Minął TYDZIEŃ od spektakularnego zwycięstwa rebelii.
GWIEZDNE WOJNY trwają w najlepsze, pochłaniając setki, jeśli nie tysiące portfeli.
Zbuntowany głos FANÓW milknie w obliczu przytłaczających sił CIEMNEJ STRONY MOCY. Opór może okazać się marny.
USTATKOWANI GRACZE czekają na raport swego agenta, nim podejmą decyzje o przyszłości swojej walki…
Muszę Ci z góry powiedzieć, że Battlefront II to moje pierwsze spotkanie z serią. Nie tylko nie mam więc sentymentu do oryginalnych dwóch gier sprzed dekady, ale też do rebootu marki z 2015 roku. Mogę więc ocenić multiplayer w nowej grze DICE wyłącznie „w próżni” – a czysty gameplay oceniam pozytywnie. Lepiej w końcu zacząć od tej dobrej wiadomości, podczas gdy do wymówienia mam jeszcze złą…
Elegancka strzelanina, na bardziej cywilizowane czasy
Już samo strzelanie dostarcza radości dzięki dobremu „feelingowi” oręża. Blastery i ich wiązki laserowe to jednak inna broń niż spotykane zwykle w strzelaninach karabiny czy pistolety; fakt ten sprawia, że Battlefront dostarcza nieco innych wrażeń niż konkurencja. Wszystko brzmi, iskrzy i uderza w cele tak, jak pamiętasz z filmów, w ramach tego samego puszczania oka, które tak smakuje w kampanii dla jednego gracza. W dodatku, mowa tu o wszystkich filmowych erach Gwiezdnych Wojen, bowiem na mapy załapała się również trylogia prequeli, oddając w ręce graczy armie klonów i droidów.
Oś sieciowej rozgrywki stanowią dwa tryby – Galaktyczny Szturm oraz Natarcie Myśliwców. Oba rodzaje rozgrywki cechuje różnorodność i dynamika stawianych przed Tobą zadań, dzięki czemu rzadko trzymasz się jednego punktu na mapie. Świetnym przykładem tej filozofii jest misja na Endor. Celem drużyny atakującej, Rebeliantów, jest ukraść AT-AT – broniący jej szturmowcy Imperium mają za zadanie nie dopuścić przeciwnika do odpowiedniego punktu, wyczerpując ich posiłki, czyli ilość dostępnych respawnów. Jeśli się nie uda, muszą zniszczyć maszynę kroczącą nim dotrze do ich sekretnej bazy. Jednak AT-AT sukcesywnie spycha graczy Imperium, nie pozwalając im stworzyć jednego miejsca do obrony. Jeśli to się nie uda, broniący mają jeszcze jedną szansę w samej bazie, gdzie muszą odpierać natarcie w ciasnych pomieszczeniach. Dzięki takiej strukturze, starcia w Battlefront II nie nużą, a Ty nawet bez zabijania hord wrogów jesteś częścią tej bitwy.
Moc jest we mnie silna, a ja jestem silny Mocą
Moją ulubioną rzeczą w całej grze są jednak starcia w kosmosie, które zauroczyły mnie już w kampanii. Po pierwsze, wspaniale wypada proste, wygodne sterowanie – wystarczają w zasadzie dwa klawisze i mysz. Mimo prostoty, chwilę zajmie, nim opanujesz myśliwce czy bombowce, ale statki dobrze leżą w dłoniach i nie potrzeba wiele, żeby chociaż przez moment być jak Poe Dameron. Po drugie zaś, Natarcie Myśliwców wiele zyskuje na „kontrolowanym chaosie”, którymi rządzą się także starcia naziemne. Relatywna wolność latania pozwala każdemu z graczy skupić się na własnym podejściu do celu, same kosmiczne areny też w inteligentny sposób wpływają na poruszanie się po nich – a to zniszczenie jednego krążownika wymaga wlecenia pod jego osłony i przemykanie ciaśniejszymi korytarzami, a to fruwasz pomiędzy szczątkami drugiej Gwiazdy Śmierci. Mam nadzieję, że te gwiezdne bitwy zainspirują następcę Rogue Squadron. Zwłaszcza, jeśli ma przy tym równie dobrze wyglądać.
Oprócz wypełniania zadań sieciowej misji, Battlefront II oferuje też przyjemny, drugorzędny cel każdemu z graczy. Podczas rozgrywki, zdobywasz specjalne punkty w zasadzie za wszystko, co robisz: od celnych strzałów, przez wykonywanie celów, a nawet po umieranie. Punkty te możesz przeznaczyć na zrespawnowanie się w roli kogoś innego niż czterech podstawowych klas. Masz wtedy szansę sterować jedną z silniejszych jednostek, np. szturmowcami rakietowymi, zasiadając za sterami jednego z pojazdów czy wreszcie wcielając się w bohatera. Mechanika ta broni mecze przed zalaniem tysiącem Skywalkerów i przy tym w rozsądny sposób nagradza Cię za wyrabianie normy, bo chociaż nie jesteś nieśmiertelny, Twój wybór może mieć realny wpływ na losy bitwy. Dostęp do bohaterów jest z początku ograniczony, odblokowanych jest bowiem jedynie kilku; resztę musisz zakupić z użyciem otrzymywanych na koniec gry kredytów.
