończenia tej niesamowitej przygody. Postaram się jednak namówić Cię, abyś bez względu na wszystko sięgnął po tę (nietypowo) zrecenzowaną pozycję. Trzymaj ją z dala od wszędobylskich dziecięcych rączek i zawistnych spojrzeń małżonki a gwarantuję, że nie będziesz tego żałować. Bez względu na to, czy czytałeś wcześniejsze dokonania autora („Ołowiany świt”, „Drugi brzeg”, „Droga donikąd”) czy też nie, rzeczona pozycja wciągnie Cię na długie godziny. Bo to dobra jest rzecz, cholera. Naprawdę dobra.

Tytuł: „S.T.A.L.K.E.R. – Sztywny”
Autor: Michał Gołkowski
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Stron: 400
Data premiery: 29 kwietnia 2015 r.
Wymiary: 125 x 195 mm
Oprawa: miękka
Cena z okładki: 37,90 zł

*Michała Gołkowskiego nie miałem przyjemności poznać osobiście. Powyższy tekst nie jest wywiadem w pełnym tego słowa znaczeniu, zaś wszystkie cytaty (nie licząc podpisanych i odpowiednio oznaczonych) zostały zmyślone na potrzeby spisania recenzji książki.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*