Trafiają się czasami takie tytuły, w które grasz i się męczysz. Męki te mogą mieć różne odcienie. A to mechanika jest za mało rozbudowana, a to wyzwań jest niewiele, rozgrywka jest za krótka, za długa… Gra nie musi być przy tym wcale słaba, po prostu grając w nią nie daje Ci spokoju myśl, że całość mogła, a wręcz powinna być znacznie lepsza.
Pierwszy Titanfall rozbudził tytaniczne oczekiwania. W końcu był to debiut Respawn Entertainment – studia, o którym było głośno zanim w ogóle zapowiedziano ich pierwszą grę. W dużej mierze przez osoby Jasona Westa i Vince’a Zampelli – założycieli Infinity Ward, czyli twórców Call of Duty, którzy ze swojej firmy wylecieli po legendarnej już dyspucie z Activision. Ojcowie współczesnego FPS-a sieciowego chcieli stworzyć coś zupełnie nowego, ale i dobrego. Chęci znalazły potwierdzenie w rzeczywistości: Titanfall był dobry, i tyle. Sama rozgrywka, w której gracz wcielał się w pilotującego ogromne mechy superżołnierzy była diabelnie ekscytująca i była może nie nowym wiatrem, ale powiewem świeżości w tym smutnym jak śląska jesień gatunku. Tytuł jednak cechowały problemy z balansem, ograniczonym arsenałem, niewielką ilością map czy trybów (m.in. kampanii), topniejącą przez to bazą graczy, czy też brakiem podstawowych funkcjonalności… Ale o sequel byłem spokojny.
Kyojin no Ochiri
Trzeba na wstępie powiedzieć bardzo ważną rzecz o Titanfall 2 – ta gra jest naprawdę głupia. Mówimy bowiem o tytule, w którym występują gigantyczne mechy, a ich właściciele mają wśród szeregowych żołnierzy rangę półbogów. Radosna głupota jest w tę koncepcję wpisana. Pierwszy Titanfall jeszcze się nieco ograniczał, ale sequel już całkiem puścił hamulec. Ta gra jest po prostu anime jak diabli: jest klasa tytanów uzbrojona w miecz, jeden z dostępnych granatów to shuriken, który wybucha w ognisty snop, Twój pilot może być przenoszącym się między wymiarami robotem… Już w poprzedniej części na ekranie stale się coś działo, ale tutaj jest już znacznie bardziej spektakularnie i mięsiście. Nie da się nie uśmiechnąć, kiedy Tytani używają specjalnych umiejętności i wręcz wymiotują laserami w przeciwników. Jak Tengen Toppa Gurren Lagann czy Pacific Rim, Titanfall 2 stawia na czystą esencję z bycia superbohaterem, którego największą bronią jest gigantyczny mech.
Cała ta głupia otoczka cieszy tym bardziej, że w Titanfalla 2 gra się wyjątkowo dobrze. To jednak zasługa nie tyle dobrego designu broni czy Tytanów; koronnym argumentem odróżniającym ten tytuł na tle innych FPS-ów jest poruszanie się. Już dawno nie grałem w multiplayerowy tytuł, w którym podróż od celu do celu, a czasem od punktu respawnu do celu, może być tak przyjemna. W Titanfallu liczy się utrzymywanie stałej prędkości poprzez bieganie po ścianach, podwójne skoki i ślizgi, w czym pomaga nowa zabawka w postaci liny z hakiem. Tempo wspomnianego biegania jest nieco mniej szalone niźli w oryginale, ale przez to łatwiej jest się w nim połapać. Podróżowanie jest niemalże minigierką samą w sobie, bo właśnie to będziesz próbował opanować w pierwszych godzinach rozgrywki.
Dokonano mądrych zmian w balansie i ogólnej mechanice rozgrywki. Mocno ograniczono problematyczne bronie takie jak słynny, samonaprowadzający się smart pistol – teraz to broń specjalna, której moc naprawdę czuć – czy tłumiki, które w „jedynce” zmieniały pilotów w Predatorów. Roboty mają więcej mocy, ich obecność na polu bitwy wywiera większy wpływ na rozgrywkę. Interesująco wypada także ich relacja z graczami bez mechów. Mechanika rodeo na wrogich Tytanach została przebudowana; teraz pilot kradnie z robota baterię, którą może zanieść sojuszniczym mechom. Dzięki temu rozwalanie Tytanów wymaga nieco większego zaangażowania i kombinowania niż w poprzedniczce, gdzie te potężne roboty zdawały się miejscami bardziej delikatne od swoich małych właścicieli; z drugiej zaś, inteligentny gracz może teraz wycisnąć więcej z Tytanów, przy okazji zapodając sobie solidny zastrzyk adrenaliny. Widać to zwłaszcza w trybie „Do ostatniego Tytana”, gdzie umiejętna kooperacja poszczególnych pilotów nadaje rozgrywce większej głębi. Również tryby zachęcają do bezpośredniej interakcji z innymi graczami i elementami otoczenia.
Nie zawodzi otoczka wokół rozgrywki sieciowej. Do odblokowania czeka sporo rodzajów broni, elementów kosmetycznych i umiejętności odblokowywanych przez zdobywanie kolejnych poziomów doświadczenia lub kupowanych dzięki specjalnej walucie zarabianej podczas meczów. Dobrze działa przeglądarka społeczności pozwalająca szukać graczy o podobnych preferencjach, nie mogłem też narzekać na sam kod sieciowy – nawet w ciągu pierwszych godzin po odblokowaniu gry nie napotkałem większych problemów. W zasadzie, mogę tylko przyczepić się do braku trybów kooperacji; pewnie ukażą się, wzorem poprzedniczki w DLC, ale nie mogę na ten brak nie narzekać gdy myślę, jak pokopana mogłaby być rozgrywka przy tej ilości możliwości i dynamice. Zwłaszcza mając w pamięci kampanię…
Chłopiec i jego Tytan
Na osobne uznanie zasługuje tryb dla pojedynczego gracza, który jest nowością w stosunku do oryginału. Wówczas kombinowano z wprowadzaniem fabuły podczas meczów online, jednak była to średnio udana koncepcja – chociażby dlatego, że przy dynamice gry sieciowej nie ma szans na śledzenie żadnej opowieści. Titanfall 2 stawia już na klasyczną, liniową kampanię. I jest to strzał w dziesiątkę, bo udała się znakomicie.
W przygodzie dla pojedynczego gracza wcielasz się w Jacka Coopera – szeregowego żołnierza, który po śmierci swojego mentora dostaje pod opiekę BT-7274, Tytana klasy Vanguard, z którym Cooper próbuje dokończyć misję zmarłego właściciela. To ponownie brzmi jak materiał na dobre anime, prawda? Niestety, scenariusz nie należy do natchnionych i uderza bez emocji w klisze; wspomniana śmierć mentora odbywa się w pierwszym kwadransie, więc łatwo sobie wyobrazić, jaki niesie ze sobą ładunek emocjonalny, a relacja Coopera z BT-7274 zostaje tylko liźnięta, więc nie oczekuj The Last of Us z mechami w tle. Ale ta letnia historia w ogóle nie przeszkadza, ponieważ kampania nie zawodzi w kwestii jej zaprojektowania. Poziomy zostały skonstruowane doskonale i poruszanie się po nich to prawdziwa przyjemność. Do powyższego dołóż kapitalny design samych zadań: gra umieszcza Cię w naprawdę pomysłowych i ekscytujących scenariuszach, a przy tym nie trzyma się ich kurczowo przez całą kampanię; dlatego każdy z nich pozostaje czystym momentem power fantasy. Jak desant niczym w Normandii, tylko z udziałem Tytanów. Albo poziom, który rozgrywa się w gigantycznej faktorii produkującej sztuczne miasta do testów rzeczywistości wirtualnej. Wreszcie misja numer pięć, gdzie gra zmienia się w… Guacamelee. Czapki z głów przed kreatywnością ekipy z Respawn.
Oprawa graficzna tytułu nie zwala jednak z nóg – zwłaszcza modele postaci są dość „utylitarne” – ale zdecydowanie jest na czym oko zawiesić. Respawn nie boi się kolorów, dlatego Titanfall 2 cieszy oko, pozostając przy tym stuprocentowo czytelną grą. Ma to również przełożenie na działanie gry, bo nie zdarzyły mi się nawet pojedyncze spadki klatek poniżej 60 na sekundę, co w przypadku tego tytułu jest na wagę złota. Dobrze jest również z oprawą dźwiękową. Odgłosy broni, wybuchów czy Tytanów są przyjemnie chrupiące; choć może trochę szkoda mi, że muzyka nie jest czymkolwiek ciekawszym niż tylko niekończącym się strumieniem mocarnych bębnów, dramatycznych smyczków i podniosłej sekcji dętej.
Jeszcze parę słów o polskiej wersji językowej recenzowanej gry, zwłaszcza, że jest ona jedyną dostępną w naszym kraju. Tekstowa jej część stoi na przyzwoitym poziomie, chociaż rażą literówki, niekonsekwencje w tłumaczeniu np. nazw Tytanów czy kilka mniej fortunnie brzmiących zwrotów Dubbing jest jednak beznadziejny w całej swojej rozciągłości. Głosy nie pasują do postaci, aktorzy grają bez najmniejszych emocji, a wrzaski i okrzyki dochodzące z pola bitwy brzmią nieprzekonująco. Do tego wszystkiego dochodzi wszechobecna w ostatnim czasie w polonizacjach przeciętna jakość samych nagrań. BT-7274 brzmi żałośnie – pomijając jakość aktorstwa, nałożony na jego głos filtr to zwykła fuszerka, przez co potężny robot, z którym spędzisz praktycznie całą kampanię wypada raczej śmiesznie. Słaby dubbing ostatecznie nie jest wielkim problemem, ale jeśli EA decyduje się, żeby wydawać jeden ze swoich flagowych tytułów wyłącznie po polsku, to jednak wolałbym, żeby stał on na sensownym poziomie.
Nie pomyliłem się licząc na to, że Titanfall 2 będzie czymś naprawdę wyjątkowym. To ekscytujący, bardzo grywalny i przy okazji nad wyraz durny sieciowy FPS, który wprowadza sporo dodatków względem poprzedniczki i unika odtwórczości, nie tracąc esencji oryginału. Liczę tylko na to, że dopiszą gracze – byłoby mi szkoda, gdyby dzieło Respawn świeciło pustkami, chociaż przy takiej ilości miodu kapiącego z każdego otworu konsoli wydaje się to wręcz nierealne. Bo nie ma o czym tutaj dyskutować – Titanfall 2 jest kapitalny.
Adrenalina, mobilność postaci gracza, mięsistość gameplayu oraz kampania. Zmieszaj te składniki a otrzymasz mieszankę wybuchową!
Grając przymknij jednak oko na polską wersję językową oraz brak trybów kooperacji…