Na planetę Magalan, na której rozgrywa się akcja tytułu, spadła niegdyś kometa i popsuła świat – przywiozła jednak ze sobą tytułowy Elex, dziwną substancję, która może wpływać w zasadzie na wszystko. Koniec świata sprawił, że mieszkańcy planety dokonali radykalnego podziału na cztery kompletnie różne frakcje o odmiennych filozofiach i spojrzeniu na to, jak naprawić Magalan. Mieszkają tam Berserkowie, którzy odrzucili technologię i próbują za pomocą magii oraz średniowiecznych narzędzi ponownie zazielenić planetę; Banici, czyli post-apokaliptyczni anarchiści, którzy z Eleksu robią narkotyki; Klerycy, zakon technopatów wielbiących postęp a także Albowie, niebezpieczny odłam Kleryków, którym Elex dał ogromną moc, ale i odebrał emocje.
Elex to gra sygnowana logotypem Piranha Bytes, twórców Gothika. Niemieckie studio kolejny raz próbuje przenieść mechanikę i motywy swojego kultowego debiutu na współczesny grunt. Elex udowadnia, że potrafią – pytanie, czy w ogóle powinni.
Elex ma tyle różnych tożsamości, że nie potrafi znaleźć własnej
Pomysł na świat Elex brzmi trochę tak, jakby autorzy nie mogli zdecydować się na jedną stylistykę i postanowili po prostu wrzucić je wszystkie razem. Mamy tutaj czarne, przelane lawą ziemie Ignadonu, gdzie rezydują Klerycy w swych surowych, futurystycznych budynkach; wściekle zielone lasy Edanu wraz z kamienno-drewnianymi osadami; post-apokaliptyczną, zaśmieconą pustynię Tavaru oraz śnieg na północy, gdzie rezydują Albowie. Grze nie udaje się niestety zmienić tego pierwszego wrażenia.
Różnorodne „światy” i style Elex praktycznie się nie przenikają. Chociaż w założeniu rozgrywa się walka różnych, radykalnych koncepcji na przyszłość planety, gra wygląda przede wszystkim jak ładny las w stylu fantasy, w którym co jakiś czas znajdziesz futurystyczną kapliczkę, rozwalony blok mieszkalny czy trochę gruzu. Wygląda to przez większość czasu niezręcznie lub komicznie, a mogło być super. Miasto pod Kopułą, enklawa, w której mieszkają reprezentanci każdej frakcji, to stylistyczny tygiel, który wygląda naprawdę ciekawie. Ale to tylko jedna lokacja, zwykle oglądasz miszmasz rodem ze studenckiego projektu. W dodatku, gra jest często po prostu brzydka. Razi w oczy kanciastość elementów tła, nieładne tekstury czy okropne animacje.
Do tego jeszcze zwiedzanie lokacji to umiarkowana przyjemność. Oddana Ci do dyspozycji mapa jest bardzo duża, jednak niewiele się na niej dzieje. Przemierzasz planetę pieszo, okazjonalnie podlatując do celu jetpackiem, przez co bardzo widoczne są pustka i niewykorzystanie ambitnej koncepcji artystycznej. Przez większość drogi, atrakcją są w zasadzie potyczki z napotkanymi przeciwnikami. I tutaj dochodzimy do kolejnego, ogromnego problemu gry.
Walka w Elex należy do najgorszych, jakie widziałem w nowoczesnych cRPG
W Elex często nie gra się przyjemnie. To zdecydowanie gra Piranha Bytes, posiadająca tę charakterystyczne dla ich produkcji wadliwość i pewne niedorobienie, które stoją na drodze ambicji. Sterowanie jest mało wygodne, zwłaszcza gdy trzeba gdzieś wskoczyć lub wlecieć. Udało się Niemcom zrobić gorsze menu, niż w Mass Effect Andromeda – specjalne wyrazy „uznania” przekazuję okropnemu dziennikowi i jeszcze gorszej minimapie. Do tego roi się w tytule od błędów w oskryptowaniu zadań i kolejności odtwarzania dialogów, a optymalizacja pozostawia wiele do życzenia. Ale żaden element gry nie jest tak nieporadny, jak walka.
