Yakuza 7, czy raczej Yakuza: Like a Dragon przyniosła ze swoją zapowiedzią wiele niepewności: nowy system walki, nowe okolice… Przede wszystkim jednak najnowsza Yakuza to Ichiban Kasuga, nowa postać w samym centrum opowieści. Saga Kazumy Kiryu dobiegła końca w szóstej części serii i Smok Dojimy pozostawił po sobie nie lada dziurę do załatania. Jak bowiem zastąpić jednego z najlepszych protagonistów gier wideo i bohatera, wokół którego kręciło się aż siedem historii? Ekipa Toshihiro Nagoshiego udowodniła jednak, że nie ma się o co martwić. Otóż w prosty sposób rozwiązali problem, jak zastąpić taką ikonę. Wystarczył fakt, że Ichiban Kasuga jest idiotą.
Dobry, zły i po prostu głupi
No dobra, sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, bo bądźmy szczerzy: Kazuma Kiryu też jest idiotą. Honorowym, stoickim, pełnym szacunku do bliźnich i pozbawionym uprzedzeń idiotą. Żeby nie było: nazywam tych dwóch mięśniaków idiotami z maksimum sympatii. Idiota jest jednym z najpotężniejszych narzędzi scenopisarskich – jest samodzielnym lekiem na inercję fabuły, potrzebę wynajdywania konfliktów, rozwijania wątków osobistych.
Mądry bohater planuje lub reaguje, a idiota? Idiota z butami wchodzi w sytuacje nie zadając pytań – lub zadając nie te, co trzeba. Twoja postać ma zbyt silną moc? No to niech będzie trochę głupsza i gotowe. A jak świetnie się ogląda, gdy dureń w końcu przejawia oznaki kompetencji i samorozwoju! Na Zachodzie głąbów obsadza się najczęściej w kryminałach – „Wadzie ukrytej” Thomasa Pynchona, filmach Shane’a Blacka – ale nikt ich potencjału nie rozumie tak, jak Japończycy. Kill la Kill, JoJo’s Bizarre Adventure, Gurren Lagann, nawet Sailor Moon czy Dragon Ball obsadzały w rolach głównych bohaterów do bólu szczerych, heroicznych, a przy tym po prostu… głupich.
Doskonale rozumie to też opisywana gra i jej poprzedniczki. Głupiec w roli głównej jest tu kluczowym elementem. Z kolei to, jakim typem durnia jest Ichiban determinuje nową twarz i przyszłość serii Yakuza.
Ichiban to nie pierwszy głupek w serii Yakuza
W całej serii Yakuza powtarzają się dwa motywy. Pierwszy to oczywiście wiara w więzi między nami. Drugim jest honor – konkretniej zaś jak potrafi nas pętać. Bohaterowie tych opowieści są zakładnikami honoru; honoru w ich rozumieniu, ale i wpajanego przez organizacje, do których przynależą. W toku serii coraz bardziej oczywistym jest, że wszelkie kodeksy, reguły i hierarchie istnieją przede wszystkim po to, by tych ludzi ubezwłasnowolnić i ograniczyć. Ci mężczyźni nie są bohaterami Grand Theft Auto. Nie są wyjętymi spod prawa kowbojami dążącymi do tego, by się wszelkich okowów pozbyć i żyć według własnych zasad. Nawet rozszalały Goro Majima zwany „Szalonym psem” to nie żaden Trevor Philips – on smyczy nigdy nie zgubił. Raczej też nie chciał gubić, chociaż zerwanie z łańcucha pewnie wiele mogłoby pomóc.
Ta mentalność popycha bohaterów Yakuzy do działań tyleż honorowych, co po prostu głupich. Kazumę Kiryu poznajemy, gdy postanawia pójść do kicia za morderstwo, którego nie popełnił w miejsce człowieka, który na takie poświęcenie nie zasługiwał. W zasadzie więcej tym narobił bigosu, niż pomógł, co też wszyscy mówią mu z miejsca. Jak się okazuje w prequelu Yakuza 0, Kiryu już kiedyś tej sztuczki – głupiego poświęcenia i odejścia od sprawy – użył z równie udanym skutkiem. Użyje jej jeszcze nie raz, nigdy nie ucząc się na swoich błędach, regularnie usuwając się w cień; podczas gdy seria wielokrotnie wykłada, kawa na ławę, że wszystko mógłby naprawić właśnie zostając. Ma to oczywiście sens: bez upartości i impulsywnych ucieczek Kiryu nie byłoby tych fabuł.
Kiryu jest głupcem, ale tragicznym – więźniem swoich okoliczności, ale w zasadzie też własnej słabości. Znowu, nie jest bohaterem z GTA; ale do smutnych kowbojów Arthura Morgana i Johna Marstona jest już mu całkiem niedaleko. Ichibana poznajemy w podobnych okolicznościach. Kasuga bez mrugnięcia okiem decyduje się pójść na 18 lat do więzienia, gdy o to poświęcenie prosi go patriarcha rodziny Arakawa.
Ichiban Kasuga, himbo idealny
Niby mamy nowego protagonistę, ale w gruncie rzeczy równie spętanego tym kretyńskim honorem yakuzy – po prostu idiotę. Owszem, ale Ichiban Kasuga jest idiotą całkowicie innego sortu.
Zanim jeszcze Ichiban da się zapuszkować, masz okazję pooglądać go w akcji podczas odzyskiwania długów. Najpierw egzekwuje pieniądze od gościa sprzedającego trefne kasety wideo… tylko po to by oddać gotówkę jej właścicielom, w końcu chodzi o reputację rodziny Arakawa. Potem zaś klepie maskę kolosowi, po czym nie odbiera od niego długu, zabierając mu pusty portfel. Otóż Kasuga wyczytał z jego zachowania, że on tych pieniędzy nie oddaje, bo zbiera na szczęśliwe święta z chorą matką. No i szef, cytując, „kazał przynieść jego portfel”, więc na pewno wszystko będzie dobrze.
