Na pierwszy rzut oka, Absolver posiada wiele cech wspólnych z serią Soulsborne autorstwa From Software. Świat to post-apokalipsa fantasy, opowiadana raczej przez subtelne mruganie okiem do gracza niż cutscenki (chociaż znacznie mniej udolnie niż w Soulsach). W obu przypadkach zgon oznacza reset ustawienia przeciwników, a oazę stanowią okazyjne kapliczki. Ale gra Slowclap nie jest wcale kolejnym tworem Soulsopodobnym – po prostu dzieli pewne rozwiązania, bo pasują do koncepcji obranej przez Francuzów.
Miast tego, jest grą, która jeśli nie osiągnie sukcesu, to przeklnę całą tę branżę.
Absolver to gra o edukacji, ale nie edukacyjna
Wszystko w Dark Souls jest o niekończącej się walce. Tutaj, każdy element traktuje o doskonaleniu się – czynności z założenia niemożliwej do wykonania. Już pierwsza scena pokazuje uczniów, którzy czekają na moment, aż otrzymają maskę i pozwoli im się przemierzać świat Adal. Zasłonięcie twarzy oznacza jedynie następny etap w nauce, czyli zostanie Pretendentem do tytułu Absolvera.
Uczysz się też Ty, już od pierwszych chwil. Absolver nie jest grą szczególnie trudną w obsłudze na papierze, ale system walki na którym bazuje, jest na tyle nietypowy, że większość graczy będzie miała problemy podczas pierwszej godziny. Trzeba uczciwie przyznać, że to też kwestia słabo rozwiązanego tutoriala – większość informacji jest dostępnych, ale jedynie do przeczytania. Równie uczciwie trzeba też oddać grze, że satysfakcja z opanowania podstaw bicia się przewyższyła jakąkolwiek frustrację pierwszych 60 minut. Kiedy wreszcie ogarnąłem podstawy – jak działa umiejętność mojego obranego stylu, czyli unik, jak skutecznie dbać o wytrzymałość – w głowie zapaliła mi się lampka i poruszyły trybiki, które dawno nie musiały działać.
Gra ma co prawda „klasyczny” RPG-owy system gromadzenia doświadczenia, ale służy on jedynie nabijaniu punktów w kilku statystykach. Mają one wpływ na ukształtowanie Twojej postaci, ale to nie one są najważniejszym elementem tej układanki. Nowych ruchów i ataków uczysz się bowiem od wrogów. Nauka wymaga zrozumienia tego, co robisz źle, a następnie do czego dany cios może się w ogóle przydać. Z kolei jedyną metodą na zapamiętanie progresu z nauki ruchu jest pokonanie oponenta – śmierć oznacza reset nienauczonego ataku do stanu sprzed pojedynku. Tyczy się to zarówno przeciwników sterowanych algorytmem AI, jak i innych graczy.
Ataki to jednak wyłącznie narzędzia, z których kleisz Seagalowy repertuar. Tutaj wchodzi do gry system pozycji. Każdy cios wychodzi z konkretnego kierunku, a po jego wykonaniu Twoja postać ustawia się w innym ułożeniu. Do każdego kierunku docelowo możesz przypisać cztery ruchy, co pozwala Ci łączyć je w łańcuchy combosów. W telegraficznym skrócie – tworzysz w zasadzie swoją talię. Stąd kluczowe są dla Absolvera dwie koncepcje – kreowanie coraz to bardziej skomplikowanych, zaskakujących łańcuchów i przewidywanie, co kryje się w arsenale wroga.
Omae wa mou shindeiru
W tej chwili, zapalonym graczom Hearthstone’a czy Duelysta powinna zaświecić się jeszcze jedna lampka – przecież nie ma wiecznych talii. I tutaj wchodzimy w kolejną gęstość uczenia się w Absolver. Kiedy już zbudujesz zestaw ciosów, należy go przetestować. Najlepiej na innych graczach, nawet pomimo tego, że nieprzewidywalny element ludzki jak nic innego nie burzy planów. Wydawało mi się już parę razy, że mój zestaw jest już po prostu idiotoodporny i nie do pokonania. Nic z tych rzeczy! Granie w tym przypadku to doskonalenie się ad mortem.
Przy tej okazji nie mogę nie chwalić samej walki. Nie zawiodły nie tylko świetne animacje i soczyste odgłosy uderzeń, plamy nie dała przede wszystkim sama mechanika. Starcia w recenzowanej pozycji posiadają coś, czego brakuje w wielu bijatykach – grację. Głupio jest mi nazywać tę grę „mordobiciem”, bo nawet najcięższe ruchy posiadają smukłość wygibasów Jackiego Chana; to nie inne interaktywne „naparzanki” stanowią tu punkt odniesienia, a pojedynki z produkcji kung fu lat 90. czy filmów wuxia. Tej grze łatwo byłoby się zgubić w naręczu kombinacji klawiszy, ale twórcy zachowali czystość formy. To kolejny przykład tego, jak przemyślana jest ta produkcja.
