Plusy dodatnie: Dead Cells – The Bad Seed

Plusy dodatnie: Dead Cells - The Bad Seed

Dead Cells był jednym z największych hitów 2018 roku i chyba też w ogóle w świecie gier niezależnych. Ja, chociaż moje wrażenia ze wczesnego dostępu były bardziej niż pozytywne, ostatecznie nie dałem się jej aż tak porwać. Powodem był, co mnie samego zaskoczyło, poziom trudności.

Gra Motion Twin jest bardzo trudna i narzuca odbiorcy czasem szaleńcze oczekiwania. Żeby do niektórych opcjonalnych miejsc wejść, musisz gonić przez etapy w absurdalnym tempie i jeszcze najlepiej, jakbyś ani razu nie oberwał. To jest w porządku, ale w pewnym momencie dotarłem do ściany. Po każdym pokonaniu finałowego bossa, gra daje Ci tzw. komórki bossa – podnosisz nimi poziom trudności gry. Daje Ci to dostęp do nowych fantów, podnosi wyzwanie wszystkich przeciwników, ogranicza leczenie… Jest to również konieczne, żeby zobaczyć prawdziwe zakończenia gry – domyślnie, Dead Cells kończy się mało zrozumiale.

Wychodzą przy tym wady mechanik, które powstrzymały mnie przed absolutnym pokochaniem gry. System walki jest ostatecznie bardzo prosty, ale na wyższych poziomach popada on w całkowitą zachowawczość – wygrywa nie technika, tylko suche liczby i łatwość obsługi. Najlepszą bronią stają się czar zamrożenia i rozstawiana wieżyczka. Gra też, aż do listopada ubiegłego roku, w zasadzie karała Cię za odblokowanie sprzętu. Pula przedmiotów szybko robiła się tak duża, że tonąłeś w szrocie, który nie ma szans Ci pomóc w ukończeniu gry – a jednocześnie Dead Cells brakowało narzędzi, jak w The Binding of Isaac czy Crypt of the NecroDancer, które mogłyby pomóc w dobraniu ekwipunku. Koniec końców, żeby to przejść, trzeba nie tyle być dobrym graczem, co po prostu wybitnym, potencjalnie – masochistą.

Marudzę trochę we wstępie dlatego, że wydany niedawno dodatek The Bad Seed zdaje się odpowiadać dokładnie na moje problemy; mimo, że jest ostatecznie relatywnie skromnym DLC.

The Bad Seed wprowadza kilka lepszych krain

Poprzedni, darmowy dodatek Rise of the Giant był przeznaczony raczej dla weteranów. Dodatkowy boss wymagał jednorazowego przejścia gry do odblokowania, a trasa do niego ukryta jest w wybitnie męczącej lokacji. Generalnie nie chcesz się tam zapuszczać podczas typowego przejścia, bo czeka tam głównie głupia śmierć. Dla kontrastu, żeby zajrzeć do zawartości The Bad Seed potrzebujesz jedynie dwóch umiejętności “podróżnych”, które odblokowujesz dość wcześnie w zabawie. Poziomy z dodatku przeznaczone są zresztą do ogrania tuż po wyjściu z pierwszego etapu.

Nowe lokacje w The Bad Seed wyglądają wyśmienicie

Nowe biomy – pokryte grzybami arboretum i siedlisko tajemniczego, kanibalistycznego kultu – mają mniej konwencjonalną strukturę. Po wejściu na ten pierwszy, od razu trafiasz na rozwidlenie: po lewej i prawej na zwiedzenie czekają dwa ogromne budynki, czym gra zachęca do eksploracji. Sekcje drugiego etapu przedzielają walki z minibossami, Ty zaś najpierw wspinasz się po wielopiętrowej konstrukcji, by później schodzić na jej dół nim przejdziesz do następnej części lokacji. The Bad Seed nie odchodzi całkiem od labiryntowych projektów „podstawki” – wciąż będziesz napotykać ślepe zaułki i mylące korytarze. Lokacje wybaczają jednak więcej i nagradzają mocniej eksplorację; pójście w złą stronę w Dead Cells to często powód do frustracji, ale w tych zakamarkach czai się więcej fantów i ciekawostek.

