Recenzja Sniper Elite 4

Sniper Elite 4

Jak potoczyły się losy znanego snajpera we Włoszech? Ilu nazistów udało mu się wyeliminować? Czy zlecone misje były aż nadto wciągające? Na te pytania odpowie człowiek, który miał okazję przeżyć pewne przygody w słonecznej Italii…


Tak, to ja – Joel Fairburne. Jako potomek amerykańskiego agenta Karla Fairburne’a zdecydowałem się przeżyć coś niespotykanego i zachwycającego zarazem. Wiele słyszałem o odwadze mojego dziadka, walczącego z nazistami podczas II Wojny Światowej. Kiedy o nim myślę rozpiera mnie duma i dopada pragnienie dokonania czynów równie bohaterskich. To jednak nie takie proste…

Kilka dni temu, za sprawą prototypu maszyny do przeżywania cudzych wspomnień genetycznych o nazwie Rebellion, miałem możliwość doświadczyć kilkunastu godzin z życia mojego dziadka. Musiałbym upaść na głowę, aby mając taką możliwość, nie zaznać choćby fragmentu z życia tak wybitnego agenta, w dodatku członka mojej rodziny. Zdecydowałem się niemal od razu i po złożeniu kilku niewyraźnych podpisów, lekko poddenerwowany zostałem podłączony do innowacyjnego urządzenia, w oczekiwaniu na prototypowy program Sniper Elite 4. Tego co stało się później nie zapomnę do końca życia! Takich umiejętności jakie mój dziadek wykazywał we Włoszech mogę mu tylko pozazdrościć.

Made in Italy, czyli słońce, piękne krajobrazy i egzekucje

W mojej pierwszej sesji miałem sposobność brać udział w misji na wyspie San Celini, której środowisko mocno przypadło mi do gustu. Słoneczne Włochy to był strzał w dziesiątkę i z pewnością najbardziej malownicza lokacja, na którą znany snajper został wysłany w celu likwidacji nazistów. Czasami podziwiając krajobrazy i uroki miejscowych miasteczek, zamiast brać udział w trudnych misjach likwidacyjnych, miałem ochotę chłonąć niespotykane na co dzień widoki. Świat jednak czekał na upragnioną wolność. Wszystkie osiem map jakie miałem okazję odwiedzić stanowiły niezwykle klimatyczne, rozległe tereny. Cieszyła mnie całkowita swoboda w wykonywaniu zadań i malowniczy, w pełni otwarty świat. Poszukiwania rozbitego samolotu w lesie, wybuchowa wizyta w stoczni, chwila przerwy na kontemplację w pobliskim klasztorze czy możliwość wysadzenia ogromnego mostu z pociągiem pełnym przeróżnego arsenału to chyba marzenia każdego snajpera-sabotażysty.

Sniper Elite 4

W 1943 roku wywiad nie oszczędzał Karla, w związku z czym wielkie obszary pełne były celów – głównych i pobocznych, jak i przeróżnych wyzwań. Oprócz tego misje we Włoszech były synonimem raju dla kolekcjonerów, gdyż w napotkanych magazynach, domach, przeszukiwanych ciałach czy wartowaniach można było znaleźć przeróżne listy, grafiki służb czy ważne raporty. Przed zadaniami można było porozmawiać z członkami ruchu oporu lub otrzymać od nich kolejne misje. Trzeba przyznać, że snajper zawsze był skrupulatnie przygotowany, bo oprócz najlepszego przyjaciela, czyli karabinu snajperskiego, przy pasku miał też pistolet, karabin maszynowy, apteczki, różnego rodzaju miny, trotyl czy granaty. Dziadek pewnie czaił się długo w swojej kryjówce, aby oddać strzał. Ale wiedz, że w Italii można równie przyjemnie dopaść cel działając niemal jak Rambo.

Styl jego wspomnień zależy ode mnie

Pamiętam doskonale jak bardzo chciałem pokonać wszystkie cele w ciszy i bez wywoływania poruszenia w oddziałach wroga. Niestety okazało się, że to trudny kawałek chleba, szczególnie na wyższych poziomach trudności. Był to jednocześnie najbardziej punktowany styl. Ale snajperska przygoda to jedno, a dostrzeżenie mnie przez jednostki wroga, na których można było użyć pozostałych narzędzi zagłady to już całkiem co innego. W jednym z miejsc wykrycia mojej skromnej osoby podłożyłem minę, po czym przebiegłem kilkanaście metrów ukrywając się za skrzyniami. Widząc zbliżający się patrol, cierpliwie czekałem aż wejdą w zasadzkę, dobijając resztę oddziału karabinem maszynowym. To ode mnie zależało jak rozprawię się z nazistami; mogłem wszystkich dorwać za pomocą lunety, zrobić cichą jatkę nożem lub pistoletem z tłumikiem tudzież za pomocą strzelby rozprawić się z oponentami. To była pełna swoboda, co nie uszło mojej uwadze! Do gustu przypadło mi również upgrade’owanie broni za pomocą wykonywania różnorodnych wyzwań oraz sukcesywne odblokowywanie snajperskich umiejętności po zdobyciu kolejnych leveli prowadzonej postaci.

