Ustatkowany Nintendomaniak #1

Nintendo

Miałem 7, może 8 lat. Za oknami królowały lata 80. Wybrańcy posiadali wówczas C64, choć gry w świadomości masowego odbiorcy były czymś, o czym się słyszało, ale nie posiadało. Ja miałem szczęście – w moim domu pojawiła się szara skrzynka z charakterystycznym czerwonym napisem „Nintendo Entertainment System”. Pierwsze podłączenie do telewizora nic jednak nie dało; winnym okazał się system NTSC i niekompatybilność hardware’u z telewizorem. Jednak już następnego dnia wujkowi udało się uruchomić NES-a, dzięki czemu na ekranie telewizora zagościł czarno-biały Mario, a w tle melodia, którą potrafiłem zanucić o dowolnej porze dnia i nocy. Miną lata zanim na innym telewizorze zobaczę kolory ubrań znanego w świecie rodzeństwa, ale nawet w odcieniach szarości gra rozbudzała moją wyobraźnię i ukształtowała gamingowy gust na całe życie.

Cześć. Mam na imię Marcin i jestem Nintendomaniakiem

W moim niewielkim mieście były może dwie lub trzy sztuki NES-a; ludziom ten skrót nic zresztą nie mówił. Wystarczyło jednak poczekać kilka lat, aby w Polsce jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się konsole sygnowane logotypem Pegasus – dziś okrzyknięte mianem kultowych. Myślę, że każdy kto wychował się w latach 90. XX wieku miał okazję zagrać chociażby w Contrę. Mojej wzbierającej wówczas Nintendomanii nie dało się wyplenić brakiem kolejnych po NES-ie platform, które sukcesywnie omijały oficjalną drogę dystrybucji w naszym kraju.

Będąc za granicą, już jako dorosły mężczyzna, mający w planach ożenek, spełniłem swoje marzenie z dzieciństwa. Kupiłem konsolę Nintendo DS, jednocześnie definiując i nazywając miłość do znanej marki. W kolejnych latach wymieniłem model DS-a na nowszy, a także zakupiłem inne sprzęty japońskiego producenta. Swoją pasją zarażam żonę, która podbiera mi konsolę aby poznawać przygody Laytona, zaś dwójka ukochanych dzieciaków odkrywa uroki kolejnych odsłon znanych serii. Wyciągają nas do sieci znanej restauracji kiedy w ichnich zestawach pojawiają się figurki ze znanym hydraulikiem i jego przyjaciółmi. W ich wieku nie wiedziałem, że główny przeciwnik braci Mario nazywa się Bowser. Dla mojego blisko pięcioletniego syna to oczywiste.

Genialna koncepcja i świetne wykonanie

Nintendo jest firmą… dziwną. Czasami konserwatywną, podejmującą niezrozumiałe decyzje, ale jednocześnie na tyle wizjonerską, że odmieniła przemysł gier wideo. Tak się stało w latach 80. za sprawą NES-a, Mario 64 pokazał światu, jak powinny wyglądać trójwymiarowe gry platformowe, a Wii że gry z kontrolerami ruchowymi mogą działać i bawić. Obecnie wszyscy jesteśmy świadkami kolejnego przełomu. Nintendo Switch to połączenie konsoli przenośnej i stacjonarnej. Wystarczy wyciągnąć sprzęt ze stacji dokującej, aby w sekundę gra pojawiła się na ekranie, który de facto trzymasz w rękach. W dodatku przy ekranie znajdują się dwa odczepiane kontrolery, w które wpakowano całkiem sporo technologii – kontrola ruchów, czujnik zbliżeniowy, silniczki odpowiedzialne za drganie, czytnik NFC.

Nintendo

Przed premierą konsoli słychać było jednak sporo sceptycznych głosów. Dzisiaj – po prawie 9 miesiącach od premiery – można śmiało powiedzieć, że te opinie nie mogły być bardziej mylące. Nintendo Switch sprzedał się do tej pory w 7 milionach egzemplarzy, a przed Tobą wciąż najgorętszy okres w roku, czyli Święta Bożego Narodzenia.

Świetna platforma dla indie-gier

Oczywiście, w tak niewielką jednostkę nie udało się zapakować najpotężniejszych procesorów czy GPU. Gry na Xboksie One i PlayStation 4 (o PC nie wspominając) będą wyglądać zdecydowanie lepiej. Będzie je można odpalić chociażby w rozdzielczości 4K; ze Switcha wyciągnąć można co najwyżej Full HD na telewizorze i 720p w wersji przenośnej. Ale bardzo szybko o tym zapomnisz!

Już jakiś czas temu fantazjowałem o urządzeniu, na którym mógłbym pograć w dobre indie-gry w dowolnym momencie, bez konieczności odpalania komputera i najlepiej na wyjeździe. Teraz mam taką możliwość. Od czasu premiery hardware’u, w e-shopie pojawiło się ponad 200 pozycji. Są to w przeważającej większości tytuły dobre i bardzo dobre, a nawet znakomite. Developerzy, którzy zaryzykowali wydanie gier na tę platformę, notują bardzo wysoką sprzedaż tytułów. Przykładem powyższego jest chociażby polski Serial Cleaner, który 30 listopada zadebiutował na tej właśnie konsoli…

CDN

Autorem wpisu jest Marcin Krupiński – recenzent, projektant oraz developer gier, współtwórca projektu Znad Planszy.


Jeśli posiadasz lekkie pióro, zalążek umiejętności przekazywania treści i wyszukiwania interesujących tematów oraz chcesz opublikować swój tekst na łamach Ustatkowanego Gracza, koniecznie wyślij maila na adres mateusz@ustatkowanygracz.pl

5 komentarzy

  1. Znam człowieka. Nie kłamie. Maniak! 🙂

    Odpowiedz
    • Sama prawda 🙂 A ktoś mógłby pomyśleć… że Marcin to tylko planszówki 🙂

    • To chyba teraz, bo jak ja go poznałem, mogłem mówić, że Marcin to tylko Final Fantasy 😀

    • A Final Fantasy to gdzie zadebiutowało? 🙂 Na Nintendo przecież

    • Na etapie, na którym się poznaliśmy, nie ograniczała Cię platforma. Było Final Fantasy i w tym zestawie siedziało wszystko 😀

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*