Recenzja gry Minecraft: Story Mode

Minecraft story mode

Waldemar Łysiak, polski prozaik urodzony w 1944 roku, powiedział kiedyś „jedzmy gówna, przecież miliony much nie mogą się mylić”. Chociaż nigdy nie byłem szczególnym fanem wspomnianego publicysty, rację muszę mu przyznać. Pomimo faktu, że mam za sobą kilkanaście godzin biegania z kilofem, nadal nie mogę pojąć fenomenu Minecrafta. Dokładnie rok temu miałem okazję testować wersję dedykowaną konsoli PlayStation 4.

Wówczas naprawdę przyjemnie mijał mi czas, przede wszystkim podczas zabawy wieloosobowej. Samemu nie potrafiłem jednak spędzić w rozpikselowanym świecie więcej niż trzydziestu minut z jednej prostej przyczyny – od gier oczekuję tak prozaicznej rzeczy jak… celu. Dlatego ucieszyłem się na wieść, że szykowany jest Minecraft: Story Mode. Już bowiem z samego tytułu można wywnioskować, że mamy do czynienia z produkcją fabularną. Gdyby dołożyć do niej tak cenionego developera jak Telltale Games, odpowiedzialne za genialne The Walking Dead, The Wolf Among Us oraz Tales from the Borderlands, z tego równania w teorii powinna wyjść bardzo dobra gra. Zadam więc głośno jedno pytanie – czy kalifornijski producent ponownie dostarczył dopracowany, grywalny produkt?

Minecraft: Story Mode łączy w sobie oryginał stworzony przez Mojang z patentami znanymi z poprzednich gier Telltale. Wskakujesz w pokaźnych rozmiarów (tylko pozornie, niestety…) uniwersum i zamiast biegać w poszukiwaniu składników, z których da się zbudować wszystko co tylko zapragniesz, podążasz z góry narzuconą przez twórców ścieżką. Fabuła skupia się na walce dobra ze złem. Oto światu zagraża przywołany w tajemniczym rytuale potwór, pochłaniający wszystko, co stanie na jego drodze. Co oczywiste, tylko Ty (wcielasz się w Jesse’ego) wraz z grupą Twoich zacnych przyjaciół i pociesznym prosiakiem jesteście go w stanie powstrzymać.

Problemy, z jakimi boryka się Minecraft to…

Największym problemem Story Mode jest, jakby to ujął Mieczysław Czechowicz, mała zawartość cukru w cukrze. Minecraft kojarzy się przede wszystkim z tworzeniem. Tutaj element ten został potraktowany, delikatnie rzecz ujmując, po macoszemu. Co z tego, że pośród rozlicznych zadań do wykonania trafiają się wielkie budowle, skoro proces ich powstawania zamyka się w głupim jak lewy but wciskaniu buttona na joypadzie i patrzeniu jak konstrukcja sama rośnie… A gdzie bieganie w poszukiwaniu odpowiednich komponentów? Co więcej, produkcja Telltale to swoisty samograj, w którym więcej jest dialogów, niż właściwej gry. Choć oryginalne uniwersum jest potężne, Jesse i spółka nie ma szans go zwiedzić, poruszając się skromnych rozmiarów lokacjach. Wiele scen opiera się na QTE, polegających na wciśnięciu odpowiedniego przycisku we właściwym momencie.

Na podobieństwo poprzednich tytułów Kalifornijczyków, ponownie musisz dokonywać rozmaitych wyborów, które zapamiętują Twoi towarzysze. Mają one wpływ na dalszy przebieg epizodów. Tak, tak, całość podzielono na – a jakżeby inaczej! – pięć odcinków, przy czym na chwilę obecną dostępne są jedynie dwa. Ich przejście zajęło mi nieco ponad pięć godzin, co pozostawia lekki niedosyt. Twórcy mieli doskonałą okazję na wydłużenie zabawy chociażby przez crafting, czy też odpowiednie powiększenie udostępnionych graczom lokacji.

O oprawie graficznej ciężko jest cokolwiek napisać, ponieważ screeny i materiały wideo doskonale obrazują poziom wykonania gry. Oczywiście zachowano pikselową stylistykę, jednak nieco podrasowaną względem oryginału. Z kolei udźwiękowienie wypada pierwszorzędnie. Świetny voice-acting i zabawne dialogi nie mogą się nie podobać, zaś muzyka idealnie wpasowuje się w specyficzny klimat. Minecraft: Story Mode to quasi-przygodówka, którą docenią przede wszystkim miłośnicy pierwowzoru, ale także fani gier Telltale. Choć wydaje się produkcją mało ambitną, oferuje sporą dawkę dobrej zabawy.


Zainteresowanych ująć powinien interesujący rys fabularny oraz oddani w ich ręce bohaterowie, jak i nieprzeciętny humor.

Pamiętaj jednak, że aż nazbyt prosta to gra, ocierająca się przy okazji o samograj…

Adam to ustatkowany gracz z krwi i kości. Mąż, ojciec, a także wieloletni miłośnik elektronicznej rozrywki w formie wszelakiej. Gry wideo traktuje jako coś znacznie powyżej zwykłego hobby, wynosząc je ponad inne pasje – muzykę i książkę – dostrzegając jednocześnie, jak wiele mają one wspólnego z innymi sferami jego zainteresowań.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*