W zasnutym papierosowym dymem gabinecie rozległo się ciche pukanie. Siedzący za biurkiem mężczyzna w mundurze był na tyle pogrążony w lekturze obszernego maszynopisu, że nawet nie zwrócił na nie uwagi. Po chwili ktoś ponownie zastukał w zdezelowane drzwi.
– Wejść! – zakomenderował, nie odrywając wzroku od tekstu.
Do środka wszedł żołnierz w średnim wieku. Okulary w rogowej oprawie dodawały mu lat, a starannie przystrzyżony zarost i nienagannie uczesane włosy mogły być wzorem dla jego kompanów, stacjonujących w Strefie od niemalże roku. Zamknął za sobą starannie drzwi, uważając by zamek nie szczęknął za głośno, czego jak wszyscy wiedzieli nie lubił ich dowódca, do którego właśnie został wezwany. Stanął na baczność na starym, wytartym dywaniku tuż przy krawędzi masywnego biurka, niegdyś należącego do jednego z dyrektorów fabryki Jupiter.
– Szeregowy Nieściur. – Siedzący za blatem pułkownik Ginel nadal miał wzrok wlepiony w maszynopis. – Wy to napisaliście?
– Tak jest, towarzyszu pułkowniku! – szeregowy nie miał pojęcia, że zajęcie, któremu oddawał się w wolnych chwilach, trafi na biurko przełożonego.
– Macie, kurwa, za dużo wolnego czasu? – Pułkownik zgromił go wzrokiem zza grubych szkieł w cienkich oprawkach.
– Nic z tych rzeczy, towarzyszu pułkowniku. – Szeregowy przestąpił z nogi na nogę. – Ja…
– Czy pozwoliłem spocząć? – przerwał mu pułkownik, świdrując wzrokiem. Żołnierz wypiął się jak struna.
– Nie, towarzyszu pułkowniku!
– No to spocznijcie, szeregowy. – głos pułkownika złagodniał. – Siadajcie. – wskazał na starą, zniszczoną kanapę, stojącą pod ścianą. – Napijecie się czegoś? Zapalicie?
– Towarzyszu pułkowniku… – zaskoczony tą propozycją Nieściur wytrzeszczył oczy. – Wezwaliście mnie na… łyczka i szluga? – zapytał, przełykając ślinę.
– Oczywiście, że nie! Popierdoliło was do reszty, Nieściur? O ten maszynopis chciałem zapytać. – Pułkownik rozsiadł się w ogromnym fotelu, zupełnie nie pasującym do reszty umeblowania. Strzępy starej skóry zwisały z oparć, a na samym siedzeniu ziała sporych rozmiarów dziura, niedbale przykryta starym kocem.
– Pytajcie zatem, towarzyszu pułkowniku. – Szeregowy nabrał nieco pewności siebie widząc, że rozmowa przybiera mniej formalny wymiar.
– Sami to napisaliście? – Ginel rzucił maszynopis na niewielki stolik, stojący przed kanapą. Podszedł do barku, wyjął dwie szklanki i butelkę wódki. Postawił szkło, nalał po sporej miarce i skinął głową, zachęcając szeregowego do sięgnięcia po trunek. – Śmiało, napijcie się.
– Jestem na służbie… – zaoponował nieśmiało Nieściur.
– No to już nie jesteście. – poinformował Ginel. Podszedł do biurka, chwycił za słuchawkę pamiętającego lepsze czasy telefonu i wykręcił na blacie trzycyfrowy numer. – Pietrołajowa? Dobrze. Poinformujcie Czerwińskiego, że szeregowy Nieściur właśnie skończył dyżur, i że od teraz zaczyna się jego zmiana. Tak, na mój rozkaz. – Odłożył słuchawkę i ponownie usiadł w fotelu. Chwycił swoją szklankę, drugą wręczył szeregowemu.
– Na zdrowie, towarzyszu pułkowniku! – Nieściur jednym haustem opróżnił zawartość. Skrzywił się lekko, chuchnął.
– No, patrzcie jaki gieroj. A nie wyglądacie, szeregowy, oj nie wyglądacie… – Pułkownik uśmiechnął się nieznacznie. – Ale do rzeczy. Chciałem wam pogratulować, Nieściur. To, co właśnie skończyłem czytać, sprawiło że choć na chwilę mogłem oderwać się od syfu, do którego nas wszystkich wysłano. – Ginel nalał po kolejnej miarce.
– Melduję, że nie wiem, co powiedzieć, towarzyszu pułkowniku!
– Jak nie wiecie, to się nie odzywajcie. Albo powiedzcie: Tak jest. – Pułkownik odstawił szklankę, a następnie spojrzał głęboko w oczy autorowi maszynopisu. – „Ostatniego zeżrą psy”. Dobry tytuł, Nieściur, bardzo dobry. Wygląda mi jednak na to, że przygody łowczych, Jusupowa i Rybina miały swój początek w innej książce, zgadza się?
