"Trzecia fala pandemii"

Po skończeniu The Last of Us na PlayStation 3, byłem pod wielkim wrażeniem historii Joela i Ellie. Jeszcze przez długi czas wspominałem przygodę, wracałem do niej i mogłem rozmawiać o grze godzinami. Nawet przekonałem jednego z kolegów, aby dał drugą szansę produkcji Naughty Dog, bo za pierwszym podejściem rozgrywka nie przypadła mu do gustu (!). Potem jednak dał się namówić, zmienił zdanie i ostatecznie bawił się wyśmienicie. Takiego technicznego i fabularnego rarytasu, po prostu nie można przegapić i twórcy chyba coś o tym wiedzą.

Dramatyczna wyprawa Joela i Ellie, miała swój początek w 2013 roku i wraz z kolejnymi generacjami, kalifornijskie studio regularnie „przypomina” ich historię. Był już remaster, a teraz przyszła pora na bardziej zaawansowane odświeżenie. Przed premierą słychać było wiele narzekań na ulepszenia i ogólnie prace włożone w ten remake. Całe szczęście studio Naughty Dog kolejny raz udowodniło, że jak już coś robi, to robi to „na całego” i nie inaczej jest w przypadku Part I.

Miałem pewne obawy podchodząc do tej znanej już historii trzeci raz, bo przecież utkwiły mi w głowie już ważniejsze sceny i zakończenie. Jednak zaraz po prologu zdałem sobie sprawę, że na PlayStation 5 również będę bawił się wyśmienicie. Ilość włożonej pracy w to odświeżenie jest ogromna, a najbardziej widać to po animacjach twarzy. Sarah, Ellie czy Tess wyglądają całkiem inaczej – bardziej realnie, a ich emocje są teraz namacalnie widoczne. Przez taki zabieg jeszcze bardziej zżyłem się z bohaterami i trudniej przeżywałem ich dramaty.

Drugi najważniejszy aspekt to lokacje i widoki na post-apokaliptyczne ruiny miast. Mając ostatnią prostą do ratusza, nie mogłem wyjść z podziwu, jak bardzo zmieniło się to miejsce. Przy fragmencie z zalaną kawiarnią nie wytrzymałem i krzyknąłem głośno „wow”. Roślinność jest bardziej zielona, bujna i realna, oświetlenie to całkiem inna bajka, a odbicia w kałużach czy sama woda to już majstersztyk. Nurkowanie w poszukiwaniu zasobów, chyba nigdy nie sprawiało mi tyle frajdy. W wielu miejscach dało się zobaczyć światło wpadające do pomieszczenia, kurz unoszący się w powietrzu czy inne smaczki związane z oświetleniem, dodające naturalności danej lokacji.

Wielkie zdziwienie przeżyłem, kiedy zobaczyłem bohatera przeglądając się w lustrach. W wielu grach ten zabieg był ukrywany, lustra były brudne, potrzaskane czy postać miała zamazane kontury. Tutaj Joel wygląda idealnie, nie czuć żadnych cięć i „dróg na skróty” twórców. Pełne detali wnętrza pomieszczeń też robią furorę i jeszcze bardziej dodają autentyczności całej historii. Na twarzach eliminowanych zarażonych wrogach, widać walkę o życie, trwogę i przerażenie. Wyglądają makabrycznie i naprawdę straszą, a ja za każdym finisherem, przesuwałem kamerę do przodu, aby kolejny raz zobaczyć ten grymas na ich twarzach.

Oczywiście są też nowości znane już z The Last of Us: Part II, jak ulepszanie broni przy stole warsztatowym czy sekwencja otwierania sejfów. Teraz możesz zobaczyć jak Joel majstruje przy arsenale i choć trwa to nieco dłużej, to jednak autentyczność w odbiorze jest najważniejsza. Wrogowie (albo to co z nich zostało) potraktowani Mołotowem czy bombą własnej roboty, wyglądają jeszcze bardziej realnie, a odrzut broni jest tak samo odczuwalny jak w Part II. Na uwagę zasługuje też lepsza SI przeciwników, którzy próbują zachodzić bohaterów, kryją się dłużej, a w momencie zagrożenia przechodzą z jednej kryjówki do drugiej. Kontroler DualSense też daje o sobie znać, np. podczas używania łuku, kiedy czuć opór lub w czasie padającego deszczu.

