Do europejskich komiksów podchodzę jak pies do jeża. Nieco nieufnie, będąc jednocześnie świadomym, że na kanwie tegoż właśnie rynku komiks rozprzestrzenił się po świecie.
Nie zmienia to jednak mojego przeświadczenia o tym, że przygody bohaterów komiksów tożsame są z Ameryką Północną, Stanem Lee, Jackiem Kirby oraz znanymi na cały świat wydawnictwami. Co nie znaczy, że w poniższym tekście nie odniosę się do szeleszczących na wietrze trykotów. Co to, to nie! Poniższą recenzję podzielę jednak na dwie składowe, w pierwszej skupiając się na 8 tomie Batmana oraz debiutującym na polskim rynku komiksie Hawkeye. W drugiej zaś na albumie autorstwa Runberga i Homsa, który w mojej opinii wypada naprawdę dobrze.
Hawkeye – Moje życie to walka
„Moje życie to walka” jest komiksem opartym na kanwie oryginalnego Hawkeye #1-5 oraz Young Avengers Presents #6, którego autorzy stanowią śmietankę komiksowego świata. Stalówki maczali w nim Matt Fritchman, David Aja oraz Javier Pulido – scenarzysta i wielokrotnie nagradzani rysownicy. Ponadto na okładce polskiego wydania zacytowane zostały opinie pochodzące z dwóch najbardziej rozpoznawalnych, anglojęzycznych stron, tj. comicbookresources.com oraz comicvine.com, mające świadczyć o klasie tejże opowieści. I choć sama w sobie może zaimponować rozmachem (jest w niej każda składowa o tym świadcząca – tajemniczy zabójcy, superbohaterowie, kosmiczne statki), tak warto podkreślić, że jedynie czytelnikom do maksymalnie 18 roku życia.
Hawkeye, a de facto Clint Barton jest jednym z ex-Avengers, który choć zmęczony życiem, próbuje raz jeszcze ocalić świat przed różnorodnym złem, tym razem skondensowanym w postaci Madame Masque, Kingpina i różnorodnej maści pomniejszych kryminalistów, którzy próbują dorwać w swoje ręce taśmę z pewnym obciążającym głównego bohatera tejże historii dowodem. Historia zatem oblana jest sosem infantylizmu, którego ustatkowany gracz nie doceni. Na korzyść jednak wypada tłumaczenie dialogów w wykonaniu Marcina Wróbla – polskiego tłumacza literatury anglojęzycznej – które nie tylko posiadają humorystyczny sznyt, ale zgrabnie ratują recenzowany komiks w oczach dojrzalszego czytelnika.
Tymczasem wspomniany na wstępie 8 tom Batmana sygnowany logotypem „Nowe DC Comics” to już całkiem inna para kaloszy. Dziwi to nieco, gdyż uniwersum przez niego reprezentowane wręcz do granic możliwości wypchane zostało kolorowymi postaciami i niejednokrotnie naiwnymi zakończeniami. A mimo wszystko…
Batman – Waga superciężka
…to właśnie ten komiks najbardziej przypadł mi do gustu. Autorzy bowiem nie skupiają się na młodszym czytelniku, oddając w Twoje ręce dojrzalszą historię (w której nie brakuje walki z… prądotwórczą masą, ale uznajmy to za wypadek przy rzemieślniczej pracy Grega Capullo i Scotta Snydera). To właśnie z niej dowiesz się, dlaczego Jimowi Gordonowi zazdrościł będziesz postury, gdzie podziewa się Bruce Wayne i czemu nie pamięta nietoperzych przygód. To również w tym komiksie (który w oryginale został wydany jako Batman #41-45 oraz DC Sneak Peak: Batman #1) podniesiony zostanie problem rasizmu, biedy i dziecięcych marzeń, zgrabnie wplecionych w całość wydanego albumu, który zdecydowanie jawi się jako warty zakupu.
Całość wieńczą zaś szkice koncepcyjne, galeria alternatywnych okładek oraz samo wydanie komiksu, który choć nie jest tani (jest to wydatek rzędu 75 PLN), stanowi przepaść pomiędzy przygodami Bruce’a serwowanymi przez TM-Semic w latach 90. XX wieku. Tłoczona gruba okładka, cudownie dobrani rysownicy, album wydany z klasą – oto składowe sukcesu.
Millennium – Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet
Komiks oparty na podstawie słynnej trylogii Stiega Larssona to wydany w formacie A4 na papierze kredowym album, który czyta się jak książkę. W dużej mierze dlatego, że to właśnie ona naszkicowała tło fabularne komiksu, które podane wcześniej również w strawnej formule kinomatograficznej, kolejny raz ujmuje – rysunkiem, treścią, magicznie zamkniętym w niej napięciem. Ujmuje i pozytywnie zaskakuje.
Trylogia Millennium od zawsze była do bólu szwedzka, brutalna i ciężkostrawna. Nie inaczej jest tym razem. Recenzowany komiks nie idealizuje, a wręcz przedstawia brutalną prawdę stojącą za morderstwem dziewczyny. Wątek kryminalny pięknie akcentuje mocny język i zahaczającą o BDSM namiętność, która wydaje się emanować z kart komiksu. To mocna i godna zakupu rzecz, jednak TYLKO DLA DOJRZAŁEGO CZYTELNIKA!
Paweł Mi
>>ocalić świat przed różnorodnym złem, tym razem zutylizowanym w postaci Madame Masque, Kingpina i różnorodnej maści pomniejszych kryminalistów<<
Zutylizowanym w postaci? Czyli te postaci są jakąś taśmą przerabiającą zło do ponownego wykorzystania? Co autor ma na myśli?
Ustatkowany Gracz
Cześć Pawle,
Dzięki za wyrażenie opinii i… wyłapanie błędu. Autor miał na myśli „kondensację”, co już zostało poprawione. Natomiast co do taśmy przerabiającej zło do ponownego wykorzystania – tutaj trafiłeś w sedno. Wszak wielu z łotrów Marvela / DC pozornie pogrzebanych, wracało w najmniej oczekiwanych momentach, tworząc podwaliny pod kolejne przygody.
Życzymy sobie większej ilości tak uważnych czytelników jak Ty!