Na okładce Afroamerykanin z maczetą i w hełmie UN (United Nations, czyli ONZ, przyp. red.), a w środku, we wstępie, klauzula, że autorzy – Fabien Nury (scenariusz) wraz z Sylvainem Vallée (rysunki) – „nie roszczą sobie żadnych pretensji do stworzenia dzieła historycznego, a ich jedynym celem jest zapewnienie czytelnikowi rozrywki”. Biorąc do ręki komiks Katanga – tom pierwszy o podtytule „Diamenty” – wiedziałem, że będzie „grubo”.
Nury i Vallée przenoszą czytelnika na Czarny Ląd, gdzie w 1960 roku, po osiemdziesięciu latach belgijskich rządów kolonialnych, Kongo ogłasza niepodległość. Niestety, zamiast upragnionej wolności, rozpoczyna się wojna domowa, ponieważ najbogatsza z prowincji – tytułowa Katanga – dokonuje secesji, co w następstwie doprowadza do walki o dominację nad terenami górniczymi bogatymi w diamenty. Rozpoczynają się liczne masakry ludności cywilnej. ONZ postanawia rozpocząć mediacje oraz wysyła na miejsce siły pokojowe. Wraz z nimi, do Katangi przybywa grupa świetnie przeszkolonych, sowicie opłaconych najemników, którym bynajmniej nie chodzi o zaprowadzenie pokoju. W grze jest bowiem walizka pełna diamentów…
Grupą najemników dowodzi Felix Cantor – doświadczony oficer z wieloma duszami na koncie, które w snach nie dają mu spokoju. Chcąc uciec przed demonami przeszłości, Cantor przyjmuje od Ministra Spraw Zagranicznych niepodległej Katangi lukratywne zlecenie, w ramach którego ma odbić zajęte przez narodową armię Konga kopalnie. Biorąc pod uwagę skład jego oddziału, zadanie wydaje się być banalnie proste. W międzyczasie pojawiają się oczywiście komplikacje, a konkretniej zupełnie niepozorny, młody Kongijczyk…
Komiks Katanga to momentami wstrząsająca opowieść o najgorszych ludzkich ułomnościach: chciwości, bezwzględności, zdradzie, rasizmie i wreszcie zazdrości. Fabien Nury w bardzo sugestywny sposób pokazuje, jak niewiele może być warte ludzkie życie, gdy górę biorą powyższe. Sama historia prowadzona jest dwutorowo. Z jednej strony mamy polityczne rozgrywki, w których wysoko postawieni oficjele decydują o losach ludności Kongo. Z drugiej są sami najemnicy, którzy „tylko wykonują rozkazy”. Fabuła jest spójna, a co najważniejsze: wciągająca. Nie brakuje zwrotów akcji i zaskoczeń. Nie ma więc mowy o nudzie, a po mocnej końcówce można jedynie nabrać apetytu na więcej.
Kreska Vallée podpasowała mi od pierwszych plansz. Szczególnie dobrze wypadły sceny walk, gdzie nie zabrakło solidnej dawki brutalności. Świetnie prezentują się również afrykańskie krajobrazy. Jedynie mocno przerośnięte usta czarnoskórych nieco mnie drażniły. Zdaję sobie sprawę, że zaraz obok innej części ciała, w większości przypadków wargi również potrafią mieć duże, ale tu rysownika nieco poniosło.
Wydawnictwo Taurus Media, którego nakładem ukazał się komiks Katanga zadbało o najwyższą jakość publikacji. Twarda oprawa i kredowy, gruby papier sprawiają, że obcowanie z rzeczonym tomem jest czystą przyjemnością. Dzieło duetu Nury-Vallée polecam przede wszystkim miłośnikom dobrych historii, którzy od komiksu oczekują nie tylko ładnych rysunków, ale przede wszystkim solidnej narracji. Tu nie ma klasycznej walki dobra ze złem, ponieważ poniekąd wszyscy są źli, udowodniając sobie, że to właśnie ich prawda jest właściwa. Polecam!