Myślałem, że podczas rozgrywki w The Last of Us: Part I, będę doszukiwał się zmian, na siłę węszył po lokacjach czy raz na długi czas, zachwycę się ulepszeniami. Nic z tych rzeczy. Tutaj na każdym kroku widać zmiany, dodatki, smaczki graficzne czy pracę włożoną w ten remake. Nie można też zapomnieć o dodatkowych ustawieniach w menu, jak wspomaganie nawigacji, lepszy tryb nasłuchiwania, nieskończony tlen czy pominięcie łamigłówek. Można też włączyć opcje znane z Part II, dla osób mających problem z wzrokiem czy słuchem, np. zamienić tekst na mowę. Oczywiście tych funkcji jest o wiele więcej i cieszy fakt, że twórcy przywiązali do tego tak wielką wagę.

Można się spierać, po co trzeci raz wydawać tę samą grę ale prawda jest taka, że niektóre produkcje są ponadczasowe i warto o nich regularnie przypominać. Studio Naughty Dog po wydaniu genialnego Part II, doskonale zdawało sobie sprawę, że nie ma miejsca na dłuższą przerwę od tej serii. W 2023 roku premierę będzie miał serial The Last of Us na HBO i co zrobią osoby, nigdy nie grające w ten tytuł, po obejrzeniu napisów końcowych? Wielu miłośników serialu, z chęcią pierwszy raz włączy wirtualne przygody Joela i Ellie. Przecież taka zależność (serial-gra, gra-serial) to nic nowego, bo wystarczy spojrzeć, co dał serial anime „Cyberpunk: Edgerunners” grze Cyberpunk 2077. Night City dostało drugie życie i wiele wskazuje na to, że z The Last of Us może być podobnie.

Płynna rozgrywka (60 fps), ogrom zmian graficznych, animacje twarzy jak z filmu czy dbanie o szczegóły to wizytówka The Last of Us: Part I. W zestawie jest też dodatek Left Behind, który ma chyba wynagrodzić brak trybu multiplayer, ale nawet z nim, nie można obojętnie przejść obok wygórowanej ceny. 340 zł to naprawdę pokaźna kwota jak na kolejne, nawet tak bogate, wydanie gry z… 2013 roku. Wielu graczy może mieć nie mały problem i zastanawiać się – czy nie lepiej wydać te pieniądze na całkiem nowy tytuł na PS5? Jedno jest pewne – zarówno nowi, jak i wracający, do przygody Joela i Ellie, gracze, nie będą narzekać na pieniądze wyrzucone w błoto. Teraz obie części The Last of Us są w doskonałej symbiozie, pozwalającej spokojnie czekać na, świetnie zapowiadający się, serial produkcji HBO.

Plusy

  • grafika
  • animacje twarzy
  • widoki
  • dostosowanie rozgrywki
  • klimat
  • nie da się poznać, że gra ma już ponad 9 lat
  • dodatek Left Behind

Minusy

  • cena
  • brak trybu multiplayer
5

Bardzo dobry

Choć Marcin od dziecka wychowany był na prymitywnych wirtualnych światach, zauroczony jest nimi do dziś. Gry wideo nosi w sercu i od wielu lat przelewa myśli z nimi związane na papier. Recenzjami stara się zaintrygować odbiorcę, w publicystyce zarażać zaś swoją pasją. Poszukiwacz pozytywnych stron życia, ceniący doświadczenie i nieprzychylnie nastawiony do szeroko pojętej głupoty. Tata i Ustatkowany gracz.