– Tak jest, towarzyszu pułkowniku! – Nieściur błyskawicznie wdrożył w życie wytyczne dotyczące sposobu reagowania na wypowiedzi przełożonego. – Wcześniej napisałem „Wedle zasług”. To właśnie tam możecie poznać perypetie wspomnianej dwójki. Nie jest jednak koniecznym zapoznanie się z poprzednią książką, aby w pełni móc się oddać lekturze „Ostatniego zeżrą psy”. – wytłumaczył.
– Zauważyłem. – pokiwał głową Ginel. – I bardzo dobrze. Muszę wam powiedzieć, że dawno nie czytałem tak dobrej powieści. A gdy dodać do tego odniesienie do Strefy, wychodzi mieszanka wybuchowa, szeregowy. Nie dość, że dobrze oddaliście realia otaczającej nas rzeczywistości, to jeszcze wpletliście w to ciekawy wątek polityczno-militarny. No i są mutanty! Brawo, Nieściur, brawo. Akcja rozkręca się powoli, niczym uaz Waruchina. Mogło być nieco intensywniej, przyznaję, ale gdy już wydarzenia nabierają rozpędu, ciężko domówić sobie przeczytania kolejnej strony. Cieszę się, że nie robiliście sobie barier w kwestii słownictwa, bo nic mnie tak nie wkurwia, jak na siłę ugrzeczniane dialogi. Widzieliście kiedyś żołdaków, takich jak my, którzy rozmawiają niczym bohaterowie chuja wartych seriali? A tu jest, Nieściur, zajebiście konkretnie! – wyraźnie rozemocjonowany nalał kolejną porcję do szklanek.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Bez czekania na pozwolenie, do środka weszła Nadzieja – młoda sekretarka, do której wzdychał niemalże każdy kompan Nieściura. Dziewczyna postawiła obok napoczętej butelki słoik jabłkowego kompotu, kilka grubo ukrojonych pajd chleba i talerz z porcją aromatycznego smalcu, z powtykanymi weń ogórkami kiszonymi.
– Częstujcie się, szeregowy. Wam dziękuję, Nadziejo, to wszystko. – Pułkownik odesłał dziewczynę niedbałym machnięciem dłoni.
– Dziękuję, towarzyszu pułkowniku. – Nieściur chwycił za chleb i zaczął go obficie smarować smalcem. Ogórka położył bez krojenia na górze i tak pięknie skomponowaną kanapkę od razu pochłonął w połowie. Przeżuł, połknął. – Wracając do samej książki. Cieszę się, że się wam podobało. Chciałem, aby czytelnik mógł się niemalże przenieść do Strefy. Żeby poczuł co to emisja i co to oznacza stanąć oko w oko z juchociągiem.
– No i udało się wam, szeregowy. Z pełnym powodzeniem. Opisy są na tyle sugestywne, że niemalże sam czułem ból nieszczęśników, którzy mieli pecha spotkać tych bandziorów z Jantaru. Dobrze, że postawiliście na dynamiczną formułę, przeplatając ze sobą kilka wątków, łączących się ostatecznie w zgrabną całość. Zawarliście tu niemalże wszystko, co powinna mieć dobra powieść fantastyczna. Ciekawa fabuła, sporo akcji, niemała dawka czarnego humoru. Każdy, kto zna Strefę choć trochę, będzie zachwycony! Nic dodać, nic ująć. – Ginel wychylił szklankę i zakąsił ogórkiem.
– Ale chyba jest coś, co mogłem zrobić lepiej, towarzyszu pułkowniku? – Nieściurowi nie chciało się wierzyć, że przełożony nie zostawił na koniec niczego, czego nie warto by było poprawić.
– Oczywiście, szeregowy, że mogliście! – Pułkownik wrzucił do ust resztę nadgryzionego ogórka i rozlał resztę siwuchy, opróżniając tym sposobem półlitrową butelkę.
– Po pierwsze, jak mogliście zapomnieć o swoim ulubionym towarzyszu z placu boju, czyli mnie?! Za jakiś mały wątek się nie pogniewam przy następnej okazji, Nieściur. – Pułkownik puścił porozumiewawczo oko. – Po drugie, dlaczego dostałem ten tekst tak późno? Jak to możliwe, że dziewczyny z fabryki dostarczyły go na moje biurko z takim opóźnieniem?! – Ginel uśmiechał się szeroko, najwidoczniej cała sytuacja go bawiła, a może wypity alkohol zaczął robić swoje?
– Obiecuję, że następnym razem dogram te detale, towarzyszu pułkowniku! – Autor „Ostatniego zeżrą psy” wychylił swoją porcję i natychmiast zapił kompotem.
