Recenzja gry Kholat

Recenzja Kholat

Chcesz poznać historię mrożącą krew w rozgrzanych ciśnieniem żyłach? Zapraszamy w podróż pełną niebezpieczeństw i czającego się wokół zagrożenia. Bez choćby kawałka mapy, oczywiście.

1. dzień wyprawy, 08:11, Vizhay

– Viktor, zbieramy się! Musimy dotrzeć do pierwszego obozowiska przed zmrokiem.
– Już kończę, Jurij, muszę tylko zabezpieczyć plecak. Lena, możesz mi z tym pomóc?
– Jasne. Gdzie jest Borys?
– Widziałem jak rozmawia z miejscowymi. Chyba się kłócą…
– Co? Kurwa, wpadniemy przez niego w kłopoty! Borys, co ty wyprawiasz?!
– Jurij, nie podoba mi się to.
– Co ci się nie podoba?
– Ta kobieta prosi, abyśmy nie szli w góry. Mówi, że tam jest niebezpiecznie.
– Oczywiście, że jest niebezpiecznie. Przecież to jeden z najtrudniejszych szlaków Uralu.
– Nie o to chodzi. Ona mówi, że tam czai się zło.
– Zło? Jakie znowu zło? Tam jest tylko śnieg. Bierz sanie i ruszamy!
– No… nie wiem. Dobrze znasz trasę?
– Byłem tam już kilka razy, spokojnie.
– W porządku, ruszajmy.

1. dzień wyprawy, południe, szlak

– Chcesz odpocząć, Lena?
– Nie, dam radę.
– Jurij, daleko jeszcze do obozowiska?
– Jakieś cztery godziny. Dotrzemy zanim się ściemni.

– Borys, co mówiła ta baba ze wsi?
– Prosiła, abyśmy zrezygnowali z wyprawy. Mówiła, że czeka nas tam śmierć. Przeraziła mnie nie na żarty.
– A co na to Jurij?
– Mówił, żeby jej nie słuchać. Miejscowi są ponoć bardzo zabobonni.
– Od początku mi się to nie podobało. Widziałam jak na nas patrzyli, gdy się pojawiliśmy.
– Cholera, również to zauważyłem!

1. dzień wyprawy, 16:23, obozowisko

– Jesteśmy na miejscu, tu przenocujemy.
– OK. Idę nazbierać gałęzi na ognisko. Viktor, zajmiesz się namiotem?
– Pewnie, daj mi plecak.
– Borys! Poczekaj, pójdę z tobą.
– To dawaj, dziewczyno. Musimy się uwijać, bo dupsko mi zaraz odpadnie z zimna.

Kholat

1. dzień wyprawy, 19:46, obozowisko

– Jurij, jak myślisz, co ta kobieta miała na myśli mówiąc, że tutaj czai się zło?
– Nie mam pojęcia. Ale to zwykłe brednie, żeby nas nastraszyć.
– Tak myślisz? Wyglądała na naprawdę wystraszoną. Wciąż powtarzała słowo „menk”.
– Jesteś pewien? „Menk”?
– Tak, jestem pewien, Lena. A dlaczego cię to dziwi?
– Bo „menk” w tutejszym języku oznacza Yeti…

2. dzień wyprawy, 06:22, obozowisko

– Wstawajcie, nie ma czasu do stracenia. Pogoda się psuje, więc będziemy szli wolniej.
– Jurij, może jednak zawrócimy?
– Lena, jeśli chcesz, wracaj. Ja idę dalej. Borys, Viktor?
– Idę.
– Ja też. Lena, nie pękaj, poradzimy sobie. Pomyśl, co powiedzą na uczelni, gdy wrócimy ze zdjęciami z Cholat Sjakl!
– Kto w ogóle wymyślił tę nazwę?
– Nie wiem kto, ale oznacza to „Martwa Góra”, więc tym bardziej nie uśmiecha mi się wybierać na jej szczyt.
– Nie marudź, dziewczyno. Wieczorem dotrzemy do kolejnej wioski, tam dowiemy się więcej.

2. dzień wyprawy, 14:39, szlak

– Słyszałeś to, Borys?
– Co? Słyszę jedynie sam wiatr.
– Nie, jakby… wycie.
– Oj, Lena! Wyobraźnia płata ci figle.

