Są takie gry, że patrzysz na nie i chce Ci się pacnąć w głowę, zastanawiając się, czemu ktoś na ten pomysł wpadł dopiero teraz. Bardzo często zdarza się to zwłaszcza przy tytułach spoza głównego nurtu. Twórcom indie często nie brakuje odwagi, żeby oprzeć całość dzieła na barkach jednego, efektownego motywu, który wszystko składałby do kupy. Właśnie taką grą jest The Pedestrian, debiutancka gra logiczna autorstwa Skookum Arts. W przeciwieństwie do 2019 zdaje się, że „indyki” zaczynają z wysokiego C.
Tytułowym przechodniem jest… piktogram symbolizujący człowieka. Ten sam, który znaleźć możesz na drzwiach toalety (można grać reprezentantem męskiej lub damskiej) czy drogowskazach. To właśnie one służą patyczakowi do zwiedzania nienazwanego miasta, znak po znaku, tabliczka po tabliczce.
W kwestii stylu, być może The Pedestrian już wygrała rok 2020
Już to nadaje produkcji naprawdę unikatowy sznyt, bo to w praktyce gra rozgrywająca się tylko w dwóch wymiarach; a jednak świat 3D stanowi tutaj kluczowy element estetyczny. Kamera dramatycznie przelatuje wraz z Tobą przez miejskie ulice, alejki, dachy, śledząc „patyczaka” przemykającego po znakach, witrynach, ale też sygnalizacji świetlnej. Często zawisa w miejscach na uboczach: przy mniej ruchliwej ulicy, czy kawiarni, która dopiero się otworzy, ale też na drogowskazie zawieszonym wysoko nad drogą.
Twórcy uchwycili w ten sposób pewnego miejskiego ducha – grając w The Pedestrian możesz czasem poczuć, jakbyś płynął przez czyiś krwiobieg. Jest to wybitnie przemyślana estetyka, której podporządkowana jest cała gra. O tym, jak bardzo przemyślana przekonałem się, gdy w końcu dotarł do mnie jeden ze szczegółów tła. Prawie każda sekcja gry wyposażona jest w jakiś ekran bądź telewizor: po to, by móc gdzieś wyświetlić menu opcji. The Pedestrian nawet na sekundę nie porzuca imersyjnego zabiegu w swoim centrum, nigdy nie wtrącając niepotrzebnych słów czy wydarzeń w tło, opowiadając prostymi zmianami otoczenia.
Przyrównałbym to miejscami do klimatu niemych animowanych shortów studia Pixar czy Disneya pokroju „Niebieskiego parasola” czy „Paperman”. Choćby przez podniosłą, ciepłą muzykę, jakby spod batuty Thomasa Newmana (która jednak za każdym razem nagle się kończy), czy ujmujące winietki, w których niewiele się dzieje, a kipią od atmosfery: jak piktogram przepychający mozolnie skrzynkę przez znak zjazdu nad leniwą obwodnicą. Miejscami, bo ostatecznie The Pedestrian nie eksploruje dostatecznie tego charakteru, dopiero pod koniec znajdując na to czas. Twórcy chwalą się, że opowiadają bez słów – faktycznie, bo fabułę zarysowują głównie nazwy i opisy osiągnięć – natomiast przez większość zabawy trudno powiedzieć, by w ogóle coś opowiadali. Ostatecznie jednak, końcówka wynagradza tę przesadną mglistość czy ostrożność.
W tym szaleństwie była metoda, szczególnie, gdy chodzi o rozgrywkę
The Pedestrian, choć są w nim elementy platformowe, skupia się przede wszystkim na prostych w obsłudze, ale cwanych zagadkach. Znaki i ekrany dzięki którym zwiedzasz miejską przestrzeń oddziałują na siebie i otoczenie. Zaczyna się prosto: „wchodząc” w elektronikę możesz otworzyć drzwi garażu, obsłużyć metro, podpiąć coś do instalacji elektrycznej. W grze jest kilka właśnie takich uroczych momentów, gdy życie zaczyna imitować znaki. Najważniejszy jest jednak fakt, że w większości zagadek możesz przestawiać znaki, na których się znajdujesz.
Działa to trochę jak w produkcji Framed, gdzie aranżujesz kadry komiksu, by rozwiązywać wyzwania. Tablice można ze sobą połączyć – naciskając przycisk, kamera oddala się i pozwala Ci przeciągać linę pomiędzy nimi. Segmenty często np. skrywają przełączniki, które będą potrzebne później, a czego możesz nie wiedzieć od razu. Zagadki wymagają więc, oprócz wykombinowania rządzącej nimi logiki, zaplanowania trasy jaką musisz podążać. Później gra dorzuca jeszcze do tego kolejne wariacje. Tabliczki np. przewodzą prąd, co z kolei jest Ci potrzebne, by otworzyć zablokowany segment ściany – tak, by móc połączyć brakujące ogniwa i faktycznie wziąć się za rozwiązywanie. To cwany pomysł, wsparty faktem, że w Skookum Arts znali umiar i nie zapchali gry setką sztuczek, które potem powtarzają po tysiąc razy. Żaden z pomysłów nie zostawia niedosytu, żaden też nie męczy buły.
Same zagadki nie frustrują i są satysfakcjonujące. Do skakania jest potrzebna jedynie minimalna zręczność, a styl graficzny dba o to, żebyś od razu wiedział, czego gra od Ciebie wymaga. Drobniejszą frustracją był jedynie brak szybkiego sposobu na zresetowanie puzzli. Tablice do stanu wyjściowego musisz doprowadzić ręcznie, zrywając połączenia między odwiedzonymi pokojami, co potrafi trochę zirytować. Trudno jest mi jednak uznać to za przesadną wadę: jak się okazuje, to rozwiązanie jest kluczowe dla działania jednej z mechanik wprowadzonych w późniejszej części gry.
W tym być może zawiera się największa magia The Pedestrian. Gra oparta jest na świetnym pomyśle, ale nie poprzestaje wyłącznie na pierwszym wrażeniu. Koncepcja informuje każdy jej element i powoli odkrywa przed Tobą swoje kolejne warstwy – nawet najmniej zrozumiałe decyzje okazują się spajać w zaskakującą całość. Efektem końcowym jest satysfakcjonująca, inteligentnie zaprojektowana gra logiczna i naprawdę mocne rozpoczęcie tegorocznego rozdania indie.
Grę do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości sklepu GOG.com
The Pedestrian bierze naprawdę mądry pomysł i realizuje go z rzadkim nawet dla branżowych wyjadaczy smakiem: zarówno wizualnie, jak i gameplayowo.
Szkoda klimatu magicznego realizmu, który gdzieś unosi się nad grą – na pewno by jej nie zaszkodziło trochę się w nim pomarynować.