Karl był znakomitym agentem ale nie mógł „podziwiać” efektów swojej pracy. Chodzi mi oczywiście o elementy X-Ray Kill Cams, czyli ujęcia rentgenowskie ukazujące trajektorię pocisku i penetrację narządów wewnętrznych w ciele ofiary. To dopiero uciecha widzieć jak po strzale oddanym z ogromnej odległości żołnierz obrywa w płuca, przyczajony snajper traci oko, a ważny nazista zostaje pozbawiony jądra. Lecący pocisk, zwolnione tempo, odgłos łamanych kości i rozszarpywanych organów – trudno jest to porównać do czegokolwiek innego. Nawet przy cichych zabójstwach widziałem nóż penetrujący czaszkę, a po wybuchu ciężarówki spustoszenie jakie w organizmie wywołuje eksplozja – mocna rzecz. Nie musiałem tego oglądać ale kto pozbawiłby się tak efektownego finału? Może to nieco naiwne, ale podczas tych misji czułem bliską obecność ducha mojego przodka, który zawczasu chciał podpowiedzieć mi z którego miejsca najlepiej oddać strzał.


Techniczna likwidacja i fabularna papka

Nigdy nie brałem udziału w takiej sesji, ale dużo czytałem o poprzednich testach. Twórcy tego oprogramowania pokazali klasę, dzięki czemu mogę powiedzieć, że zadbano o detale i płynność rozgrywki. Choć jednak graficzne odczucia są pozytywne, tak można wyczuć podążanie programistów ścieżką w stronę szczegółowych, otwartych map i ogólnej optymalizacji. Graficznie mogło być wprawdzie lepiej, ale za to płynność wspomnień była zadowalająca, a uczulony na błędy techniczne nie natrafiłem na wyjątkowo zapadające w pamięć potknięcia. Nieco kiczowate wydawały mi się animacje postaci, szczególnie podczas rozmowy z głównym bohaterem, jednak takich przerw we wspomnieniach nie było wiele. Ogólnie jestem zadowolony z postępów prac przy maszynie do przeżywania genetycznych wspomnień i nie mogę doczekać się kolejnej, jeszcze bardziej zaawansowanej sesji. Muzycznej rewelacji nie odnotowałem, za to przeróżne dźwięki czy sample (pamiętam bliźniaczo podobne bodajże z przygód Drake’a) dodawały dramaturgii podczas misji.

Sniper Elite 4

Choć przygody snajpera to odbieranie odgórnych poleceń i ich wykonywanie, tak można kręcić nosem na wątłą otoczkę fabularną. Stwierdzam nawet, że niektóre dialogi były niepotrzebne i wypowiadane zdecydowanie na siłę. Podobnie rzecz miała się z nijakimi bohaterami nie tylko z ruchu oporu – ciężko zapamiętać kogokolwiek. Z drugiej strony kogo obchodzi scenariusz na miarę Oscara, podczas zlecanych zadań i snajperskiego żywota?

Sniper Elite 4, czyli udane nazistowskie polowanie

Po wspomnieniach Karla, w bonusie miałem możliwość wziąć udział w wieloosobowym starciu snajperów. Tam nie ma czasu na wytchnienie; bardziej dosadnie czuć odgłosy bicia serca, bowiem w rzeczonym trybie czeka kilka opcji do sprawdzenia. Nie jestem fanem nazbyt długiego oczekiwania na wroga, więc najbardziej podobały mi się starcia w trybie „Kontrola”. Batalie były bardziej żywe z uwagi na przejmowanie spadających radiostacji i zaciętych bojów o nie. W Sniper Elite 4 możesz również kończyć fabularne misje wraz ze współtowarzyszącym Ci w boju kolegą, jak i odpierać z nim fale nadciągających w najlepsze wrogów („Przetrwanie”). W sieciowej rozgrywce nie miałem problemów z odszukaniem osób do starć, jednak namacalnie czuć większą ilość przeróżnych błędów czy niedociągnięć.

Czwarty snajper oferuje ciekawą i rozległą kampanię, możliwość współpracy oraz bitwy w trybie multiplayer. To solidna, w pełni otwarta produkcja, którą cechuje masa soczystego contentu. Całość sesji zagwarantowała mi solidną wycieczkę do 1943 roku, gdzie śmierć zbierała znaczne żniwo, nie zważając na atrakcyjne terytorium i urokliwe krajobrazy. Mogłem na własne oczy przekonać się jak trudny jest fach snajpera, w jakiej skali mierzona jest jego cierpliwość oraz ile paradoksalnej radości daje zabicie nazistowskiego elementu. Nawet nie mając w rodzinie snajpera, warto poznać losy Karla Fairburne’a, który z eliminacji wroga mógłby napisać doktorat. Sniper Elite 4 to jeszcze nie gra na miarę tytułu naukowego ale absolutnie spełnia swoją rolę – bawi i pochłania bez reszty.


Dla snajperów-amatorów pozycja obowiązkowa. Dla reszty wyśmienita podróż w malownicze zakątki Italii w czasach II Wojny Światowej. Najbardziej cieszą kompletna swoboda w wykonywaniu misji, pełne detali i namacalnego klimatu lokacje, wybór stylu walki i prawdziwy raj dla kolekcjonerów. Nie mniej frajdy sprawiają rozbudowane ujęcia rentgenowskie, dostępny arsenał czy brak rażących błędów technicznych czy problemów z optymalizacją.

Snajperskie pudło dostaje się miałkiej fabule, animacjom postaci oraz algorytmowi sztucznej inteligencji wroga.

Choć Marcin od dziecka wychowany był na prymitywnych wirtualnych światach, zauroczony jest nimi do dziś. Gry wideo nosi w sercu i od wielu lat przelewa myśli z nimi związane na papier. Recenzjami stara się zaintrygować odbiorcę, w publicystyce zarażać zaś swoją pasją. Poszukiwacz pozytywnych stron życia, ceniący doświadczenie i nieprzychylnie nastawiony do szeroko pojętej głupoty. Tata i Ustatkowany gracz.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*