Ichiban z miejsca przedstawia swoje trzy główne cechy charakteru: dobre serce, totalną wiarę w honorowy kodeks Yakuzy i skłonność do myślenia lateralnego graniczącą z szaleństwem. Kasuga jest tzw. himbo (z angielsko „him” + „bimbo”) – mężczyzną przystojnym, próżnym, wyjątkowo dobrodusznym i przy okazji głupim.
Ichiban jest na wiele sposobów totalnym przeciwieństwem Kazumy Kiryu. Nosi gajer w odwróconych kolorach, zamiast starannie ulizanej fryzury ma dzikie afro, no i jest… nikim. Kiryu szedł do kicia jako wschodząca gwiazda klanu Tojo, a wyszedł z niego jako legenda, która jeszcze będzie wzrastać. Ichiban znaczy „numer jeden”, ale nasz bohater należy do podrzędnej rodziny mafijnej. W więzieniu ląduje zaś jako zero i wychodzi z niego jako… zero. Ichiban nie ma rodziny, szacunku, pieniędzy, a bardzo szybko po rozpoczęciu gry nawet domu. Przygodę w Yokohamie rozpoczyna dosłownie wyrzucony na śmietnik. Nie grasz już Smokiem Dojimy, tylko Smokiem Dna i Metra Mułu (The Dragon of Rock Bottom).
Z lekką nutką optymizmu
Różnice między tą parą himbo widoczne są też w podejściu do bycia yakuzą. Ichiban też mocno wierzy w pewien ideał yakuzy, których widzi jako niezbędny element japońskiego ekosystemu, żyjących na granicy dobra i zła łotrzyków. Rzecz w tym, że Kiryu traktował kodeks organizacji jako okazję do pewnego… Winkelriedyzmu w wydaniu japońskiego podziemia, aktywnych poświęceń i mniej lub bardziej niewymuszonych porażek.
Kasuga jest do bólu szczerym idealistą, co oznacza, że on równania do ideału w swojej głowie wymaga też od innych. Dlatego jego sposobem na większość konfliktów z półświatkiem jest… iść do facetki. Ichiban po prostu idzie skarżyć na niesfornych przestępców do ich szefów, optymistycznie zakładając, że będą oni przystawać do pewnych gangsterskich ideałów. Trzeba skonsultować sprawę z jakimś gangiem? Świetnie: wystarczy zapytać. Pokrętnie, ta naiwna szczerość… działa. A jeśli nie, to nie pozwala fabule stać w miejscu – nasz idiota stale popycha ją do przodu, własnymi siłami. O ile saga o Kazumie Kiryu dobitnie wyrażała, jak skazani na przykrości są ci gangsterzy, tak opowieść Ichibana Kasugi zaczyna się nader optymistycznie.
Pomimo śmiertelnej czasem powagi fabuły, Yakuza pozostaje serią mocno komiczną. Najlepszym dowodem na to często absurdalne poboczne historie – nawet te trzymające za serce poprzedzone są często komedią pomyłek. Yakuza czerpała wiele humoru z kontrastu między pokopanymi sytuacjami, a stoicką powagą Kazumy Kiryu. Smok Dojimy nikogo nie oceniał i każdemu starał pomagać się po równo; nawet, jeśli czasem z zakłopotaniem lub przy wielkim uszczerbku dla własnej godności. Ichiban jest inny. To człowiek całkowicie pozbawiony ego i żadne sytuacje go nie dziwią: on w popieprzone perypetie napotkanych ludzi ładuje się z buta. Dla niego to wszystko jest przygodą.
Ichiban będzie bijącym, szczerym sercem serii Yakuza
To wydaje się być dość delikatną zmianą, ale jest ona brzemienna w skutkach. Seria już totalnie przytula kosmiczną głupotę i absurdalność, z której słynie seria, nie gubiąc przy tym powagi fabuły. Ichiban jest do tego kluczem: jego galopująca szczerość granicząca z głupotą pozwala mu być samoczynnym motorem napędowym gry. Kasuga jest totalnie wiarygodnym bohaterem nieważne, co robi: czy rozmontowuje kryminalną konspirację, siłą niepohamowanej charyzmy rozwiązuje długoletni konflikt, wysłuchuje żalów swoich przyjaciół, czy też pomaga odnaleźć lokalnemu masochiście sposób na ponowne czucie bólu.
Warto nadmienić też, że duża w tym zasługa Kazuhiro Nakayi. Aktor, który notabene już kogoś w tej serii grał świetnie sprzedaje te wszystkie twarze jednego idioty. Dajcie temu chłopu jakieś anime, może nawet rolę w JoJo’s Bizarre Adventure, bo zagrał to pięknie. On i zespół Toshihiro Nagoshiego stworzyli głąba perfekcyjnego i jednego z najlepszych bohaterów gier wideo ostatnich lat.
Ichiban jest też dla serii Yakuza kluczowy w jeszcze jednym aspekcie. Bez idioty tak szczerego jak on nowa wizja studia najpewniej nie działałaby tak dobrze. Widzisz, dla niego to wszystko faktycznie jest przygodą – i to rodem z gry wideo. Kasuga widzi siebie nie jako bandziora, tylko bohatera, konkretnie serii jRPG Dragon Quest, której jest wielkim fanem. Tym genialnym trickiem Yakuza: Like a Dragon uzasadnia szereg nowych rozwiązań, z całkiem nową, turową walką na czele. Jedna z najdziwniejszych gier ostatnich lat jest zasługą właśnie tego pięknego głupka.
Pozostałe teksty w cyklu: