Nioh 2 to nie rewolucja, a ewolucja – w coś genialnego

Nioh 2 to nie rewolucja, a ewolucja – w arcydzieło

Jedną z magicznych rzeczy, które oddzielają gry From Software od ich naśladowców, jest oręż. Japończycy mają wybitny talent do tworzenia broni, które się po prostu pamięta i które wynoszą rozgrywkę na wyższy poziom. Kto grał w Dooma i strzelał z tamtejszych shotgunów wie, że jedna dobra broń potrafi zrobić piorunujące wrażenie – tymczasem u From jest ich kilka tuzinów. Gry takie jak Code Vein mogą mieć unikatowe, ambitne systemy i mechaniki lub, jak The Surge 2, poczynić znaczący progres względem poprzedników. Ale nie mają broni takich jak wielki miecz Farrona czy Ostrze pogrzebowe; ani tamtejsze klingi nie brzęczą tak smacznie, jak te w Sekiro.

W Nioh 2 wprowadzono dwie nowe bronie, które robią właśnie to: wynoszą rozgrywkę na wyższy poziom. Jedną jest transformująca się glewia – można ją zmienić w małe, okrągłe ostrze, wielki odpowiednik naginaty i wreszcie w kosę. Płynne przełączanie się pomiędzy jej trybami jest kluczem do kontrolowania pola bitwy. Z ogromną przyjemnością ogląda się, jak Twoja postać sunie od wroga do wroga, za plecy i na bok, niczym tancerz, albo nawet rój os. Drugą jest para siekierek, którymi można rzucać. Nagle wróg nie jest bezpieczny, bo możesz kąsać i gonić go ze średniego dystansu. Jeśli trzyma gardę, to i na to jest metoda: w jednym z ruchów kręcisz siekierką na zmyłkę i z impetem rzucasz ją w stopę przeciwnika. Animacje towarzyszące toporkom to drugi biegun glewii: tutaj zamiast tanecznej gracji jest brutalny ciężar.

To, jak interesująco glewia i toporki wpisują się w dynamikę rozgrywki pokazują, jak pewnie Team Ninja czuje się w wypracowanej formule. Tu nie było miejsca na eksperymenty, tylko szlifowanie diamentu.

Historia przemocy

Nioh to bardziej dynamiczne Dark Souls, ale w nieco inny sposób niż Bloodborne czy Sekiro. Każdą z dostępnych broni możesz dzierżyć z różną postawą, które różnią się szybkością, siłą i typem ataków; do każdej postawy możesz też dopisać osobne umiejętności i efekty specjalne, możesz je też płynnie zmieniać podczas walki. Inaczej działa system wytrzymałości, tutaj zwanej Ki: naciskając w odpowiednim momencie R1, możesz odzyskać zużytą energię i kontynuować atak, wykonując tzw. puls Ki. Głębia czai się w tym, że ta mechanika daje Ci więcej możliwości, ale przez to też wymaga od Ciebie więcej. Najbardziej unaoczniają to starcia z yokai: demony zostawiają pola blokujące Twoją regenerację, które rozproszyć możesz tylko pulsem ki.

Walka jest tak pyszna!

Nioh 2 dodaje do tego jeszcze kolejne mechaniki, w tym nowy pasek do przypilnowania: anima, której używasz do korzystania z demonicznych mocy. Widzisz, z każdego z pokonanych yokai może wypaść aspekt ich duszy, czyli moc specjalna. Możesz ich mieć maksymalnie trzy i w trakcie walki możesz wspomóc się, wzywając np. pokonanego wroga, chwilowo się w niego zmienić czy wykonać potężny atak. Najważniejsza jest jednak demoniczna kontra, działająca nieco jak we wspomnianym Sekiro: gdy wrogowie świecą się na czerwono, Ty musisz w odpowiednim momencie zareagować, by przerwać ich atak.

Może wydawać się, że tych mechanik jest aż za dużo, a to tylko czubek góry lodowej. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze magia, broń dystansowa, pułapki, rozbudowane drzewko umiejętności, losowo generowany ekwipunek, „pasywki”, różne typy towarzyszących Ci dobrych duchów… W praktyce jednak nie jest to wszystko tak trudno ogarnąć. Nioh 2 kopie Ci tyłek przez kilka pierwszych poziomów na tyle intensywnie, że szybko zrozumiesz niuanse sterowania i rytm walki. A potem… gra nie przestanie lać Cię po dupie, aż będzie usatysfakcjonowana jej sinością (nigdy nie będzie). Ale będziesz na to lanie gotowy, aż w końcu nauczysz się oddawać z taką samą siłą – tym razem na równiejszych zasadach.

Nioh 2 odrobiło niemal każdą możliwą lekcję

W „jedynce” drażnił po czasie level design. W przeciwieństwie do na poły otwartych światów From Software, Nioh rozgrywa się na zamkniętych, relatywnie liniowych mapach – te z głównych misji są później używane ponownie w sidequestach. Co ciekawe, to nie ów recykling był największym problemem, chociaż fakt, że grze rzadko udawało się pociąć poziomy w coś ciekawego. Przeważająca większość etapów składała się z dość ciasnych korytarzy, a za winklami czaiło się trochę zbyt wielu gagatków i to często tych samych. Ponadto, gra lubowała rzucać Ci pod nogi prawdziwy bullshit: kładki nad wodą, do której można było wpaść w każdej chwili, albo zapadnie, przez które trzeba było wracać się kolejne pół godziny. Nioh 2 rozgrywa się już na większych mapach, na których jest więcej miejsca i więcej dróg do celu; ciekawiej też gra szatkuje je w misjach pobocznych. Zamiast zapadni i innego szajsu jest tzw. Mroczny Świat: sekcje opanowane przez yokai. Tam regeneracja Ki jest wolniejsza, wrogów więcej a widoczność gorsza; żeby permanentnie rozproszyć inny wymiar, trzeba zabić konkretnego przeciwnika. Większość tych segmentów jest nieobowiązkowych, ale ich pokonanie odblokowuje najczęściej szybszą drogę, a z rezydujących tam potworów wypada więcej lepszych łupów. Dzięki tym zmianom, eksplorowanie poziomów jest wreszcie ciekawe.

Bazarek prowadzony przez kodamy to tylko jedno z wielu usprawnień wprowadzonych w Nioh 2

A to nie koniec odrobionych przez Team Ninja lekcji. Można było narzekać na brakujące eliksiry czy amunicję? Nioh 2 otwiera w kapliczkach bazarek, na którym możesz dokupić potrzebne przedmioty użytkowe. Drzewko umiejętności było katorgą? „Dwójka” całkowicie je przerobiła zarówno wizualnie, jak i strukturalnie. Za dużo było dodatkowych zmiennych w „jedynce”? Nioh 2 ogranicza się do trzech żywiołów i dwóch statusów specjalnych. Ekwipunek Cię przytłaczał? No cóż… Dalej jest tego wszystkiego pełno, ale o wiele łatwiej jest wyszykować sobie sprzęt, z którym spędzisz więcej czasu. Zmian doczekała się nawet fabuła: Nioh 2 jest prequelem i rozgrywa się w bardziej interesującym okresie historycznym, obsadza ciekawszych bohaterów i mocniej angażuje magię w opowieść. Wreszcie historia trzyma w napięciu.

Jedziemy dalej. „Jedynka” czasem wprowadzała w zakłopotanie niejasnością swoich systemów. Technicznie, obniżenie Ki wroga do zera powinno go zmęczyć tak, byś mógł zadać decydujący cios; a jednak niektóre potwory na złość nie chciały położyć się spać. Druga część rozbudowuje tę mechanikę, czyniąc ją jednak bardziej sprawiedliwą. Po obniżeniu paska Ki demona do zera, zmienia się on w pasek oszołomienia: teraz Twoje ataki przerywają wrogie ruchy i obniżają maksymalną Ki, aż w końcu yokai pada na pysk, a Ty możesz zadać mu potężny cios. Te zmiany z kolei wszystkie razem wpływają na całkiem inne tempo walk z bossami. W pierwszej części te pojedynki zlewały się po czasie w jedno, bo oponenci zaczynali zadawać tyle obrażeń, że Twój pasek życia w zasadzie przestawał mieć znaczenie. W efekcie chodziło o to, żeby te starcia skończyć jak najszybciej, często z pomocą Żywej Broni – zdolności, która czyni Cię nieśmiertelnym i napełnia broń potężną siłą.