Jeśli chcesz pograć herosami kojarzonymi z cyklem Gwiezdnych Wojen nieco częściej, opcje masz dwie. Jest tryb „Bohaterowie i złoczyńcy”, w którym gra losuje w obu drużynach cel (przeciwna drużyna musi go zlikwidować, by zdobyć punkt). To jednak mój najmniej ulubiony rodzaj rozgrywki, bowiem mechanika bohaterów jest na dłuższą metę zbyt płytka, co z kolei wpływa na to, że większość meczów przypomina grę w berka. Drugą opcją jest solowy już arcade, który opiera się jednak na… trybach z multiplayera, więc jest po prostu mało interesujący. Wspominam o nim, bo jest on pierwszym zwiastunem problemów gry. Za przechodzenie poszczególnych misji jesteś nagradzany kredytami, ale po kilku kolejnych gra odbiera tę nagrodę na kilkanaście godzin. Zupełnie jak w grach na telefony pokroju Farmville – tych samych, w których zwykle znajdują się mikropłatności…
Mikrotransakcje! Cieniem chciwości są one
Sprawę trzeba postawić jasno – mikropłatności poza tytułami free2play to prawdziwe zło! Nie tylko dlatego, że to kolejny skok na kasę w branży, która i tak co rusz rzuca Ci się do portfela. Wszelkie tego typu mechanizmy wpływają bezpośrednio na strukturę gry – w jakiś sposób trzeba przecież Cię zachęcić do wydawania pieniędzy. Battlefront II jest koronnym przykładem, dlaczego te systemy potrafią totalnie popsuć zabawę. Gra DICE korzysta z modnych ostatnio skrzynek: otwierasz paczkę, a z niej wypadają Ci fanty, o których decyduje maszyna losująca. Nie lubię tego systemu, ale nie przeszkadza mi on, gdy w grę wchodzą wyłącznie kosmetyczne przedmioty. EA poszło jednak o krok dalej i w skrzynkach znajdują się też przedmioty zmieniające rozgrywkę.
Każdą klasę, pojazd i bohatera możesz uzbroić za pomocą maksymalnie trzech, specjalnych kart – ulepszają tudzież zastępują one zdolności wybranej postaci, lub dają jej pasywne bonusy. Do korzyści zaliczają się zwiększona ilość życia, obrażeń czy szybsza regeneracja zdolności, ale też na przykład zamiana typu granatu czy poszerzenie zasięgu eksplozji. Karty znajdujesz w skrzynkach, te zaś dostajesz głównie w zamian za kredyty zdobyte po każdym meczu. Ulepszenia możesz jeszcze stworzyć samemu, wykorzystując części zamienne; Twoim głównym ich źródłem są jednak… skrzynki.
Przed premierą tłumaczono, że wygórowane ceny i losowość mają dać graczom poczucie dumy i osiągnięcia, gdy do czegoś dotrą (notabene, to wyjaśnienie to już ów legendarny, najniżej oceniony post w historii Reddita). To bujda, bo nie ma mowy o żadnej satysfakcji, gdy o wszystkim decyduje ślepy traf. Trudno cieszyć się z przedmiotów kosmetycznych – jeśli je dostajesz, to znaczy, że nie otrzymałeś czegoś, co wpłynęłoby na Twoje osiągi. Możesz większość tych ulepszeń nabyć, ale żeby nazbierać odpowiedniej waluty i tak musisz kupować losy na loterię i liczyć na to, że otrzymasz duplikat. Co prawda, możesz dostawać wirtualne pieniądze czy odblokować ulepszenia także z wypełniania specjalnych wyzwań, ale jest ich ograniczona ilość – koniec końców i tak będziesz musiał opierać się na skrzynkach. Daje to poczucie bezsilności i braku kontroli nad tym, jak grasz. Zwycięstwa mają też jałowy wymiar, gdy dostajesz za nie tylko kredyty do wydania na jednorękiego bandytę.
Konsekwencji wprowadzenia mikropłatności w Battlefront II nie da się rozwiązać dostosowaniem cen czy nawet ich usunięciem. Ten system nie działa, a progresję trzeba zbudować od nowa. Korzyści płynące z posiadania odpowiednich kart są wymierne, więc bez nich jesteś po prostu słabszy i nie zawsze nadrobisz różnicę umiejętnościami; w szczególności, że o uzbrojeniu wroga dowiesz się dopiero, gdy ten Cię zastrzeli. Kiedy oglądam, że zabił mnie jakiś dobrze wyekwipowany cwaniak, nie czuję się zmotywowany – mam za to ochotę włączyć inny tytuł. Głównie dlatego, że wiem, jak się tego dorobił i jak niewiele miało to związku z jego opanowaniem gry właściwej.
To smutne, że żądza pieniądza tak zaszkodziła w gruncie rzeczy całkiem grywalnej i udanej produkcji. Fundamentalna rozgrywka w Battlefront II daje sporo radości, ale to uczucie zanika, gdy kończy się mecz. Pojawia się za to myśl, że to, co robisz, jest po prostu jałowe. Póki ta mechanika się nie zmieni, nie potrafię z czystym sumieniem polecić tej gry, kiedy na rynku jest tyle innych strzelanin. Szkoda, że Ciemna Strona zwiodła autorów na pokuszenie. Mam szczerą, choć nikłą nadzieję, że w najbliższym czasie będzie mi dane pisać o ich odkupieniu godnym Anakina Skywalkera…
Kopię gry dostarczył wydawca – Electronic Arts Polska
KONIEC?
Battlefront II to kawał solidnego, przyjemnego strzelania, kapitalnego już latania w kosmosie oraz audiowizualna uczta.
Niestety, rozczarowująca kampania oraz zarażony mikropłatnościami system progresji w trybie wieloosobowym sprawiają, że nic tu po Tobie, jeśli szukasz czegoś więcej niż gry na weekend.