Na plus trzeba zaliczyć nowych przeciwników. Nowa sekcja gry niekoniecznie jest łatwiejsza od równoległych ścieżek – wrogowie biją dość konkretnie – natomiast walki z wrogami angażują w ciekawszy sposób. W Dead Cells roi się od upierdliwców, nierzadko mało ciekawych do ubicia: ścigających Cię robaków, posągów o ogromnym ataku obszarowym, magów rzucających czary przez ściany i tak dalej. W tym dodatku jest pod tym względem znacznie lepiej. Warto przy okazji dodać, że obie lokacje są strasznie ładne i wprowadzają nowe kolory do i tak szalenie bogatej palety gry; a zwiedzaniu ich towarzyszy wyśmienita muzyka.

Coś do cięcia i ktoś do stuknięcia

Kultyści z trującymi strzałkami przed Tobą uciekają, ale dzięki konstrukcji etapu nigdy nie robią tego zbyt długo i zachęcają do sprawnego skakania po platformach. Grzyboludy z kolei ciekawie funkcjonują z mniejszymi przeciwnikami. Większe potwory rzucają w Ciebie maluchami, więc trzeba monitorować ich wzajemne pozycje; maluchy „bunkrują się”, by zaatakować, gdy staniesz do nich tyłem. Również boss jest znacznie ciekawszy od swoich dwóch odpowiedników, bo choć trudny, to opiera się na intuicyjnym unikaniu ataków. Można go pobić z raczej dowolnym zestawem oręża, a samo starcie nie jest sztucznie przedłużane, co jest bolączką Conjonctivius, drugiego z dostępnych bossów „startowych”. O tyle to krzepiące, że były to bolączki właśnie Rise of the Giant: Motion Twin zapełniło w nim nową lokację szalenie męczącymi przeciwnikami, a zwieńczyło najnudniejszym bossem w całej grze.

Tak, on trzyma mandolinę

The Bad Seed dodaje też kilka nowych broni i jest to najlepsza część całego DLC. W Dead Cells nie brakuje oręża, ale wiele z odblokowanych broni pozostaje sytuacyjnymi. Można się nimi fajnie pobawić, ale na wyższych poziomach tracą użyteczność; tempo robi się już tak szaleńcze, że trzeba skorzystać ze sprawdzonych środków. Nowe zabawki są z kolei fajne w użyciu i o wiele bardziej użyteczne: wachlarz, który oprócz szybkich ataków oferuje też odbijanie pocisków, co do tej pory można było robić tylko tarczą; zadająca „kryty” od tyłu strzałka, umożliwiająca taktyczną walkę z dystansu; mandolina zadająca tym większe obrażenia, im lepiej do rytmu naciskasz przycisk; wreszcie wielkie kosy, którymi musisz atakować na przemian – jedna podbija, druga odpycha wrogów. Te bronie, dla odmiany, dają radę na wyższych poziomach trudności i mocno wyrównują szanse, jednocześnie bez całkowitego psucia balansu.

The Bad Seed nie jest Potężnym Dodatkiem – to ani The Old Hunters do Bloodborne, ani Tron Bhaala do drugiego „Baldura” – ale dodaje ważną zawartość za uczciwą cenę 20 złotych. Dla weteranów Dead Cells to pozycja bardzo wskazana, ale ci bardziej niedzielni też powinni ją rozważyć. DLC jest świetnym pretekstem, żeby świetną produkcję Motion Twin sobie odświeżyć i odkryć też szereg usprawnień i korekt, które wprowadzili po premierze. U mnie wyszło tak, że przy grze Francuzów znów spędziłem znacznie więcej czasu, niż wymagał ode mnie sam dodatek.

Dodatek do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości sklepu GOG.com



Dodatek do Dead Cells daje powody do radości: nowe świetne bronie i lokacje, solidny boss… No i zapowiada, że Motion Twin zamierza mądrzej podchodzić do balansowania i projektowania nowej zawartości.

The Bad Seed nie tchnie całkiem nowego ducha w grę – to dodatek dla fanów żądnych nowych wrażeń, nawet niedużych.

Dawniej student projektowania gier na Uniwersytecie Śląskim w Sosnowcu, przez chwilę nawet doktorant. Kurator gier wideo katowickiego festiwalu Ars Independent. Wierny fan twórczości Hideo Kojimy, Yoko Taro i Shigesato Itoiego. Podobno napisał kiedyś tekst, który miał mniej niż 13 000 słów, ale plotka ta pozostaje niepotwierdzona. Ustatkowany Gracz. Z twarzy.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*