Nioh 2 poszło po rozum do głowy i zamiast aktywować Żywą Broń, teraz zmieniasz się w demona i jest to transformacja bardziej taktyczna: używasz jej by dobić wroga lub zrobić sobie miejsce w środku walki. Bossowie nie zabijają już byle pierdnięciem, chociaż karcą nieuwagę – tym razem jednak da się nauczyć schematu ataków nawet w trakcie starcia, nie wyłącznie metodą prób i błędów. Pojedynki są jednak dłuższe i mają całkiem inny rytm, co wychodzi im na dobre: demony, gdy już zbijesz im Ki, zmieniają arenę w Mroczny Świat. Teraz walczą nieco inaczej, a Ty musisz uważać na swoją własną wytrzymałość. Walki w Nioh 2 mają dynamikę przeciągania liny. Co chwilę zmienia się w nich przewaga: nie jesteś ani agresywnym komarem, jak w Sekiro, ani nie czekasz na decydujący moment, by zaatakować i się cofnąć. Chodzi o zaadaptowanie się do sytuacji nie tylko przed, ale i w trakcie lania.

Nioh 2 wreszcie ma ciekawsze postacie

Team Ninja zrobili swój najlepszy tytuł od ponad dekady

Trudno jest mi powiedzieć, czy Nioh 2 jest grą trudniejszą od poprzedniczki, bo chociaż wymaga więcej, to jest też po prostu tysiąc razy bardziej fair. Na każdą rzecz, którą rzuca Ci pod nogi, odpowiada jakąś pomocą. Level design daje Ci alternatywną ścieżkę; gra rozluźniła kooperację, po drodze możesz też wezwać kierowanego przez AI ducha innego gracza; niektóre z z mocy pochodzących od yokai są zaś na tyle potężne, że drastycznie przechylają szanse w Twoją stronę. Gra pozwala Ci tak naprawdę grać czym chcesz, pod warunkiem, że rozumiesz podstawy rozgrywki. Widoczny już w oryginale ogrom możliwości i potencjalnych buildów tutaj jest jeszcze bardziej namacalny, bo one wszystkie faktycznie działają. Z jednej strony więc Nioh 2 zachęca, żebyś dał nura w ten ocean systemów i liczb; z drugiej, jeśli nie masz na to ochoty, to w zupełności możesz polegać na znajomości mechanik i refleksie. Ja za grzebanie w tych wszystkich potencjalnych opcjach wziąłem się po stu godzinach. Te wszystkie dostępne możliwości są Twoim przyjacielem, nie wrogiem.

W wielu słowach opisuję wiele rzeczy, które wydają się dość drobnymi zmianami. Nie sposób jednak zbagatelizować, jak diametralnie zmieniają i ulepszają one zabawę w Nioh. Określenie „balet śmierci” jest być może jednym z najczęściej nadużywanych w kontekście gier akcji, ale doskonale opisuje to, co dzieje się tutaj. Rozgrywka w Nioh 2 jest pomostem między techniczną perfekcją gier takich jak Devil May Cry, a metodyczną precyzją Dark Souls. Dynamika i atrakcyjność tych pierwszych łączą się pięknie z dyscypliną i elegancją drugich. To pierwszy Soulslike, którego można postawić na równi z produkcjami From Software; który wyciął sobie swoją naprawdę własną niszę.

Gdy Team Ninja zapowiedziało, że część druga Nioh nie będzie drastycznie różnić się od pierwszej, ustawiło to moje oczekiwania: dostaniemy względnie to samo, ale więcej i bardziej, co akurat niekoniecznie musi tej grze służyć. Team Ninja nie postawili jednak na „więcej” i „bardziej”. Naprawili niemal wszystko, co nie grało w „jedynce” i wycyzelowali atuty do perfekcji. Jeśli pałasz najmniejszą sympatią do tego gatunku, jesteś sobie po prostu winny zagranie w Nioh 2; jeśli masz PS4 i szukasz ambitnej gry akcji – też warto. To będzie jedna z najlepszych gier 2020 roku.


From Software doczekało się wreszcie godnej konkurencji. Na kanwie Dark Souls zbudowano coś faktycznie unikatowego, co w Nioh 2 wyszlifowano niemalże do perfekcji.

Trochę za dużo jest w tym wszystkim różnych menu. Po każdej z misji trzeba spędzić przynajmniej kilka minut w ekwipunku, a wiele funkcjonalności można by usprawnić i ograniczyć liczbę kliknięć.

Dawniej student projektowania gier na Uniwersytecie Śląskim w Sosnowcu, przez chwilę nawet doktorant. Kurator gier wideo katowickiego festiwalu Ars Independent. Wierny fan twórczości Hideo Kojimy, Yoko Taro i Shigesato Itoiego. Podobno napisał kiedyś tekst, który miał mniej niż 13 000 słów, ale plotka ta pozostaje niepotwierdzona. Ustatkowany Gracz. Z twarzy.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*