Platformowy power-up

Początki lat 90. Kolejny dzień w moim pokoju zrobiło się tłoczno za sprawą kilku kolegów, którzy przyszli pograć w przygody Giana Sisters. Wtedy mały kolorowy telewizor Sony, wysłużone Commodore 64 i dwa joysticki były spełnieniem marzeń. Pikselowa oprawa, wypieki na twarzy, zaciekła rywalizacja, pobijanie rekordów i niewinna wirtualna zabawa były naszą pieczątką do udanego dzieciństwa. Właśnie te cudowne lata przypomniałem sobie i niemal namacalnie poczułem kończąc kolejne etapy w Super Mario Bros. Wonder. Wtedy będąc dzieckiem pierwszy raz poznawałem uroki platformowych zmagań i dzięki najnowszej przygodzie znanego hydraulika te wspomnienia ekspresyjnie wróciły i znów poczułem tę dawno zapomnianą euforię. Coś wspaniałego.

W gąszczu jesiennych premier niemal rzutem na taśmę przypomniałem sobie, że na dniach mają być wydane nowe przygody Mario. Miałem nadzieję na udaną platformówkę ale takiego białego kruka w swojej kategorii się nie spodziewałem. Wonder rządzi, wyciska ostatnie soki ze Switcha, zaskakuje kreatywnością i zostawia konkurencję daleko w tyle. Nintendo dba o swoją rozpoznawalną serię, rozwija ją z wyczuwalną na każdym kroku pasją i funduje prawdziwą gratkę dla fanów tego typu gier.

Mario z całą ekipą cieszy się urokami Królestwa Kwiatów, ale ta radość nie trwa długo, bo wszystko psuje samolubny Bowser. Atakuje krainę ze swoimi podwładnymi i kradnie Wonder Flower. Złe moce panoszą się po kilku dostępnych światach, a zadaniem Mario i reszty bohaterów jest pomóc królowi Florianowi, aby wszystko wróciło do normy. Fabuła nie jest mocną stroną gry ale przecież nie o to chodzi w platformówkach 2D. Mapa podzielona jest na kilka światów, które po kolei trzeba „wyrywać” z rąk złego charakteru – obszar po obszarze, etap po etapie.

Do wyboru jest spory team bo oprócz Mario i Luigiego dostępne są Peach, Daisy, Toad, Yoshi i Nabbit. Młodsi gracze mogą wybrać tych dwóch ostatnich, bo nie mogą oni zginąć więc nauka pierwszych kroków z platformówkami nie powinna być frustrująca. Z drugiej strony poziom trudności jest dobrze wyważony i choć można mieć zastrzeżenia do raczej łatwych etapów to dotarcie do wszystkich sekretów czy poboczne aktywności i sekcje specjalne to już poprzeczka zawieszona zdecydowanie wyżej.

Najlepsze w całej zabawie jest to, że po natrafieniu na ukryty Wonder Flower cała rozgrywka zmienia się diametralnie i wtedy dopiero zaczyna się jazda bez trzymanki. Zwolnione tempo, widok z góry, muzyczne aktywności, zręcznościowa ucieczka czy zmieniające położenie elementy to jedynie początek. Różnorodności nie ma końca, kreatywność zadziwia, a pomysły twórców zaskakują z planszy na planszę. Na końcu etapu natrafisz na pestki, które są biletem do dalszej zabawy i zebranie określonej ilości pozwala na stopniowe odzyskiwanie lokacji spod rządów Bowsera. Dodatkowo poza monetami dającymi kolejne życia, będziesz zbierał fioletowe żetony, za które w chwili odpoczynku można kupić życie, nowe odznaki czy inne mniej lub bardziej potrzebne gadżety.

Wspominając o odznakach (aktywne, pasywne i specjalne) to podobały mi się etapy kiedy trzeba zdobyć wskazaną umiejętność. Wyższy skok ułatwia zabawę, odbijanie się od ścian pozwala dojść dalej, czapkowy spadochron umożliwia latanie, a szybsze nurkowanie daje korzyści pod wodą. Jeśli w danym etapie nie umiesz doskoczyć do wyższych partii lub chcesz zdobyć więcej monet to jedna z odznak z pewnością pomoże. Spokojnie – odpocznij chwilę, zamień zdolność (można mieć tylko jedną odznakę), wczytaj poziom od nowa i próbuj do skutku. Między etapami dostępne są huby, w których poza zakupami można wybierać swoją drogę i odblokowywać kolejne wyzwania. Niektóre plansze są złożone z kilku, inne są wyjątkowo krótkie (około minuty), a kolejne z większą ilością gwiazdek potrafią dać solidnie w kość.

