Zawsze chciałem być odkrywcą. Od urodzenia interesowały mnie wyjątkowe podróże, nowe miejsca i zagadkowe wyprawy. Po czasie zostałem prawdziwie kosmicznym poszukiwaczem przygód. Wszystkie swoje wrażenia spisałem w dzienniku nazwanym pospiesznie No Man’s Sky. Chcesz poznać szczegóły mojej wędrówki po wszechświecie?
Kogo nie interesuje kosmos? Chyba każdy chciałby polecieć na inną, najlepiej wcześniej nieodkrytą planetę i przeżyć dziewicze emocje związane z jej ujawnieniem. Takie atrakcje nie są bowiem powszechne – to istne rarytasy, przez co jedynie wybrani mogą doświadczyć podobnych ekscytacji. Byłem ochotnikiem, chciałem przeżyć coś wyjątkowego, dostarczającego nieprzeciętnych emocji, czegoś wręcz niespotykanego! Agencja kosmiczna udostępniła wybranym swój prototypowy wynalazek, umożliwiający podróż w kosmos, w czasie nie do końca rzeczywistym i generowanym losowo. Miałem to szczęście, że mi się udało; wygrałem rywalizację i zostałem nie byle jakim odkrywcą, zwiedzając z prawdziwą pasją odległe planety. Czy jest to jednak tak porywające i pełne wrażeń zajęcie?
Odkrywam No Man’s Sky
Obudziłem się na odległej planecie, całkiem sam dodajmy. Niewiele pamiętam, jednak fakty mówiły same za siebie – mój statek był w opłakanym stanie. Co należało zatem zrobić? Musiałem poszukać surowców potrzebnych do naprawy i zaopatrzenia mojego „wybawienia” w paliwo. Najpierw jednak musiałem przywrócić do życia sprzęt laserowy do ekstrakcji zasobów. Dzięki niemu mogłem poczuć się bezpieczniej oraz pozyskiwać potrzebne materiały do przetrwania i dalszych wypraw. Wreszcie udało się odszukać potrzebny rezerwuar, dzięki czemu mogłem spokojnie odlecieć w kolejne miejsce na planecie nazwanej roboczo Nerno29. To bardzo przyjemne uczucie móc nazywać własne odkrycia. W międzyczasie aktywowałem skaner eksplorujący ciała niebieskie, za pomocą którego mogłem dostrzegać interesujące mnie miejsca lub niezbadane wcześniej lokacje.
Wylądowałem nieopodal ikony z pytajnikiem zaznaczonej na moim skanerze. Tutaj teren był już całkiem odmienny, pełny kolorowej flory i różnorodnej fauny. Niewidziane wcześniej, dziwne i zarazem piękne rośliny, całkowicie inne gatunki zwierząt oraz różnorodne ukształtowanie terenu potrafiły do tej wyprawy dodać szczyptę zdumienia, konsternacji oraz czystej frajdy z poznawania. Teraz potrzebowałem już tylko specjalnego wizjera, więc ponownie musiałem „polować” na unikatowe surowce. Wszystko po to, aby móc nieustannie eksplorować niepoznane dotychczas tereny.
Walczę w No Man’s Sky
Jako rasowy odkrywca, mając już wspomniany wizjer analityczny i dostrzegając interesujące gatunki flory czy fauny, mogłem bezstresowo poznawać napotkane rodzaje mieszkańców ichnich środowisk. Najeżdżając na dany gatunek można było poznać w detalach skanowane odmiany roślin lub zwierząt i cieszyć się nowymi znaleziskami. Oczywiście niepoznane lokacje bywały niebezpieczne, zaś uprzykrzającym się oponentem były latające roboty rewidujące planety, atakujące mnie za błahe „przewinienia”. Czemu pokojowo nastawiony przybysz nie może spokojnie wydobywać różnych pierwiastków? Walka z nimi była jednak prymitywna i krótka, bowiem latające żelastwo nie należało do przesadnie wymagających przeciwników. Gorzej było, gdy kończyła się amunicja… Aby doładować sprzęt zmuszony byłem każdorazowo wchodzić w ekwipunek, co sprawiało mi wiele problemów. Czy więc swobodnie mogłem zajmować się jedynie podróżą i odkrywaniem?