Ataki wyprowadzane przez Ciebie są ślamazarne i niezgrabne – w efekcie, wymierzane ciosy są nieprecyzyjne i bardzo często Twoja broń będzie mijać się z wrogiem nie z Twojej winy. Wyprowadzane w odpowiednich momentach ciosy ładują specjalny atak, jednak rwane tempo starć i brak finezji oznaczają, że często po prostu chybisz. A i to przy założeniu, że wrogowie Cię nie dopadną i nie przerwą ruchu, ponieważ starcia na więcej niż jednego przeciwnika to tutaj prawdziwa loteria.
Kiedy już przyzwyczaisz się do mechanicznej nieudolności, zacznie wkurzać Cię fatalne AI. Przeciwnicy są pozbawieni jakiegokolwiek planu na starcie. Nawet tego zresztą nie potrafią robić dobrze – czasem, robią się agresywni kilometr od Ciebie i gonią Cię przez pół mapy, innym razem przestają się Tobą interesować w połowie ataku. Jeszcze głupsi są Twoi kompani. Nie masz żadnej możliwości na sterowanie nimi, więc przyzwyczaj się, że będą atakować najmniej efektywnymi ruchami. Oczywiście, jeśli w ogóle zaatakują, bo czasem nie będą pomagać Ci w walce, zwłaszcza, gdy ścierasz się z innymi ludźmi. Czemu? Nie wiadomo.
Nie każdy cRPG musi mieć system rodem z Bloodborne czy Absolvera. Wystarczy, że jest funkcjonalny i nie przeszkadza w zabawie. Starcia w Elex zaś aktywnie utrudniają czerpanie satysfakcji z gry. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak źle się bawiłem przez podstawowy element rozgrywki.
Od zera do bohatera. Dosłownie od zera
Żeby było gorzej, nie chodzi tylko o samą techniczną nieudolność. Problem walki potęguje najbardziej kontrowersyjny element Elex – wysoka krzywa trudności. Świat gry, wzorem poprzedników, nie jest dla Ciebie szczególnie przyjazny. Jeśli masz wspomnienia z uciekania przez las przed głupim wilkiem z pierwszego Gothika, czy bicie tego niespodziewanego orka pod murami Khorinis w drugiej części przytaczanej gry wiesz, o co chodzi. Powinieneś jednak też pamiętać, jak nieco później przeprawa przez ów las była już trywialna, a Orków można było już brać po dwóch, trzech na klatę. Elex celuje w podobny powolny, miarowy rozwój postaci i stopniowe obniżanie wyzwania, przynajmniej teoretycznie.
Zaczynasz zabawę naprawdę słaby i niewiele jesteś w stanie z tym zrobić przez pierwszych, bo ja wiem, dwadzieścia godzin rozgrywki. Nie wydajesz punktów umiejętności od razu, a dopiero idziesz do odpowiedniego trenera, by tam nabyć biegłość. Na miejscu wydajesz tylko punkty na siłę, zręczność, wytrzymałość oraz inteligencję. Wartości statystyk, jakie są Ci potrzebne, by móc władać lepszym orężem i nabywać nowe zdolności są absurdalne – nim wyrośniesz z podstawowego ekwipunku, minie przynajmniej kilkanaście poziomów. Cierpi na tym też rozwiązywanie zadań, ponieważ alternatywne metody ich wykonania wymagają takiej ilości umiejętności, jakiej nie jesteś w stanie posiąść w pierwszych kilkunastu godzinach. Samych zdolności jest również wręcz szalona ilość, przez co rozwijasz się w ślamazarnym tempie.
Można temu niby zaradzić dołączając do frakcji. Problem w tym, że dołączenie do Berserków wymaga wykonania absurdalnej ilości zadań, z kolei relatywnie łatwe zaprzyjaźnienie się z Klerykami czy Banitami oznacza wycieczkę do terenów, na które jesteś zbyt słaby na początku gry. Walczyć czy grindować też nie dasz rady, bo jesteś mizerotą, a system walki nie pomaga Ci oprzeć się na Twojej sprawności manualnej. Efekt tego taki, że przez większość czasu albo uciekasz przed wszystkim, co stanie na Twojej drodze, albo liczysz na to, że algorytm sztucznej inteligencji zablokuje się na kamieniu. Ewentualnie rzucasz we wszystko granatami. Nie pomaga wcale obniżenie poziomu trudności – różnica jest wręcz kosmetyczna.