2. dzień wyprawy, 17:03, Ushma

– Wreszcie jakieś domy! Ej! Nie zamykajcie drzwi! Chcemy tylko przenocować! Zapłacimy, jeśli trzeba!
– O co im chodzi? Dlaczego nie chcą nam dać schronienia?
– Nie wiem, ale chyba zacznę rozbijać namiot.

3. dzień wyprawy, 05:51, Ushma

– Hej! Co się tam dzieje? Borys?
– Kurwa, ten chłop się na mnie rzucił!
– Tak bez przyczyny? W co się znowu wplątałeś?
– W nic, przysięgam! Pytał tylko, dokąd idziemy. Jak mu powiedziałem, zaczął mnie szarpać i coś wrzeszczeć. Że mamy zawrócić! I że nie przejdziemy przez Przełęcz Diatłowa.
– Jaką przełęcz?
– Diatłowa. To od nazwiska jednego z dziewięciorga studentów, którzy zginęli tu w 1959 roku. Do dzisiaj nie wiadomo, co się im przydarzyło.
– A ty skąd to wiesz, Lena?
– Czytałam gdzieś. Podobno szli w to samo miejsce co my, ale nigdy tam nie dotarli.

3. dzień wyprawy, 10:18, szlak

– Lena, powiedz coś więcej o tej przełęczy.
– A co mam ci powiedzieć? Poszło dziewięciu studentów i nie wróciło.
– No tak, ale chyba ktoś ich potem szukał?
– Pewnie, że szukał. Był nawet ponoć taki jeden, co sam polazł w góry. Nikt go nie znał. Podobno potem znaleziono jakieś zapiski.
– I co w nich było?
– Z tego co wiem, cała relacja z wyprawy. Ale każdy kto czytał jego pamiętnik podobno lądował w psychiatryku. Gdy wybrał się w góry, znalazł namiot, w którym ukrywali się studenci z tamtej felernej ekspedycji. W środku były jedynie mapa z wypisanymi współrzędnymi i kompas. Człowiek nie wiedział gdzie ma iść i czego właściwie szuka. Zależało mu na odkryciu prawdy, a tę skrywały strzępy notatek pozostawionych przez zaginionych. Błądził po okolicy, trafiając na mroczne jaskinie, ślepe zaułki, tajemnicze znaki wypisane na skałach, a nawet spotykał złowrogie duchy, chcące go zabić.
– Duchy? Bajki opowiadasz.
– Mówię tylko, co słyszałam. Ponoć ze zjawami dawał sobie łatwo radę, bo wystarczyło, że odbiegł kawałek i dawały mu spokój.
– No dobra, ale pewnie musiał walczyć z wilkami, albo innym wygłodniałym zwierzem?
– Nie. Nie miał żadnej broni, ani nawet podstawowych narzędzi do przetrwania, więc nie wiem jak dał sobie radę w tych warunkach. Swoją drogą, takie łażenie po teoretycznie sporej okolicy, mogło być nieco nudne, szczególnie jeśli zdarzało mu się zgubić. A na pewno się zdarzało. Nie rozwiązywał żadnych zagadek oprócz tej związanej z przełęczą.
– Teoretycznie sporej okolicy? Przecież te góry są ogromne!
– Co z tego skoro w wielu miejscach nie da się przejść. Śnieg jest tak głęboki, że nawet na kilka centymetrów nie podskoczysz.
– Dobra moi mili, podkręcamy tempo, bo noc nas zastanie…

3. dzień wyprawy, 16:42, obozowisko

– Ale zimno, pies by to jebał.
– Nie jest tak źle. Jeszcze… W nocy będzie ciężko, dlatego nie ma co tracić temperatury. Wskakujmy do namiotu i chodźmy już spać.