Handluję w No Man’s Sky
Niestety nie. Główną bolączką był niewielkich rozmiarów ekwipunek, w którym miejsca zawsze było zdecydowanie za mało. Na większości planet surowców było od zatrzęsienia, jednak skąpy plecak zmuszał mnie do (zbyt) częstego przesuwania zasobów na pokład mojego statku. To także nie było długodystansowym rozwiązaniem z uwagi na wymóg jego bliskiego położenia czy ponownie małej ładowności. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jakie to frustrujące, gdy znajdujesz cenny pierwiastek / układ / artefakt czy inny wartościowy towar handlowy, co rusz słysząc komendę „brak wolnych pól w ekwipunku kombinezonu”. Oczywiście można znaleźć ulepszenie ekwipunku, kupić większy statek i odblokowywać kolejne pola, jednak to wszystko dzieje się przesadnie wolno, przez co lwią część przygody musiałem zmierzyć się z moją, rozpaloną do granic… wytrzymałością.
W galaktycznej sieci handlowej (posterunki na planetach czy stacjach kosmicznych) można było pozbyć się niepotrzebnych lub niezwykle cennych fantów, zebrać trochę waluty i zaopatrzyć się w bardziej przydatne rzeczy. To też okazja na spotkanie przedstawiciela obcej rasy, naukę języka czy wymianę innych, bardziej lub mniej ważnych uprzejmości. W dalszej części przygody można było ulepszać statek do międzygalaktycznych podróży, odkrywać kolejne planety i księżyce. Pierwsze godziny rozrywki były niezwykle magiczne, jednak im dalej w las, tym mniej pojawiało się elementów ekscytacji.
Przetrwam w No Man’s Sky
Przez dłuższą część wyprawy udało mi się doświadczyć większości uroków związanych z odkrywaniem kosmicznych lądów. Lot statkiem, wybieranie najbardziej interesującego miejsca lądowania, czy poznawanie odmiennych od siebie ras dawało morze swobody i dostarczało pokładów niczym nieskrępowanej rozgrywki. Niestety napotkane istoty nie były specjalnie rozmowne, chociaż prośby o pomoc (leczenie, odnowę tarczy itp.) czy naukę nowych słów nie były odgórnie odrzucane. W trakcie przygody nieustannie należało trzymać rękę na pulsie, gdyż niewiele miejsca w ekwipunku połączone z kończącą się osłoną kombinezonu lub brak pierwiastka potrzebnego aby wystartować w dalszą podróż mogły nie tylko znacznie utrudnić odkrywanie nowych lądów, ale również doprowadzić do mojej rychłej śmierci. W całej tej wędrówce trzeba było być również niezwykle oszczędnym ponieważ większy statek, lepszy rodzaj uzbrojenia oraz materiały do specjalistycznych technologii kosztowały krocie.
Doświadczanie No Man’s Sky
Już jedna planeta do zwiedzania to rarytas dla wielbicieli science fiction, a co dopiero… ich miliardy? Tak, panowie z centrum kosmicznego Hello Games pozwalają na praktycznie niekończące się doznania. Fani gwiezdnych podróży i spełniania kosmicznych marzeń z pewnością znajdą tu wiele satysfakcjonujących doświadczeń dla siebie. Z drugiej strony, eksperymentu nazwanego No Man’s Sky nie można zaliczyć do udanych, z uwagi na wcześniejsze, huczne zapowiedzi oraz zobowiązania do sieciowych doznań. Nie można także nie wspomnieć o małej różnorodności występujących elementów, wkradających się elementach nudy, niewykorzystanym potencjale (o czym pisał redakcyjny kolega Jacek w artykule ten temat podejmującym) czy braku konkretnych zaskoczeń.
Warto dozować sobie odkrywanie (godzina lub dwie dziennie) i w małych ilościach chłonąć ten olbrzymi wszechświat. Jeśli nie dawałeś wiary hucznym zapowiedziom, z pewnością docenisz futurystyczne uczucia, podane na tacy przystrojonej świetnie dobraną muzyką. Jeśli jednak napompowałeś się niczym mydlana bańka szumną ekscytacją załogi tworzącej No Man’s Sky, po kilku godzinach wędrówki będziesz jej miał zwyczajnie dość.
Co przemawia na korzyść gry? Ogólny klimat i urok, echo życia na milionach planetach i muzyka, jak również to, że pierwsze godziny potrafią dosłownie zachwycić.
Im dalej jednak w las, tym bardziej w oczy rzuca się przerost formy nad treścią, brak konkretnych elementów zaskoczenia czy też frustrujący ekwipunek. O nudzie ziejącej z zewsząd – nie wspominam…