Niestety, produkcji ciąży dziedzictwo Gothika. Wygląda to tak, jakby autorzy postanowili wrzucić rozwiązania ze swojej kultowej serii do ogromnej gry; jednak tamte decyzje działały w odpowiednio mniejszej skali. Świat czy umiejętności były znacznie mniej rozbudowane i przytłaczające, co pozwalało Ci rozwijać się w swoim tempie i faktycznie odczuwać znaczące zmiany w sile. Elex zaś rozciąga to do rozmiarów, których nie sposób zbalansować.
Nic mnie ci ludzie nie obchodzą
Może fabuła to wynagradza? Niestety, nie. Opowieść w Elex to zbitek śmiesznych, zlewających się w jedno imion, papierowych bohaterów, źle wprowadzonych kontekstów i fatalnie napisanych dialogów. Beznadziejny jest protagonista, Jax. Twój bohater napisany został niekonsekwentnie – to facet zamiennie tysiąca osobowości oraz żadnej, nie sposób się z nim utożsamić, ani nawet szczególnie przejąć jego losami. Gra nie może się zdecydować, jaki jest ostateczny cel Jaksa – zemsta, przetrwanie, ratowanie świata, czy może kontynuowanie swojej źle wytłumaczonej misji, więc nie bada żadnej z tych ścieżek.
Mało ciekawe są wreszcie same frakcje, wpisujące się w utarte schematy z fantastyki. Żrące je od wewnątrz konflikty są również przewidywalne i ogrywałeś je już w Skyrimie czy Falloutach. Podobnie jest zresztą z projektem zadań, w większości klasycznym „przynieś-podaj-pozamiataj” w najprostszej formule podążania za znacznikiem na minimapie. Ciekawy jest wątek gildii złodziei, zwłaszcza sposób, w jaki zostaje wprowadzony – ale to kropla w morzu, bo większość mniejszych opowieści pozostaje kompletnie nie warta uwagi.
Nie potrafię polecić tej produkcji. To budżetówka nieudolnie udająca triple A. Podczas grania myślałem tylko o tym, że mógłbym raczej przejść jeszcze raz trzeciego Wiedźmina, albo zacząć w końcu fanowskiego moda do Skyrima, Enderal. Tobie też to polecam. Ewentualnie, zagraj w samego Gothika.
Grę do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości sklepu GOG.com
Elex to długie godziny gry oraz czasami urokliwy świat.
Piranha Bytes dostarczyło produkcję fatalnie zbalansowaną, pełną niedoróbek i po prostu nieciekawą.
rops
Niepopularna opinia 🙂 Miałem niemalże identyczne odczucia grając w Risen 1, w końcu się poddałem. Ilość biegania, głupie dialogi, questy a przede wszystkim nienawiść do wszystkich frakcji sprawiły, że poddałem się. Widze, ze tu jest tak samo. Drewno niesamowite, gra niedoróbki tłumaczy hardkorowością. Chociaż przyznam, że Risen 2 już mi się dość podobał, ale już na początku odpaliłem trainrer i rozwinąłem sobie sporo umiejętności żeby jako tako walka szła (nie była przyjemna, ale już nie męczyła) i grało się już OK.
Ustatkowany Gracz
@disqus_3C1XXQWRTk:disqus, my tu nie jesteśmy od tego, aby popularyzować opinie. Wyrażamy własne, w oparciu o dostarczony kod. W tym przypadku, w opinii naszego recenzenta, zawiodło prawie wszystko…
Ale i tak dziękujemy za przeczytanie recenzji w całości a dopiero ustosunkowanie się do niej, nie zaś bezmyślne przescrollowanie tekstu w dół. Z takimi czytelnikami aż chce się wymieniać komentarze!