3. dzień wyprawy, 21:11, obozowisko

– Słyszeliście to?
– Tak.
– Ja też. Co to było?
– Nie wiem, jakby wycie wilków.
– To nie wilki!
– Dobra, porozmawiajmy o czymkolwiek, aby zająć myśli. Lena, opowiedz coś więcej o tym wędrowcu.
– Mówi się, że w trakcie poszukiwań notatek zaginionej ekspedycji wciąż walczył z własnym umysłem, który podsuwał mu dziwne obrazy i płatał figle. Musiał być przerażony. Sam, pośrodku śnieżnego pustkowia, jedynie z latarką, mapą i kompasem. Wciąż słyszał skrzypiące drzewa, wycie wilków i inne, przyprawiające o ciarki odgłosy. Nie wiem, czy bym to wytrzymała.
– Nie gadaj! Gdybyś była do tego zmuszona, z pewnością dałabyś radę.
– Pewnie tak. Podobno widoki, mimo wiecznie trwającej nocy, zapierały mu momentami dech w piersi. Wyobraźcie sobie szalejącą zamieć śnieżną skąpaną w blasku księżyca. Musiało być pięknie. W orientacji pomagały mu charakterystyczne punkty odniesienia. Inaczej szybko by się zgubił i błądził bez celu. Jak mówił jego pamiętnik, wszystko co niezbędne do rozwikłania tajemnicy tragedii z 1959 roku, ukryte było w miejscach wskazanych przez współrzędne podane na mapie. Co ciekawe jednak, samotny wędrowiec postanowił dokładniej zbadać okolicę, ponieważ w jej zakamarkach ukryte były dodatkowe informacje. Słuchacie mnie w ogóle? No tak, wszyscy śpią…

4. dzień wyprawy, 05:57, obozowisko

– Ej! Tu są ślady!
– Co? Czyje?
– Nie wiem, ale są wielkie!
– Pokaż. Mój Boże, coś łaziło obok naszego obozu!
– Zawracajmy, proszę was!
– Jestem zdecydowanie za.
– Ja też.
– Jak chcecie, to wracajcie. Ja idę dalej! Nie możemy się poddać!
– Człowieku, nie rozumiesz, że coś na nas tu czyha?
– Co wy pierdolicie? Pewnie nawiedzeni mieszkańcy wioski chcą nas wystraszyć.
– Ja się zwijam. Lena, Viktor, rozumiem, że wracacie ze mną?
– Tak.
– Jak sobie chcecie. Będziecie potem żałowali, gdy pokażę wam zdjęcia ze szczytu.
– O ile w ogóle tam dotrzesz.

Recenzja Kholat

4. dzień wyprawy, 09:14, szlak

– Gdzie my jesteśmy?
– Wracamy.
– Tak? To czemu drugi raz idziemy tą ścieżką? Zgubiliśmy się!
– Spokojnie, dziewczyno, tylko nie panikujmy. Zastanówmy się co dalej.
– Jak to co? To był twój pomysł, żeby wracać. Mogliśmy iść z Jurijem, on zna drogę.
– Pierdol się!

4. dzień wyprawy, 20:37, szlak

– Już wiem co musiał czuć ten wędrowiec. Srał po gaciach, łażąc nocą po górach w zamieci.
– Myślisz, że rzeczywiście było tak strasznie, jak mówią?
– Podejrzewam. A ty byś chciał znaleźć się w takiej sytuacji?
– W sumie to się znalazłem, ale mam jeszcze was.
– Lena, a jak to się w ogóle skończyło? Ta wyprawa?
– Podobno po nieco ponad pięciu godzinach samotnikowi udało się zebrać wszystkie notatki zaginionej ekspedycji.
– Tak szybko?
– Tak. Zależało mu tylko na tym. Nie robił nic poza szukaniem zapisków. Nie miał żadnego interlokutora oprócz tajemniczego głosu, który słyszał w głowie. Największą satysfakcję dawało mu ich odnajdywanie i zlepianie z małych fragmentów informacji spójnej całości.
– Musimy rozbić obóz, zamarzam.

5. dzień wyprawy, 12:09, obozowisko

– Tu są! A właściwie byli…
– Jezu, co tu się stało?
– Wszędzie pełno krwi. Ile ciał znaleźliście?
– Trzy, panie komisarzu.
– A co z czwartym?
– Nie ma żadnych informacji, nadal szukamy.
– Może się do czegoś przydam?
– A coś pan za jeden?

– Mam na imię Jurij. Jestem miejscowym przewodnikiem. Ze mną się panowie nie zgubią…


W tym miejscu przeczytasz recenzję gry dedykowaną konsoli PlayStation 4. Kliknij!

Adam to ustatkowany gracz z krwi i kości. Mąż, ojciec, a także wieloletni miłośnik elektronicznej rozrywki w formie wszelakiej. Gry wideo traktuje jako coś znacznie powyżej zwykłego hobby, wynosząc je ponad inne pasje – muzykę i książkę – dostrzegając jednocześnie, jak wiele mają one wspólnego z innymi sferami jego zainteresowań.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*