Początek roku to dobry czas na podsumowania i swoje typy w naszym ustatkowanym Top 5. Na pierwszy ogień idzie Marcin Wronka i jego ulubione tytuły poprzedniego roku.
Ustatkowane życie nie jest usłane różami i często trzeba wybierać w co zagrać, co sobie darować, a co zostawić na… przyszły rok. Jednak z ręką na sercu muszę przyznać, że to był wyśmienity rok dla mnie i, mimo braku czasu, udało mi się ukończyć wiele tytułów. Poniższe Top 5 to moje wybrane gry i zdaję sobie sprawę, że niektórzy mogą się z nim nie zgodzić ale… właśnie po to jest ten nasz osobisty ranking. Jak zawsze do mojego zestawienia trafiają produkcje, przy których świetnie się bawiłem, czymś mnie urzekły i spędziłem z nimi najwięcej czasu. No to nie przedłużając, zaczynamy pierwsze ustatkowane Top 5 poprzedniego roku.
5. Mafia: Definitive Edition
Lubię właśnie takie zaskoczenia jak remake pierwszej Mafii, bo choć materiały i zapowiedzi twórców zwiastowały konkretne odświeżenie starej gry, to i tak byłem pozytywnie zszokowany wkładem pracy. Naprawdę warto wrócić do przygód taksówkarza-gangstera w Lost Heaven i poczuć klimat tego miasta, przeżyć jeszcze raz tą fabularną opowieść i cieszyć oko graficzną ucztą. Pełne akcji przygody Tommy’ego Angelo, jazda ulicami Lost Heaven i podziwianie uroków metropolii czy awanse na kolejne szczeble gangsterskiej „kariery” aż chce się ponownie przeżywać, brać w tym udział i stopniowo przypominać sobie chwile z oryginałem. Takich remake’ów chcę więcej, a pierwsze w kolejności jest Dead Space. No co, pomarzyć każdy może. Recenzja gry tutaj.
4. Call of Duty: Black Ops Cold War
Nie liczyłem na ubiegłoroczne Call of Duty. Nie jarałem się nim, a strzelanina nie była nawet na mojej prywatnej liście tytułów do ogrania. No ale jeśli prowadzący podsyła Cold War do recenzji to takiej marce się zwyczajnie nie odmawia. No i po odświeżonej Mafii, kolejny raz zostałem pozytywnie zaskoczony. Kampania fabularna rozłożyła mnie na łopatki, a nowe umarlaki zabrały mi z życia kilkanaście długich godzin. Serio, dawno nie byłem tak zaciekawiony wydarzeniami z kampanii w czasach Zimnej Wojny jak w przypadku nowego CoD’a. Twórcy solidnie przyłożyli się do wątku dla pojedynczego gracza i przez kilka godzin, możesz poczuć się jak agent CIA wraz z ekipą na nuklearnym tropie. To dla mnie najlepsze Call of Duty od czasów pierwszego Modern Warfare. Recenzja gry tutaj.
3. Assassin’s Creed Valhalla
Czekałem na nowe Assassin’s Creed. Jarałem się każdym newsem o Valhalli, w kajeciku miałem na czerwono zapisaną datę premiery, liczyłem na jedną z najlepszych części i… nie przeliczyłem się. Lubię klimaty wikingów i wszystko z tym związane, więc przygody Eivora trafiły idealnie w moje gusta. Wiele poprawionych aspektów po Odyssey, klimat angielskich ziem, świetne wątki szukania sprzymierzeńców na obcym gruncie, kapitalna grafika i muzyczny majstersztyk, sprawiły że cieszę się tym tytułem kiedy tylko mogę. Wikińska opowieść jest ogromna, długa, wciągająca, a takie wydarzenia jak obecnie trwający Festiwal Yule (darmowa aktualizacja, jeszcze lepszy klimat, dekoracje i zawody w osadzie, świetne nagrody), sprawiają, że chcesz wrócić i ponownie cieszyć się tą niesamowitą atmosferą z nordyckimi wstawkami. Brawo Ubisoft!
2. Cyberpunk 2077
Choć kilka lat czekania na najnowszą propozycję CD Projekt RED, zostało wyparte z umysłu przez afery dotyczące grudniowej premiery, to i tak bardzo chciałem zagrać i osobiście przekonać się o stanie Cyberpunka 2077. Wszystkie te doniesienia o koszmarnym stanie gry na poprzednią generację konsol to prawda i pierwsze kilka godzin w Night City spędziłem na Xboksie One. Okropna optymalizacja, spadki płynności rozgrywki, często uniemożliwiające strzelanie, błędy i problemy z doczytywaniem środowiska i detekcją kolizji, sprawiły że nie dałem rady psuć sobie przyjemności z tej produkcji i przesiadłem się na Xboksa Series S. No i tutaj polski tytuł wygląda i działa tak jak powinien. Po 35 godzinach wciąż wracam do Night City, bo właśnie tam znalazłem bardzo udaną przygodę, z wciągającą fabułą, świetnymi misjami pobocznymi, kapitalną muzyką i postaciami jakie zapamiętam na długo. Nie mogę sobie darować, że twórcy postanowili wydać grę w takim stanie (PS4, XO) i przez to cała fala narzekań, utrata zaufania i okropne komentarze rzuciły cień na świetną cyberpunkową opowieść. A przecież można było to zrobić inaczej i zbierać same świetne oceny… Recenzja gry tutaj.
1. The Last of Us: Part II
Po 33 godzinach spędzonych z The Last of Us: Part II i obejrzeniu napisów końcowych, jeszcze przez dłuższą chwilę jak postrzelony siedziałem na kanapie z otwartą gębą i próbowałem przypomnieć sobie najlepsze urywki z gry. Takich chwil nie ma wiele więc warto było przeżyć przygody Ellie osobiście i nie czytać negatywnych komentarzy idiotów, którzy nawet nie grali w najnowszą produkcję Naughty Dog. Fabularnie byłem mocno zaskoczony, bo akurat w temacie tego tytułu, starałem się unikać jak ognia wszelkich spojlerów. W swojej recenzji użyłem stwierdzenia „wirtualny diament” i nawet teraz, wiele miesięcy po premierze, trzymam się tego określenia. Wciągająca fabuła, dwa wątki, ciekawe postaci, graficzny majstersztyk, płynność rozgrywki i brak ekranów wczytywania podczas zabawy (bez dysku SSD), sprawiły że długo nie zapomnę spotkania ze starymi znajomymi. Twórcy z CD Projekt RED powinni uczyć się od Naughy Dog ogólnej solidności i dopinania wszystkiego na ostatni guzik na czas premiery. Piękne, podsumowujące możliwości japońskiej konsoli i z przytupem zakończenie życia PlayStation 4. Recenzja gry tutaj.
Na koniec fragment mojej recenzji The Last of Us: Part II:
To prawdziwy fabularny dramat, pełny brutalnych scen, nieludzkich zachowań, konsekwencji czynów i dotyczący już nie tylko Joela i Ellie ale całych grup ludzi, chcących po prostu przeżyć kolejny dzień. To wreszcie wciągająca, długa wirtualna przygoda, całościowo zamknięta na ostatni guzik i sequel godny tej wspaniałej serii, podany w mistrzowskim technicznym wydaniu.