– No ja, kurwa, myślę, szeregowy! Swoją drogą, mam nawet pomysł jak nazwać całą serię książek, które napiszecie. No tak się gapicie, Nieściur? Tak, tak, napiszecie tego więcej, żeby chłopaki się nie nudziły po robocie. Więc, nazwiemy cykl Fabryczna Strefa. Rozumiecie, od naszej fabryki i Strefy. Co wy na to? – Pułkownik również opróżnił swoją szklankę.
– A nie lepiej fabryczna Zona, towarzyszu pułkowniku? – zasugerował szeregowy.
– Kurwa, dobre! Fabryczna Zona. Podoba mi się, szeregowy. Mam dla was nawet ksywkę! Będziecie znani jako Niesław. Takie połączenie waszego nazwiska z imieniem, rozumiecie?
– Tak jest, towarzyszu pułkowniku! – Nieściur uśmiechnął się szeroko.
– No, to spierdalajcie pisać, szeregowy! Żebym was nie widział, jak się opieprzacie w wolnym czasie. Macie z maszyną do pisania nawet do kibla chodzić, zrozumiano?! – Pułkownik wstał z fotela i nieco chwiejnym krokiem podszedł do biurka. Ponownie wykręcił trzycyfrowy numer. Czekał chwilę, aż po drugiej stronie ktoś się odezwie.
– Co tak długo, szeregowy Wandzel? Znowu się opierdalacie na służbie? – Ginel odwrócił się do Nieściura i mrugnął porozumiewawczo.
– Zaraz zejdzie do was szeregowy Nieściur. Na biurku zostawiłem wam dzisiaj kilka pytań, które macie wpisać do protokołu. Tak, za kilka minut. – Pułkownik odłożył słuchawkę i uśmiechnął się do Nieściura.
– No, jak mówiłem, szeregowy, jesteście wolni. Stawcie się do tego obiboka na dole i odpowiedzcie na kilka pytań. – To rzekłszy siadł za biurkiem, a następnie wyjął z jednej z szuflad obszerny plik dokumentów i zaczął je przeglądać.
– Dziękuję, towarzyszu pułkowniku! – Nieściur stuknął obcasami i zasalutował.
– Jeszcze tu jesteście, szeregowy? Wypierdalać na dół! – Ginel nie pozostawił żadnych wątpliwości co do dalszych wytycznych.
– Tak jest! – Szeregowy szybkim krokiem skierował się do wyjścia.
***
– Cześć Sławek! – Siedzący za niewielkim stołem żołnierz powitał schodzącego po schodach Nieściura. Zapuścił brodę, ale i tak było widać, że jest znacznie młodszy od kompana.
– Czołem, Jacek. Podobno masz do mnie kilka pytań? – Nieściur bez zaproszenia usiadł naprzeciwko.
– Zgadza się. Gotowy?
– Jak zawsze. Dawaj.
– Ile zajęło Ci napisanie Ostatniego zeżrą psy?
– Mniej więcej cztery miesiące, wliczając w to czas, który poświęciłem na poprawki i ogólne porządkowanie tekstu. W moim przypadku to ostatnie zajmuje go naprawdę sporo, jako że nie mam w zwyczaju pisać jednym ciągiem. Z natury jestem osobnikiem niecierpliwym, więc przy takim sposobie prowadzenia narracji zwyczajnie się nudzę. Aby tego uniknąć, piszę scenami, co jakiś czas przeskakując z wątku na wątek, gdy dany fragment mnie znudzi. Efekt jest taki, że dopóki nie napiszę ostatniego rozdziału i nie poskładam tekstu w logiczną całość jest on w totalnej rozsypce. Mówiąc wprost, książkę albo mam napisaną całą, albo nie mam napisanej w ogóle.
– Jak wyglądają przygotowania do pisania książki, szczególnie kontynuacji? Masz w głowie zarys na większą całość, którą dzielisz na mniejsze fragmenty, czy nowe pomysły pojawiają się w międzyczasie?
– Ponieważ piszę z doskoku, niejako po godzinach, albo wręcz w międzyczasie, trudno mówić o jakichkolwiek przygotowaniach. Piszę bez planu. Siadam przed komputerem, otwieram plik, a właściwie to folder z kilkoma plikami, otwieram jeden z nich, patrzę na czym skończyłem… i piszę ciąg dalszy. Pomysły pojawiają się w międzyczasie, fabuła klaruje się na bieżąco, z rozdziału na rozdział, czasami z akapitu na akapit.
– Wiem, że piszesz już kolejną, stalkerską książkę. Masz już pomysł na tytuł? Będzie to kontynuacja przygód łowczych?
– Zgadza się, piszę. A w zasadzie to kończę pisać. Roboczy tytuł tekstu brzmi: „Obrona konieczna”. Tak, jest to bezpośrednia kontynuacja przygód łowczych. Niestety, jest to również zakończenie tej opowieści i jednocześnie moje pożegnanie z czarnobylską Zoną.
– Kiedy możemy spodziewać się premiery?
– To już pytanie do wydawcy. Może na jesieni?