Test słuchawek Sony LinkBuds

Przyznam całkowicie szczerze: wyjmując z opakowania Sony LinkBuds czułem przez moment, jakbym sprawdzał sprzęt obcych. Nie da się nie zacząć od tego, co tak te słuchawki wyróżnia: formy.

Sony LinkBuds – wygląd

W skład paczki wchodzą:

  • papierowe pudełeczko
  • etui (34 g)
  • słuchawki (pasmo przenoszenia 20 – 20 000 Hz, próbkowanie 44,1 kHz, Bluetooth 5.2)
  • ulotki informacyjne i darmowy trial Sony Music
  • kabelek USB-C
  • pakiet wymiennych gumek

Zacznijmy od faktu, że to słuchawki eko. LinkBuds zrobione są z recyklowanego plastiku, stąd też specyficzny wygląd całego zestawu. Słuchawki i stacja ładująca/kuferek mają fakturę szarego papieru. Przez to całą chwilę wydawało mi się, że do testów otrzymałem… zakurzony egzemplarz. Ale szybko doszedłem do wniosku, że ta estetyka jest całkiem okej: wyróżnia się pozytywnie na tle bieli i czerni typowej dla takich modeli.

Earbudom konstrukcją bliżej jest do aparatu słuchowego. Słuchawkę wkładasz w muszlę małżowiny – klinuje się ona pod grobelką i skrawkiem ucha. Nic nie wkładasz bezpośrednio w kanał słuchowy.

Sony LinkBuds – ergonomia

Specyficzny kształt ma tutaj sporo sensu, uwierz

Odpowiednie umiejscowienie LinkBuds wymaga chwili – trzeba je sobie odpowiednio “wkręcić” I nie obędzie się pewnie bez dostosowania gumki “klina”, który utrzymuje słuchawkę w uchu. Inaczej będą uwierać – ale jak się już znajdzie ten punkt, jest super. Dobrze włożone LinkBuds czuć w uchu, ale w wygodny sposób: nie ma szans, żeby wypadły np. przy treningu czy schylaniu się. Testowałem je przy energicznych ćwiczeniach i podskakiwaniu – dobrze wkręcone zostaną w uchu aż ich sam nie wyjmiesz.

Cenię sobie to o tyle, że specyficzny kształt moich uszu rzadko pozwala mi cieszyć się słuchawkami dousznymi. Te są zdecydowanie najwygodniejsze i liczę na to, że ta konstrukcja pojawiać będzie się częściej. Natomiast nie należy tego wcale traktować jako słuchawek uniwersalnych – posiadacze mniejszych uszu mogą mieć kłopoty.

Sony LinkBuds – dźwięk i bateria

Przez specyficzną konstrukcję, noszenie LinkBudów bliższe jest noszeniu słuchawek nausznych. Brzmienie jest dużo głębsze i cieplejsze, dźwięk wypełnia ucho zamiast gromadzić się w jednym miejscu. Nawet bez usprawnień dźwięku 360 różnica jest wyczuwalna. Jeśli chodzi o brzmienie: jest okej, dominuje środek. Nie jest idealnie, bo brakuje mocno wyraźnych tonów niskich, ale wciąż jest dobrze. Pod względem jakości audio, są to prawdopodobnie najlepsze kompaktowe słuchawki, jakie w życiu miałem w uszach.

Linkbuds są naprawdę wygodne

Należy mieć na uwadze to, że LinkBuds nie tłumią zbyt dobrze bodźców z zewnątrz – wpływa na to oczywiście konstrukcja. W związku z tym, ich użyteczność w szczytowej komunikacji miejskiej czy podczas odkurzania jest znacznie mniejsza; to słuchawki do swobodnego poruszania się po domu.

Słuchawki wytrzymują ok. 5 godzin ciągłego użytku – pełny bak w etui oznacza ze 2-3 pełne ładowania. Ten czas pracy nie jest wyczynem, ale generalnie wystarcza; zwłaszcza, że wystarczy niecały kwadrans, by słuchawki działały ponad półtorej godziny.