To nie koniec, bo zwinny hydraulik potrafi znacząco uprzyjemnić sobie rozgrywkę znajdując power-upy. Zamiana w słonia oprócz większej tuszy pozwala trąbą niszczyć wszystko co stoi na drodze czy podlewać kwiatki dające monety. Z kolei strzelający ogniami czy bańkami Mario nie musi już martwić się o skuteczne omijanie wrogów, a wiertło na głowie pozwala mu na podziemne przemierzanie etapów. To wszystko? Gdzie tam. Co powiesz na zwariowany wyścig z wielką gąsienicą, ucieczkę przed spadającą zapadnią, skakanie po krzywych trampolinach wyrzucających bohatera w całkiem inną stronę niż oczekujesz, omijanie błyskawic, nerwowe łapanie spadających gwiazd czy mroczny etap przypominający Limbo? Prawdziwy przesyt i zawrót głowy.

Cała ta różnorodność, zaskakujące rozwiązania czy zmieniające rozgrywkę momenty idą w parze z genialną oprawą audiowizualną. Pierwszy raz od zakupu konsoli mogłem cieszyć się aż tak wielką ostrością rozgrywki, dynamizmem i kolorami jakich wcześniej nie widziałem. W pewnych sytuacjach nawet dziwiłem się czemu mały ekran Switch Lite jeszcze nie eksplodował. Zabawa wygląda niesamowicie – szczegółowość lokacji powala, tła zadziwiają, wybuchy robią furorę, a animacje bohaterów to prawdziwe mistrzostwo świata. Mario gubiący czapkę po wejściu do rury czy słoń próbujący przecisnąć swoje grube dupsko w celu przejścia dodatkowo cieszą w zawsze płynnym gameplay’u.

Miałem niezłą rozkminę kiedy po wielu godzinach zabawy nie natrafiłem na choćby jeden błąd, glitch czy spadek klatek na sekundę. Ostatnio podobne pozytywne techniczne przeżycia miałem po przygodach w The Legend of Zelda: Breath of the Wild. Nintendo ponownie poważnie taktuje graczy, zatrudnia najlepszych testerów, ma gdzieś łatki i jest optymalizacyjnym drogowskazem w branży. Poza samotną zabawą możesz spróbować swoich sił w lokalnej kooperacji dla czterech graczy czy online. Wtedy dopiero robi się ciekawie, bo rywalizacja daje się we znaki i emocje sięgają zenitu. Oczywiście na ekranie czasami panuje chaos, można nawet „zgubić” swoją postać ale nie ma przeszkadzania sobie wzajemnie – ogólnie wszystko działa płynnie i zabawa nabiera dodatkowych rumieńców dla każdego nieważne ile ma lat.

Super Mario Bros. Wonder to jedno z moich pozytywnych zaskoczeń tego roku. W życiu nie spodziewałem się aż takiej platformowej perełki niemal pod każdym względem. Jasne, nie wszystko jest tu idealne, bo walki z bossami (Bowser Jr.) mogły być bardziej wymagające i dłuższe ale najbardziej szkoda, że nie ma polskiej wersji językowej. Gra dedykowana dla dzieci 3+ zdecydowanie powinna posiadać lokalizację PL. Poza tym trudno przyczepić się do czegokolwiek, patrząc jak niedopracowane w wielu elementach gry hurtowo trafiają na rynek.

Jeśli podobnie jak ja zaczynałeś swoje przygody z grami od platformówek i łezka kręci Ci się w oku na samą myśl o starych czasach, to dodatkowo docenisz zapał i kreatywność twórców w Wonder. Zakup nowych przygód Mario to najlepsze co można zrobić, aby podziękować japońskiemu deweloperowi za pasję, ciężką pracę i szacunek do grających. Po tak wspaniałych wrażeniach od siebie daję ocenę celującą, bo takich branżowych zdolniachów ze świecą szukać.

Plusy

  • prawdziwy powiew świeżości
  • power-upy i etapy z Wonder Flower
  • kreatywnie, pomysłowo i z fantazją
  • oprawa audiowizualna
  • płynność rozgrywki
  • brak błędów, glitchy i bugów
  • na każdym kroku czuć pasję twórców

Minusy

  • brak polskiej wersji językowej
  • walki z bossami
6

Celujący

Choć Marcin od dziecka wychowany był na prymitywnych wirtualnych światach, zauroczony jest nimi do dziś. Gry wideo nosi w sercu i od wielu lat przelewa myśli z nimi związane na papier. Recenzjami stara się zaintrygować odbiorcę, w publicystyce zarażać zaś swoją pasją. Poszukiwacz pozytywnych stron życia, ceniący doświadczenie i nieprzychylnie nastawiony do szeroko pojętej głupoty. Tata i Ustatkowany gracz.