Poniekąd kulminacją edukacyjnych cech Absolvera jest tutejszy system klanów, czy może raczej koczowniczych dojo. Możesz bowiem dołączyć do szkoły założonej przez innego gracza. Daje Ci to dostęp do zestawu ciosów opracowanego przez innego Absolvera oraz dodatkowy pasek postępu; za jego wypełnianie czekają Cię nagrody Twojej szkoły, jak umiejętności, dodatkowe miejsca na zestawy czy przedmioty. W końcu, po dobiciu do odpowiedniego poziomu i Ty możesz zostać hokage, dzieląc się doświadczeniem z innymi graczami wedle systemu, przez który przeszedłeś.
Ta fiksacja na punkcie nauki jest po prostu cholernie ekscytująca. Jesteśmy przyzwyczajeni do „masterowania” gier i pędu za byciem najlepszymi, ale nie wiem, czy istnieje inna produkcja, która tak dobrze bawiła, ucząc. Niezależnie od tego, czy stawiałem pierwsze kroki, czy też próbowałem rozgryźć, jakim cudem wielkolud w masce przebił się przez moje niezatapialne combo – doskonalenie się w grze Absolver napełnia rzadkim, wręcz głębokim uczuciem satysfakcji. Prawie zrozumiesz, czemu ci wszyscy mnisi z Shaolin odnajdywali swoje zen w akcie walki. Absolutnie pewnym można też być, że Slowclap wie, co robi, bo każda decyzja artystyczna czy gameplayowa uderza tym, jak została przemyślana – włącznie z faktem, by była to gra wieloosobowa.
Wściekłe byki
Elementy społeczne to bowiem bardzo ważna część gry, nie tylko dlatego, że gros rozgrywki spędzisz na ścieraniu się z innymi rozgrywającymi. Absolver pozbawiony jest bezpośrednich metod komunikacji, opierając się wyłącznie na zestawie ustalonych gestów, ale paradoksalnie, dzięki temu jest jedną z bardziej społecznych gier, w jakie grałem – choć na raz jedną instancję zamieszkuje tylko trzech graczy. Spotkałem się również z niespotykaną w grach sieciowych kulturą, bowiem każdy z moich oponentów odwzajemnił kurtuazyjny ukłon przed i po pojedynku!
Minimalizm komunikacyjny pozwala na tworzenie mikrohistorii o nagłych sojuszach i rywalizacjach rodem z serii ARMA, Day-Z czy nawet Journey. W ciągu jednej sesji, zdołała się rozegrać opowieść prosto z mitologii Sithów. Oto napotkałem dwóch wojowników, którzy po otrzymaniu ode mnie uprzejmego wpierdolu postanowili przyłączyć się do mnie, ewidentnie respektując moje wściekłe pięści. Wprawdzie jeden z padawanów postanowił mnie zdradzić, ale został powstrzymany przez drugiego… który chwilę później, bez ceregieli nakopał także osłabionemu mnie i uciekł w siną dal.
W recenzowanej grze chodzi przede wszystkim o obijanie się po twarzach z innymi graczami i twórcy tej filozofii nie kryją, ale rodzi to kilka problemów. Kilka pierwszych tygodni Absolvera uprzykrzały mi kłopoty z połączeniem – umówmy się, że nie były nawet w połowie tak makabryczne jak to, co musieli przeżywać gracze For Honor, ale nawet najmniejsze lagi w bijatyce są równoznaczne z zamordowaniem frajdy. To kwestia powolnego otwierania nowych serwerów przez Slowclap i łączenia się peer2peer; wystarczy, że ktoś obsługuje internet z ziemniaka; wówczas możesz jedynie pomarzyć o niskich pingach.
Boli też fakt, że chociaż Slowclap szybko reaguje na jęki fandomu – prędko wzięli się za problemy z lagiem i naprawianie błędów, ledwie kilka godzin zajęło im też usunięcie bardzo kontrowersyjnych zmian w balansie rozgrywki – tak ze wsparciem oryginalną zawartością jest już krucho. Innych trybów sieciowych poza 1v1 jak nie było wciąż nie ma, chociaż udostępniono je podczas beta testów. Licho potraktowano również fabułę oraz tło historyczne świata gry, przez co marnuje się ta przedziwna, mistyczna aura unosząca się nad grą Absolver – nie mogę mówić o niedopowiedzeniu, gdy nie mam pewności, czy autor w ogóle chciał cokolwiek powiedzieć. Trochę czuję, że wyjątkowo ten znienawidzony przez wielu system Early Access byłby dla produkcji Slowclap idealny; bardziej złośliwi będą mieli pretensje, że nie mają w co grać.
Martwię się, bo byłoby mi strasznie szkoda, gdyby ta potencjalnie wybitna gra po cichu umarła – by żyć, potrzebuje twardej społeczności. Dlatego i tak zachęcam, bo nawet kilka godzin spędzonych w świecie Adal wartych jest grzechu. I kilku wybitych zębów.
System walki Absolvera i filozofia rozgrywki to wyjątkowa jakość w grach i razem oznaczają unikatowe przeżycie.
To jednak gra przede wszystkim nastawiona na walkę z innymi graczami, dlatego jeśli nie kręci Cię multiplayer, nie odnajdziesz się w tej pozycji.
rops
Ciekawi mnie ta gra. Lubię serię souls, ale sama dobra walka raczej mnie nie zatrzyma na długo :/ szkoda, że nie można chociaż spróbować za darmo.