LinkBuds to faktycznie sprzęt robiący wrażenie, jakby pochodził z przyszłości zarówno wyglądem, jak i jakością. Jednak ta nowoczesność zdaje się być też największym problemem całych słuchawek: jest to bowiem sprzęt wymagający aplikacji.

Sony LinkBuds – aplikacja

Dedykowana aplikacja Sony jest… okej. Konfiguracja LinkBuds jest relatywnie łatwa – telefon łapie je dość szybko, wystarczy wyjąć je z pudełeczka. Chwilka na zrobienie zdjęć ucha, konfiguracja brzmienia i gotowe – dopóki earbudy są w uszach, dopóty działają. Natomiast pełne skorzystanie z możliwości słuchawek czy dołączonego do zestawu okresu próbnego Sony Music wymaga zaplątania się w logowanie i toporny interfejs. Do obsługi wystarcza nawet dwukrotne stuknięcie w słuchawkę; choć są na to trochę zbyt czułe i lekkie poprawienie słuchawki oznaczało, że przycisk pauzy totalnie się plątał. Okropnie długo też trwa patchowanie aplikacji.

Aplikacja zostawia wiele do życzenia

Nieźle appka radzi sobie natomiast z mikrofonem. Funkcja SpeakToChat działa całkiem nieźle i automatycznie wycisza muzykę, gdy zaczynasz mówić – można tu dostosować czułość mikrofonu. Tym samym nie trzeba nic klikać ani wciskać, kiedy trzeba z kimś porozmawiać albo np. wejść do sklepu. Nieco mniej sprawnie działa automatyczne ustawienie głośności wedle otoczenia; dużo lepiej już regulować to samemu.

Największym problemem aplikacji jest jednak jej konieczność. Każde urządzenie jej wymaga i każde urządzenie to kolejna kalibracja. A jak nie możesz nigdzie jej zainstalować – to ze słuchawek nie skorzystasz. LinkBuds byłyby świetnym towarzyszem do casualowego, wieczornego grania na Nintendo Switch czy ćwiczenia na RingFit, ale urządzeń nie da się sparować. Mocno ogranicza to użyteczność earbudów.

Sony LinkBuds – podsumowanie

Czy Sony LinkBuds są sprzętem przyszłości? Nie, chociaż ewidentnie chcą rozpocząć pewien trend. Są to jak najbardziej współczesne słuchawki z górnej półki – z całym dobrodziejstwem inwentarza, które mogłoby być szczuplejsze.

Dlatego też mnie jest dość ciężko uzasadnić cenę całego zestawu: za charakterne słuchawki którym jednak przydałoby się kilka szlifów zapłacisz przynajmniej 899 złotych. Jeśli cenisz sobie przede wszystkim wygodę i płynne przechodzenie z urządzenia na urządzenie, ze słuchania podcastu do rozmowy na żywo: może to być propozycja dla Ciebie. Ja bym tyle nie dał – mimo, że podobał mi się ten posmak przyszłości.

Plusy

  • wygląd
  • ergonomia
  • całość zestawu
  • brzmienie
  • SpeakToChat

Minusy

  • cena
  • ślamazarna aplikacja
  • brak wsparcia dla konsol
  • niski poziom izolacji dźwięku
4

Dobry

Dawniej student projektowania gier na Uniwersytecie Śląskim w Sosnowcu, przez chwilę nawet doktorant. Kurator gier wideo katowickiego festiwalu Ars Independent. Wierny fan twórczości Hideo Kojimy, Yoko Taro i Shigesato Itoiego. Podobno napisał kiedyś tekst, który miał mniej niż 13 000 słów, ale plotka ta pozostaje niepotwierdzona. Ustatkowany Gracz. Z twarzy.