Spośród wszystkich odsłon serii Resident Evil, jako jedyną słuszną uznaję tę pierwszą, którą ukończyłem niezliczoną ilość razy. To właśnie dla odświeżonej wersji pierwowzoru kupiłem Game Cube’a, którego biblioteka tytułów na mojej półce kończy się na tym remake’u. Miłośnicy serii, będący przy okazji posiadaczami konsol obecnej generacji oraz komputerów osobistych, mają niepowtarzalną okazję nabycia kompilacji Resident Evil Origins Collection, w skład której wchodzą Resident Evil HD i Resident Evil Zero HD. Wprawdzie pierwowzór został wypuszczony w tej formie już w styczniu ubiegłego roku, jednakże jedynie w edycji cyfrowej. Od dzisiaj dostępny jest na fizycznym nośniku.
Streszczanie fabuły obu części tworzących kolekcję jest bezcelowe, ponieważ oryginalne ich wersje ukończyłeś szmat czasu temu. A nawet jeśli się mylę, w Sieci bez problemu odszukasz interesujące Cię informacje. Nie zamierzam również utyskiwać na infantylne dialogi, archaiczne rozwiązania nie mające prawa bytu w najnowszych produkcjach, czy wreszcie kompletny brak logiki w przypadku niektórych zagadek. Nie one bowiem stanowią siłę Origins Collection; jej moc tkwi w sentymentalnym powrocie do korzeni – do czasów, w których dzieło Shinji Mikamiego definiowało pojęcie survival-horroru. Jestem przekonany, że recenzowana kompilacja przypadnie do gustu przede wszystkim fanom pierwowzoru, którzy nie zwrócą uwagi na ogrom niedociągnięć i uproszczeń, takich jak statyczne ujęcia kamery, brak możliwości oddawania strzału w biegu, piekielnie ograniczone miejsce na ekwipunek, brak checkpointów i wymagające starcia z wrogami. Spora część graczy wymieniłaby powyższe składowe jako wady zapominając prawdopodobnie, że to dzięki takim rozwiązaniom pokochali serię Biohazard, debiutującą na pierwszej konsoli Kutaragiego.
KLIKNIJ W LOGO UMBRELLI I OBEJRZYJ TRAILER GRY!
Oba remake’i są doskonałym przykładem tego, jak powinno się kreować odświeżone wersje klasyków. Ogromny progres widać szczególnie w przypadku pierwowzoru, który nie jest jedynie faksymile oryginału, lecz zupełnie nową grą. Dodatkowe lokacje, przebudowane zagadki, stworzeni od podstaw wrogowie oraz uzbrojenie sprawiają, że nawet dla ustatkowanych graczy znających pierwowzór od podszewki, będzie to interesujące doświadczenie, chociażby ze względu na możliwość wybrania poziomu trudności. Decydując się na najwyższy z zaimplementowanych musisz liczyć się z prawdziwym wyzwaniem. Trafiając do słynnego korytarza, do którego przez okna wdzierają się psy, na pewno zostaniesz pozytywnie zaskoczony…
„Zero” z kolei nie zmieniło się aż nadto znacząco, jednak nie można zarzucić tej odsłonie serii braku jakichkolwiek innowacji. Najciekawszą nowością, obok usprawnionego sterowania, jest Wesker Mode, w którym partnerem młodej członkini S.T.A.R.S. jest właśnie Albert. Kompilacja nie rzuci Cię na kolana oprawą graficzną – owszem, jest poprawnie ale zdecydowanie nie jest to produkcja na miarę możliwości obecnych platform. Najbardziej cieszy dynamiczne oświetlenie, znacząco potęgujące klimat produkcji. Eksploracja przerażającej rezydencji jest znacznie bardziej emocjonująca, gdy kiwający się żyrandol rzuca złowrogie cienie, a zalany blaskiem księżyca westybul rozbłyskuje co chwilę piorunami szalejącej na zewnątrz nawałnicy. Miłym dodatkiem jest dostosowanie rozdzielczości ekranu do formatu 16:9, dzięki czemu Origins ładnie prezentuje się na zdecydowanej większości odbiorników. Klimat potęguje także doskonałe udźwiękowienie. Z łzą spływającą po poliku wsłuchiwałem się w doskonale znane melodie, dodatkowo zremisowane na potrzeby recenzowanej odsłony.
Nie jest ważne, czy grasz na PlayStation 4, Xboksie One, czy też na platformie PC – Resident Evil Origins Collection jest dla Ciebie pozycją absolutnie obowiązkową bez względu na to, czy uważasz się za fana jednej z najsłynniejszych serii w historii gier wideo, czy po prostu lubisz ten gatunek gier. Jest z niej bowiem zawarty każdy atom, za który miliony ludzi pokochały prekursora gatunku!
Recenzowany tytuł nadal potrafi przestraszyć! Ponadto podrasowana oprawa graficzna i sporo zaimplementowanych nowości nie pozwalają zapomnieć o prekursorze gatunku horrorów.
Nie da się jednak ukryć, że niektóre rozwiązania wciąż są archaiczne. W dodatku gra mogłaby wyglądać lepiej.